Ziemia, woda, ogień, powietrze i przestrzeń. Tych pięć żywiołów natury jest według tybetańskiej kultury istotą wszystkiego. Procesy, które między nimi zachodzą, tworzą wszechświat – i nasze życie.
Żeby zrozumieć tybetańską medycynę, astrologię albo po prostu tamtejsze tradycje duchowe, musimy zacząć od zrozumienia natury żywiołów. We wschodniej kulturze należą one nie tylko do świata przyrody, ale także są metaforą służącą do opisywania nawet najdrobniejszych zjawisk, również tych, które zachodzą w nas samych. Łączą więc makro- i mikrokosmos, duchowość i cielesność. Tybetańczycy wierzą też, że żywioły natury są ucieleśnieniem niezliczonych bóstw i odwołują się do nich podczas swoich szamanistycznych praktyk.
Brak połączenia z żywiołami trawi mnie właśnie teraz, kiedy od kilku czy nawet już od kilkunastu dni siedzę przed monitorem w moim warszawskim mieszkaniu i piszę albo próbuję pisać. Zanim więc przywołam w tekście żywioły z tradycji tybetańskiej, najpierw sama muszę wyjść na zewnątrz i ich doświadczyć. Mogłoby to być ciepło ogniska, najlepiej gdzieś nad rzeką. Dobra byłaby kąpiel w morzu albo nawet sam widok fal. Wspaniale podziałałby porządny haust górskiego powietrza. Musi wystarczyć spacer w parku.
Sekunda po sekundzie trwa życie – wielki i skomplikowany proces, który składa się z niezliczonej ilości pomniejszych procesów. Poza tymi, które są związane z ciałem, zachodzą w nas także inne, niefizyczne. Według filozofii tybetańskiej w naszym ciele są tysiące kanałów, którymi przepływa energia życiowa. Część z nich to tzw. kanały substancjalne: nerwy i naczynia krwionośne wraz z układem limfatycznym. Jednak medycyna hinduska zakłada również, że mamy w ciele kanały niesubstancjalne: ścieżki prany, czyli życiowej energii, od której zależy funkcjonowanie ciała oraz poziom naszej świadomości. Nie możemy ich zmierzyć ani zobaczyć, potrafimy je tylko odczuć.
Zgodnie z buddyjską tradycją zaburzenia życiowego procesu mogą pojawić się na różnych poziomach doświadczeń. Na poziomie fizycznym będą to dolegliwości ciała. Kiedy się pojawią, udajemy się do lekarza danej specjalizacji i poddajemy się leczeniu. Problemy powstałe na poziomie umysłowym możemy rozwiązywać np. z pomocą psychologa lub psychiatry. Zdaniem Tybetańczyków istnieje jeszcze trzecia sfera – energetyczna – i na jej poziomie też mogą wystąpić zaburzenia. Nie jesteśmy w stanie ich diagnozować ani leczyć za pomocą konwencjonalnej medycyny, potrzebne są więc inne metody. Posługujemy się zatem intuicją, astrologią, przyglądamy się naszym snom, wykonujemy oczyszczające rytuały, medytujemy, ćwiczymy jogę albo modlimy się. Nie namawiam tutaj do wykonywania czegoś, czego nie rozumiemy, chodzi mi raczej o pokazanie, jak troska o swój dobrostan wygląda tam, gdzie ludzie nadal żyją blisko przyrody. Przecież i my uznajemy za fakt, że kontakt z naturą jest niezbędny człowiekowi do zdrowego funkcjonowania.
Ważną praktyką buddyjską jest tzw. rytuał Odzyskiwania Duszy i Siły Życiowej. To jednak trudna, tzw. głęboka praktyka, do której potrzebujemy nauczyciela. Prostszą jest Odzyskanie Energii Żywiołów – ten rytuał możemy wykonać samodzielnie. Punktem wyjścia do niego jest przekonanie, że świat zewnętrzny oddziałuje na nasz – ten wewnętrzny. Składamy się z tych samych pierwiastków co wszechświat, możemy więc być z nim w zgodnej jedności albo w konflikcie. Co to jednak znaczy: żyć w zgodzie ze światem? Buddyzm odpowiada: przyjmować to, co jest nam dane. Zrozumienie, co symbolizują poszczególne żywioły w naszym wnętrzu, z jakimi emocjami i cechami osobowości się wiążą, pozwoli dotrzeć do sposobu, w jaki możemy je w sobie zharmonizować i dzięki temu doświadczyć równowagi w ciele oraz umyśle.
Przestrzeń – mądrość pustki
Najsilniejszym żywiołem, w którym istnieją wszystkie pozostałe, jest przestrzeń. To bezkresne, pozbawione chmur niebo. Obserwuj je. Przestrzeń daje nam poczucie wolności, łatwość i jasność myślenia oraz ekspansywność w działaniu. Ten żywioł manifestuje się jako nasza świadomość. Jeśli go zharmonizujemy, uzyskamy możliwość pomieszczenia w sobie wszystkiego – zarówno emocji, jak i doświadczeń. Jeśli jednak mamy w sobie za dużo przestrzeni, trudno nam połączyć się z innymi żywiołami. Z kolei gdy mamy jej za mało, inny żywioł może nas zdominować i determinować nasze reakcje. Przykładem osoby ze zrównoważoną przestrzenią jest ktoś, kto ma rodzinę, pracę, potomstwo oraz pasje, i znajduje na to wszystko czas i energię. Osoba z niedoborem wewnętrznej przestrzeni nie będzie miała czasu na nic: nie jest w stanie pogodzić obowiązków zawodowych z wychowywaniem dzieci, nie mówiąc już o pasjach czy przyjaźniach. Natomiast osoba z nadmiarem tego żywiołu dryfuje na powierzchni życia. Praca nie jest dla niej istotna, dzieci są daleko, partner to współlokator. Taki człowiek nie jest skupiony na niczym i nic nie sprawia mu satysfakcji.
Tybetańczycy twierdzą, że jeśli nasza świadomość integruje się oraz identyfikuje z naszymi „czystymi” właściwościami, wtedy wyłania się budda. Jeśli natomiast utożsami się z właściwościami „nieczystymi”, uwikłamy się w cierpienia tego świata – to doświadczenie znane większości z nas. Utożsamiamy się z tym, co jest „na zewnątrz” nas, np. z pracą, z relacjami lub z naszym ciałem. A przecież to tylko zawartość przestrzeni, zaledwie pewne doświadczenie. To nie jesteśmy my – bo przecież my jesteśmy doświadczającym. Potwierdzamy siebie przez samo doświadczanie bycia, a nie poprzez to, w jaki sposób odbiera nas świat zewnętrzny. Jeśli stracimy coś, z czym do tej pory się utożsamialiśmy, np. naszą karierę zawodową lub partnera, może wpłynąć to negatywnie na naszą samoocenę. Istnieje nawet ryzyko, że się załamiemy. Oczywiście bywa i tak, że potraktujemy tego typu utratę jako nowe otwarcie oraz szansę – takie podejście prowadzi do akceptacji samego siebie i wszystkiego, co nas spotyka.
Wewnętrzny żywioł przestrzeni doskonale rozwija dzogczen. Pod pojęciem tym kryje się system nauk i praktyk obecnych zarówno w tradycji bon, jak i buddyzmie tybetańskim ningma. Dzogczen, czyli „wielka doskonałość”, to stan, gdy doświadczamy rzeczywistości takiej, jaka jest, bez przyciągania i bez niechęci, bez interpretowania jej. Dzięki dzogczen możemy nauczyć się postrzegania wszystkich stworzeń oraz bytów tak, jak zostały stworzone – jako skończone i doskonałe.
Jeśli wyrównamy wpływy pozostałych czterech żywiołów, nasz związek z przestrzenią również, siłą rzeczy, znajdzie się w równowadze. Dzięki niej możemy panować nad gniewem oraz dawać i przyjmować miłość. To mądrość pustki.
Powietrze – mądrość spełniająca
Owiewające twarz rześkie powietrze. Ten żywioł daje nam wewnętrzną szybkość, świeżość, żywotność i elastyczność. Powiązany jest również ze zdolnością uczenia się i ciekawością świata. Powietrze niesie ze sobą zmianę, więc jeśli rozwiniemy w sobie ten aspekt, możemy zmieniać negatywne rzeczy w pozytywy, przekształcać nienawiść w miłość, zazdrość w otwartość, dumę i egoizm w spokój. Jeśli jednak żywioł powietrza okaże się u nas dominujący, nie będziemy w stanie zatrzymać się, na niczym poprzestać, zawsze będzie nam się wydawało, że gdzie indziej jest lepiej. Nasze życie zacznie polegać na ciągłej pogoni za zmianą. Osoby z nadmiernym aspektem żywiołu powietrza są niestałe i labilne emocjonalnie. Ci zaś, którym brakuje tego żywiołu, utykają w miejscu, nie są w stanie niczego zmienić w swoim życiu. Zrównoważony aspekt powietrza da nam zdecydowanie w myśleniu i działaniu. Pozwala na przezwyciężenie dumy, osiągnięcie spokoju.
Praktykami zalecanymi przy wzmacnianiu naszego wewnętrznego żywiołu powietrza są ćwiczenia oddechowo-ruchowe tsalung, znane też jako joga tybetańska. Powietrze reprezentuje mądrość wszechspełniającą.
Ogień – mądrość rozróżniająca
Płonący ogień, słońce grzejące prosto w twarz, blask ogniska i jego płomienie liżące drewno. Żywioł ognia daje nam energię, silną wolę, zdolność kreacji, inspirację oraz poczucie błogości. To energia entuzjazmu, moc twórcza i radość. Inaczej niż przy wodzie, która jest powiązana z zadowoleniem i akceptacją.
Jeśli mamy w sobie za dużo ognia, zbyt łatwo ulegamy emocjom, jesteśmy drażliwi, irytują nas inne niż nasza postawy życiowe, nie jesteśmy tolerancyjni. Ludzie ognia są szybcy i niestabilni; często czują niepokój, dużo mówią i dużo robią. Kiedy natomiast mamy za mało ognia, wtedy brakuje nam inspiracji, łatwo popadamy w rutynę, nie czerpiemy radości z pracy. Mając wewnętrzny ogień w równowadze, umiemy przezwyciężyć pożądanie i chciwość. Potrafimy być szczodrzy. Ogień to mądrość rozróżniająca.
Woda – mądrość zwierciadlana
Gładka tafla morza, spokojne jezioro, rzeka, rzeczka. Jeśli nie masz dzikiej wody w zasięgu, pomyśl o niej. Wyobraźnia potrafi wiele zdziałać. Skup się na wodzie, której możesz się napić.
Według filozofii tybetańskiej woda symbolizuje otwartość i przezwyciężanie zazdrości. Zrównoważony żywioł wody oznacza płynięcie przez życie we właściwym tempie. Akceptujemy wszystko i wszystkich; cieszymy się tym, co mamy. Inaczej jest, gdy żywioł wody dominuje nad innymi. W takim przypadku osoba doświadcza tak wielu wrażeń i emocji, że jej dobre samopoczucie doprowadza ją do zaniedbywania obowiązków, do zatracenia się w przyjemnościach. Tacy ludzie nie chcą zajmować się problemami i trudnościami, nawet jeśli to grozi utratą cennych relacji albo dóbr. Nadmiar żywiołu wody oznacza prześlizgiwanie się po życiu. Z kolei niedobór powoduje, że człowiek nie jest w stanie odnaleźć radości w kontaktach międzyludzkich, nie czerpie przyjemności z życia.
Równowaga sprawia, że osiągamy spokój, przyjemność, zmysłowość i rozluźnienie. Woda to mądrość zwierciadlana.
Ziemia – mądrość równowagi
Wysokie góry są dobrym miejscem, by doświadczyć żywiołu ziemi. Jednakże ziemia jest wszędzie, wystarczy kawałek bez betonu, trawy, mchu – zwykłej gleby. Usiądź na niej. Ziemia to metafora siły, pewności, skupienia, koncentracji, poczucia bezpieczeństwa. To grunt pod nogami, w szamanizmie ziemia znajduje się w centrum mandali, jest środkiem wszystkiego (chociaż według nauk tantry i dzogczen środkiem wszystkiego jest przestrzeń).
Jeśli ziemia jest w harmonii z innymi żywiołami, staje się solidną podstawą wszystkiego. Osoby, które mają zrównoważony wewnętrzny żywioł ziemi, są pewne siebie, ale nie zarozumiałe, traktują sprawy poważnie, jednak nie nazbyt poważnie. Nie ulegają łatwo emocjom oraz impulsom; nie poddają się, przezwyciężają swoje braki lub niewiedzę.
Jak rozpoznać, że nasz wewnętrzny żywioł ziemi nie znajduje się w równowadze? Jeżeli problemem jest nadmiar, pojawia się poczucie uziemienia: ospałość, ociężałość, bierność, która może być odczuwana jako trudne do przezwyciężenia lenistwo. Objawy pojawiają się nie tylko na poziomie ciała, lecz także umysłu. Będą to np.: otępienie czy stany depresyjne, brak mocy twórczych, małostkowość czy nadmierne przywiązanie do błahych spraw. Z drugiej strony brak kontaktu z ziemią to rozchwianie emocjonalne, nieukorzenienie. Osoby, u których żywioł ziemi jest zbyt słaby, nie są w stanie dokończyć rozpoczętych projektów, nigdzie nie czują się dobrze, stale poszukują czegoś, na czym mogłyby się wesprzeć, i kogoś, na kim mogłyby polegać.
Aby rozwijać żywioł ziemi, dobrze jest zadbać o życiową stabilizację, stworzenie domu czy związku, z którego wypływać będzie poczucie bezpieczeństwa. Oczywiście, to rada z kategorii „łatwo powiedzieć”. Życie jest wyzwaniem, kształtujemy je metodą małych kroków. Nie dajmy sobie wmówić, że innym zadbanie o balans przychodzi łatwo. Ale z drugiej strony nie skapitulujmy już na samym starcie, uznając, że na pewno nic się nie da w naszym życiu zmienić. Ziemia to mądrość równowagi.
Mądrość w prostocie
Przy każdym opisie żywiołu pojawił się także rodzaj mądrości, którą on uosabia. Kiedy jako adeptka filozofii Tybetu dopiero rozpoczynałam lekturę książek związanych z bon i buddyzmem, za słowami, które czytałam, kryły się mgliste wyobrażenia, czym poszczególne mądrości się różnią i co oznaczają. Zrozumienie przyszło z czasem. Dodam tylko, że zbyt silne osadzenie w intelektualnym dyskursie jest przeszkodą do tego zrozumienia – jedną z wielu, jakie napotykają w buddyjskich naukach ludzie z Zachodu. Zamiast próbować wszystko racjonalizować, zjednoczmy się z żywiołami i poczujmy ich właściwości poprzez doświadczanie ich w naturze. Połączmy się z tym, co nas otacza – widzialnym i niewidzialnym. Nie musimy wszystkiego wiedzieć, rozumieć, przecież nawet nie mamy szans zgłębić całości tajemnicy. Nieraz jesteśmy aroganccy, butni, chełpliwi, tymczasem kluczem jest pokora wobec świata, wdzięczność za to, co jest nam dane, szacunek do wszelkiego życia i środowiska. Może to brzmieć naiwnie, ale to my nadajemy słowom ich prawdziwą wartość. Krok po kroku możemy zbliżyć się do tajemnicy życia i natury umysłu.
Nauki tybetańskie mówią, że w życiu wszystko jest możliwe. Odkąd to zrozumiałam, rzeczywiście tak jest. Nie ma rzeczy niemożliwych: są trudne, są takie, których z pewnych powodów nie chcę się podjąć, ale nie ma niemożliwych. Większość barier istnieje tylko w głowie. Tybetański nauczyciel Tenzin Wangyal Rinpocze, którego książka Leczenie formą, energią i światłem (wyd. REBIS, 2015) była bezpośrednią inspiracją do tego tekstu, mówi, że wszystko można skomplikować albo uprościć. Jego zdaniem współcześnie tak bardzo skomplikowaliśmy zasady życia społecznego, że wydaje się nam, iż wszystko musi być zawiłe. Boimy się albo po prostu nie doceniamy prostoty – po części dlatego, że sami chcemy, by rzeczy i relacje były zagmatwane. Zacznijmy upraszczać sprawy, a staną się prostsze.
***
Powyższy tekst oparty jest na naukach religii bon, rdzennej religii Tybetu, uznanej za odłam buddyzmu, która łączy też elementy szamanistyczne i animistyczne. Według ustnych przekazów bon powstała 17 tys. lat temu (choć współcześni uczeni uważają, że jednak dużo później) i niewątpliwie jest źródłem wielu duchowych tradycji tego kraju. Według tybetańskich nauk szamanistycznych siły natury są zamieszkane przez żywe istoty. W górach, drzewach, morzach, powietrzu mieszkają duchy i bóstwa związane z żywiołami. Szamanizm nie podaje w wątpliwość istnienia tych bytów, nie uważa, że są tylko projekcją naszego umysłu. Choć nie mają ciał fizycznych, to oddziałują na nas; mogą być wobec nas neutralne, wspierające albo wchodzić nam w drogę.
Artykuł powstał na podstawie książki Tenzina Wangyala Rinpocze „Leczenie formą, energią i światłem”, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2015.