Bez niej albatrosom nie przydałby się wiatr, a korzenie roślin nie wiedziałyby, w którą stronę rosnąć. Z jej powodu szyje żyraf wypełnia gąszcz naczyń krwionośnych. To grawitacja ukształtowała życie na Ziemi, na spółkę z ewolucją oczywiście.
Wbrew powszechnym skojarzeniom słowo „teoria” nie oznacza w nauce bardziej lub mniej abstrakcyjnych dywagacji, określa spójny system tłumaczenia obserwowanych zjawisk. W tym sensie teoria ewolucji to po prostu najlepsze wyjaśnienie całej znanej nam różnorodności przyrody ożywionej, jakie mamy. Jeżeli znajdzie się teoria, która wytłumaczy to jeszcze lepiej, nauka chętnie ją przyjmie. Ale na razie się na to nie zanosi.
Z teorią grawitacji jest podobnie, choć siłę ciążenia łatwiej obserwować na co dzień i na pewno już przed Newtonem ludzie zauważyli, że rzeczy spadają na ziemię nawet wtedy, gdy wcale tego nie chcemy. Zresztą tak naprawdę o przyciąganiu się wszystkich obiektów wcześniej (w roku 1674) wspominał Robert Hooke, ale to dopiero Newton opisał grawitację z matematyczną precyzją w roku 1687.
Teoria ta wciąż jest intensywnie badana, skądinąd nie tylko przez ludzi. Ktokolwiek z nas miał szczęście żyć z kotami, z pewnością wie, że rzesze kudłatych naukowców nieustannie pracują nad ustaleniem, czy spodeczek stłucze się równie atrakcyjnie co ten dzbanuszek przed chwilą. A nauka, jak wiadomo, wymaga powtórzeń, stąd ich kolejne doświadczenia.
Prześcieradła w kosmosie
Ulubiony geniusz zbiorowej wyobraźni, Albert Einstein, nazywał grawitację zakrzywieniem przestrzeni wokół obiektów.