Większość panelistów „Przekrojowego” cyklu międzypokoleniowych dyskursów definiuje życie jako kontinuum samopodtrzymującej się informacji. Kontrowersje i różnice zdań pojawiają się jednak wtedy, gdy rozmowa schodzi na temat śmierci.
To trudny temat i uczciwie przyznajemy, że nie byliśmy pewni, jak go ugryźć. Ostatecznie rozwiązanie podpowiedzieli nam sami paneliści, proponując, abyśmy wgryzanie się w ten zawiły egzystencjalny problem połączyli z gryzieniem i zjadaniem pizzy Margherity, a dokładnie – dwóch.
Redakcja pragnie zapewnić, że przychylne odniesienie się do żądań członków i członkiń panelu nie było i nie jest formą przekupstwa i nie stoi w sprzeczności z etyką dziennikarską. W obawie o zachowanie reguł zawodu i nieprzekroczenie granic dobrego smaku zrezygnowaliśmy z zamówienia jakichkolwiek sosów.
Jadalnia połączona z kuchnią, stół owalny. Chwilę temu przyjechały pizze. Jesteśmy po pierwszym kawałku, ale jeszcze przed drugim.
Czy macie ochotę rozmawiać o śmierci?
Wanda: Raczej wolimy wołać „Kupa, siku!”, jak kiedyś!
Wanda zacytowała fragment kultowego wśród naszych ekspertów dzieła Stephanie Blake Kupa siku. Utwór ten, w tłumaczeniu Joanny Rzyskiej, jest cytowany za każdym razem, gdy się spotykamy. Stephanie Blake to niemalże Paulo Coelho najmłodszego pokolenia!
Śmierć to ważny temat, który prędzej czy później każdemu staje się zdecydowanie bliski, prosimy o zachowanie powagi.
Lu: Ja chcę coś powiedzieć. Mogę teraz?
Odkłada pizzę, poważnieje i głosem mędrca oznajmia: Śmierć to jest jedna wielka pizza.
Dzieci: Hahahahahahaha!
Hania: Można to powiedzieć inaczej!
Lu: Dobrze, w takim razie: śmierć boli.
Dzieci: Hahahahahahaha!
Hugon: O, to w sumie pasuje!
Czym jest śmierć?
Lu: Śmierć jest wtedy, gdy przejechał cię samochód albo ktoś uznał, że masz kuku na muniu i cię zabił nożem.
Czy umarł Wam ktoś bliski?
Wanda: Buba umarła. Zasnęła i się po prostu nie obudziła.
Lu: A babci mama! Po prostu zasnęła i umarła.
Hugon: Może to śpiączka?
Wanda: A moja babcia miała dwa koty. Był Rudek i była Krewetka. Krewetka była bardziej miła i żyje, a Rudek był nieprzyjemny i zmarł.
Hania: Można się zabić samemu, jak się chce.
Hugon: To się nazywa samobójstwo.
Lu: Bo się człowiek boi, że go złapie policja? To się zabija i tyle?
Bo mama kupiła hawajską, a dziecko chciało margheritę?
Hania: Ale ja kocham hawajską!
Wanda: Ja też!
Lu: Uwielbiam i margheritę, i hawajską!
Hugon: To nie jest rozmowa o pizzy. To jest rozmowa o śmierci.
Co się dzieje z ciałem, gdy człowiek umiera?
Lu: Człowiek jest wtedy spocony.
Hania: Serio?
Lu: No tak to sobie przynajmniej wyobrażam. Umiera, to się poci, proste.
Śmierć jest dobra czy zła?
Hania: Trudno powiedzieć.
Lu: Wiesz, co ci powiem, mamo? Śmierć jest zła, bo jest z piekła rodem.
Ale ja tu jestem służbowo, córeczko, jako dziennikarka.
Hugon: Służbowo?
No tak, bo w tej chwili pracuję.
Wanda: Poproszę mleko!
Hugon: I ja!
Hania: Ja też poproszę!
Lu: To ja też. Proszę służbowo!
Dzieci: Hahahahahahaha!
A co by było, gdyby nie było śmierci?
Lu: Każdy by sobie skakał na bombę z budynków.
Hania: Albo na bańkę!
Hugon: Ludzie by się kładli pod pociągi, kłuli nożami.
Wanda: Ktoś by szedł na ryby i się topił.
Lu: I nic!
Co jest w śmierci najgorsze?
Hugon: Fajne jest to, że zostajesz duchem.
Wanda: Ale się tęskni. Ja tęsknię za Bubą. Bo Buba umarła, ale nie pamiętam, bo to było dawno.
Hania: Ja wiem! Pamiętam! Buba leżała w łóżku, tata ją głaskał i umarła.
Lu: Twój tata ma ręce śmierci!
Dzieci: Hahahahahahaha!
Hugon: Ja nie chcę mówić o śmierci, bo się zrzygam. I mama mówiła, że jak nie chcę, to nie muszę. Albo zjem pizzę i umrę – i tyle.
Jeśli umrzesz, zanim zjesz pizzę, to będzie kara!
Dzieci: Hahahahahahaha!
Hugon: Nie będzie kary, bo polecę od razu na koniec świata.
Lu: Taaak! I będziesz leciał przez kosmos i czarna dziura cię wciągnie i pyk! I nie ma duszy!
Hugon: Nieprawda! Tam jest inaczej! Jak umrę, to się spotkam z Tatą, a dla niego to będzie jak sekunda. Dla Taty się inaczej liczy czas. Nie chcę o tym gadać!
Lu: Ja jak umrę, to zrobię groźną minę!
Hania: A ja jakąś pozę!
Hugon: Ja zrobię pozę, to mój pomysł!
Lu kładzie się na podłodze i praktykuje. Leży nieruchomo z zamkniętymi oczami, a ręką, wysuniętą wysoko w górę, pokazuje znak V.
Wanda: Ja się wystroję.
Hania: A ja założę stare ciuchy, te najbardziej znoszone, bo szkoda.
Hugon: Ja chcę jak faraony: żeby mi spakowali wszystko.
Lu: Im chowali do grobu wszystko: złoto, pieniądze, ubrania, kosmetyki.
Wanda: Ja też chcę jak faraony!
Hugon: I ja! I diamentową trumnę.
Wanda: A jedzenie im chowali?
Lu: Tak! Wszystko!
Hugon: To ja chcę też z jedzeniem.
Lu: Ale jedzenie się w diamentowej trumnie zepsuje i będzie śmierdziało!
Hugon: Nie będzie!
Lu: Będzie!
Wanda: Jak kupa, siku!
Lu: A mi się już nie chce gadać. Wolałabym umrzeć!
Dzieci: Hahahahahahaha!
Hugon: Skoro jesteśmy tutaj służbowo, to ja jestem szefem. Kończymy, ciocia!