Z ziemi włoskiej do polskiej przywędrował m.in. kotlet schabowy (przez Austrię) i pomidory pochodzące z Ameryki Południowej. Od Arabów mamy pieprz i inne przyprawy, Żydzi zostawili karpia po żydowsku i chałkę. Z różnych stron świata przybywają imigranci, nowinki, zamorskie rarytasy.
Gdyby położyć na jednym stole produkty uznawane za polskie, okazałoby się, że większość z nich trafiła do nas z innych stron świata, z różnych kultur i tradycji. Zakorzeniły się z rozmaitych powodów. Nasze złudzenie, że mamy jakieś „czysto polskie” dania czy produkty, wspiera poczucie tożsamości budowane na mitach i spiżowych pomnikach. Kuchnia to podróż, wieczna migracja, w tobołkach wędrowców przewożone są sekrety kulinarne, nasiona, pamięć przodków.
Kradzione tuczy
Bywa i tak, że roślina zostaje sprowadzona sztucznie i niejako narzucona. Food On The Edge, coroczne sympozjum na temat żywności, które odbywa się w Galway w Irlandii, parę lat temu wypuściło prowokacyjny komunikat – zdjęcie ziemniaka, któremu towarzyszyło wyrażenie: „Jestem imigrantem”. Ziemniak (Solanum tuberosum) dotarł do Europy w XVI w. Francisco Pizarro, konkwistador hiszpański, podbijając imperium Inków na początku XVI stulecia, przywiózł bulwę przy okazji. Odmiana kwitła na biało, Indianie spożywali ją po ugotowaniu lub upieczeniu i nazywali papas lub patata. W 1554 r. ziemniaki trafiły do Europy. Na początku lat 70. szpital dla ubogich w Sewilli zamówił