Pewnego razu pewien deweloper udał się na wycieczkę do Egiptu. Był olśniony tym, co ujrzał: piramida Cheopsa, piramida Chefrena, Wielki Sfinks. „Wszystkie te obiekty można by zrównać z ziemią, a w ich miejsce wylać beton i postawić nowe osiedla” – myślał deweloper.
Zadzwonił do swojego prawnika i przedstawił pomysł w urzędzie kairskim.
– Świat musi się rozwijać – powiedział, zamykając neseser.
– Świat czy pana majątek? – zapytał urzędnik.
– To to samo. Prawdziwy postęp dokonuje się dzięki takim jak my – odparł deweloper.
Urzędnika przekonała ta uwaga i zgodził się na wszystko. Podpisane papiery upoważniały nie tylko do zburzenia piramid, ale także Doliny Królów, jak również zwierzęcych grobowców w Sakkarze.
Wynajęta firma ruszyła na pustynne drogi. Buldożery wesoło ryczały w blasku słońca. Stratedzy biznesowi sprowadzali dyktę z zagranicy i formułowali umowy z robotnikami.
Nagle jednak pojawiło się mrowie skarabeuszy i skorpionów, które osaczyły całą ekipę. Klątwa działała szybko. Niektórych pracowników robaki pożerały żywcem, innych pochłaniał piasek.
Deweloper obserwował, jak jego ręka się wysusza, widział już tylko swoje kości.
– Jak to możliwe? – pytał. – Przecież mam prawnika i na wszystko dostałem pozwolenie.
Zanim słońce wypaliło mu oczy, zdążył zobaczyć wielkiego skorpiona, który celując w niego żądłem, wyraźnie powiedział:
– I tak byś nie zrozumiał.