Tradycja wynaleziona
i
Daniel Mróz – rysunek z archiwum, nr 602/1956 r.
Dobra strawa

Tradycja wynaleziona

Monika Kucia
Czyta się 9 minut

Z ziemi włoskiej do polskiej przywędrował m.in. kotlet schabowy (przez Austrię) i pomidory pochodzące z Ameryki Południowej. Od Arabów mamy pieprz i inne przyprawy, Żydzi zostawili karpia po żydowsku i chałkę. Z różnych stron świata przybywają imigranci, nowinki, zamorskie rarytasy.

Gdyby położyć na jednym stole produkty uznawane za polskie, okazałoby się, że większość z nich trafiła do nas z innych stron świata, z różnych kultur i tradycji. Zakorzeniły się z rozmaitych powodów. Nasze złudzenie, że mamy jakieś „czysto polskie” dania czy produkty, wspiera poczucie tożsamości budowane na mitach i spiżowych pomnikach. Kuchnia to podróż, wieczna migracja, w tobołkach wędrowców przewożone są sekrety kulinarne, nasiona, pamięć przodków.

Kradzione tuczy

Bywa i tak, że roślina zostaje sprowadzona sztucznie i niejako narzucona. Food On The Edge, coroczne sympozjum na temat żywności, które odbywa się w Galway w Irlandii, parę lat temu wypuściło prowokacyjny komunikat – zdjęcie ziemniaka, któremu towarzyszyło wyrażenie: „Jestem imigrantem”. Ziemniak (Solanum tuberosum) dotarł do Europy w XVI w. Francisco Pizarro, konkwistador hiszpański, podbijając imperium Inków na początku XVI stulecia, przywiózł bulwę przy okazji. Odmiana kwitła na biało, Indianie spożywali ją po ugotowaniu lub upieczeniu i nazywali papas lub patata. W 1554 r. ziemniaki trafiły do Europy. Na początku lat 70. szpital dla ubogich w Sewilli zamówił

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Zasada stu mil
i
Zdjęcie: Thought Catalog/Unsplash
Dobra strawa

Zasada stu mil

Monika Kucia

Tylko od naszego widzimisię zależy, czy zjemy na obiad danie koreańskie, rosół czy może sałatkę z pomidorów i awokado. Może jednak warto się rozejrzeć i sięgnąć po to, co wyrosło i zostało przetworzone wokół nas, a nie na drugim końcu świata.

Człowiek to z natury omnivorus. Zje wszystko. Upiecze placek ze zmielonych ziaren zbóż, sfermentuje wnętrzności foki, zerwie i papaję, i porzeczki, i pędy chmielu, wyciśnie oliwkę, wysuszy wodorosty. Wydoi owcę, zrobi z mleka ser, nada mu kształt, a nawet go uwędzi. Tam, gdzie trafia, zaraz znajduje produkty, które przetwarza na pokarm. Chce coś koniecznie przerabiać i powodować jakieś przemiany. Taka jest, widać, nasza natura: „Spulchnię ziemię na zboczu i pestkę winogron w niej złożę” – pisał poeta Bułat Okudżawa. Ta wspaniała praktyka prowadzi do wielu wyjątkowych wynalazków kulinarnych, takich jak parmezan, wino bordoskie, miso, czyli japońska pasta z fermentowanej soi, i proziaki – chlebki sodowe z Podkarpacia. Prowadzi też do rosnącego apetytu.

Czytaj dalej