Janusz Korczak i Indie Janusz Korczak i Indie
i
Wystawiona przez Korczaka i dzieci z domu sierot Poczta Tagorego była – jak wszystkie utwory indyjskiego autora – zakazana przez nazistów. Premiera odbyła się cztery dni przed rozpoczęciem akcji likwidacyjnej warszawskiego getta; zdjęcie: PAP/CAF
Marzenia o lepszym świecie

Janusz Korczak i Indie

Agnieszka Witkowska-Krych
Czyta się 12 minut

Nigdy do nich nie pojechał, ale śniły mu się i powracał do nich myślami. Mówił, że są święte. W wojennym piekle wystawił z dziećmi indyjski spektakl o chorym chłopcu, który z ufnością czeka na kres.

Jest wiosna 1942 r. Chwilę temu zakończyło się święto Pesach. Warszawskie getto istnieje od około półtora roku, a w jego murach – na ograniczonym terenie przypominającym labirynt – mieszka ponad 400 tys. Żydów. Wśród nich znajdują się osierocone żydowskie dzieci, umieszczone w placówkach opieki całkowitej. Jedną z takich instytucji kieruje pediatra Henryk Goldszmit, znany powszechnie jako Janusz Korczak – przed wojną autor książek dla dzieci i dorosłych, założyciel czasopisma „Mały Przegląd” i prelegent radiowy, którego głos usłyszeć można było w eterze jeszcze we wrześniu 1939 r.

Po ponad dwóch latach życia pod niemiecką okupacją, doświadczeniu więzienia, w czasie głodu i ustawicznego niepokoju związanego z odpowiedzialnością za dwie setki wychowanków oraz garstkę dorosłych współpracowników przebywających w Domu Sierot Korczak – w ramach przygotowywania materiałów do cotygodniowej gazetki dla mieszkańców sierocińca – opisał jeden ze swoich snów:

„Poleżałem trochę i zasnąłem znów. – I znów jadę, płynę czy biegnę, czy na skrzydłach unoszę się… Tym razem dłużej trwa droga. Jestem w bardzo dalekim kraju gdzieś, zupełnie niepodobnym do tych krain, które znałem. Jestem na jakiejś szerokiej drodze. Widzę morze. Jest bardzo gorąco. Dziwnie ubrani ludzie idą i jadą na dwukonnych wozach i na słoniach. – Tak, na słoniach. Pytam się:

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

– Co to za kraj?

– Indie. – Tak, Indie. Kraj bardzo daleki, gorący, stary, dawny kraj. Jedni mówią, że dziki kraj, a drudzy, że wcale nie dziki, tylko zupełnie inny, więc wydaje się nam dziwny.

I oto zbliżył się do mnie piękny starzec z dużą, siwą brodą, dobrymi oczami i rozumnym czołem. – Zdało mi się, że go znam, że go widziałem. Ależ tak: to Rabindranath Tagore. Fotografię jego widziałem wiele razy w książkach wielkiego indyjskiego poety i myśliciela i w różnych pismach. I stało się to dziwne, co często zdarza się w snach. Rabindranath Tagore zaprosił mnie do szkoły.

– Pan też ma szkołę – powiedział. – W pana szkole nauczycielką jest także moja uczennica, panna Esterka. Prawda, że jest?

– Jest.

– To dobrze. Jeśli to pana bardzo nie utrudzi, dam dla niej niedużą książeczkę. Właśnie zbudowano w naszym mieście pocztę. To nowy i ładny budynek. Napisałem więc o poczcie dla moich chłopców, a jeżeli panna Esterka zechce, niech i wasi chłopcy to zagrają. A ja do was przyjdę na przedstawienie.

– To niemożliwe – powiedziałem.

Uśmiechnął się łagodnie i rzekł:

– Wy mnie nie zobaczycie, ale będę z wami. Zresztą zapytaj się pan jogów.

Znów obudziłem się. W kilka dni później przyszła z Kopenhagi paczka z serem, kiełbasą i marmoladą, a panna Esterka urządziła Pocztę [sztukę Tagorego – przyp. red.] podczas święta Pesach”.

W poszukiwaniu Boga

Trudno stwierdzić, kiedy w życiu Korczaka zaczęła się fascynacja Indiami. Dość powiedzieć, że on sam – jako człowiek głęboko religijny, a przy tym niekoniecznie przywiązany do jednego wyznania – przez całe życie otwarty był na różne inspiracje. Od dziecka wiara odgrywała bowiem w jego życiu dużą, choć nie zawsze pozytywną rolę. Już w wieku kilku lat uświadomił sobie (a w zasadzie został brutalnie uświadomiony przez kolegę z podwórka), że jest Żydem i jako Żyd nie ma prawa postawić krzyża na grobie zmarłego żydowskiego kanarka. „Ja też Żyd, a on – Polak katolik. On w raju, ja natomiast, jeżeli nie będę mówił brzydkich wyrazów i będę mu posłusznie przynosił kradziony w domu cukier – dostanę się po śmierci do czegoś, co wprawdzie piekłem nie jest, ale tam jest ciemno. A ja bałem się ciemnego pokoju. Śmierć. – Żyd. – Piekło. Czarny żydowski raj. – Było co rozważać”.

Incydent z dzieciństwa nie przeszkodził jednak Korczakowi w rozwoju religijnym, a dorosłe poszukiwania zaowocowały m.in. napisaniem po śmierci matki, Cecylii, 18 modlitw, które następnie zostały wydane w zbiorze Sam na sam z Bogiem (1922). Ten cykl wewnętrznych monologów prowadzonych z różnych perspektyw – np. dziecka, matki, lekkomyślnej kobiety, artysty, poety – pokazuje empatię autora oraz jego głębokie zrozumienie dla rozmaitych postaw, form religijności czy odmian relacji z Bogiem.

Niechęć do ortodoksji i jednoczesna otwartość na doznania duchowe prawdopodobnie zachęciły Korczaka do poszukiwania własnego Boga, który byłby w stanie odpowiedzieć na jego potrzeby duchowe oraz pozwoliłby mu pozostać na wskroś ludzkim: wrażliwym i otwartym na inność. Wrażliwość na krzywdę drugiego człowieka i próba zrozumienia jego pragnień z czasem skierowały Henryka Goldszmita ku religiom Dalekiego Wschodu. Zainteresował się teozofią, która zakłada – dzięki praktykom mistycznym – uzyskanie dostępu do boskiej mąd­rości, zbliżenie do absolutu oraz kontakt ze światem nadprzyrodzonym. Światopogląd ten łączy elementy wierzeń buddyjskich i hinduskich, jak również przyjmuje, że w procesie reinkarnacji możliwe jest osiągnięcie jedności z bóstwem.

Warto dodać, że dzięki inicjatywie Wandy Dynowskiej, przyszłej promotorki kultury indyjskiej w Polsce, w 1921 r. w Warszawie – po latach przerwy – ponownie zaczęło działać Towarzystwo Teozoficzne. Organizacja ta miała na celu prowadzenie studiów nad religiami, filozofią i nauką. Wszelkim jej działaniom przyświecało przekonanie o międzyludzkim braterstwie bez względu na narodowość, płeć i wyznanie. Hasła te wiązały ze sobą osoby o rozmaitej proweniencji: zarówno wierzących, jak i ateistów, ludzi o poglądach lewicowych oraz prawicowych, a także reprezentantów różnych klas i warstw społecznych.

Korczakowi wydało się to niezwykle atrakcyjne, bo sam uważał, że wszyscy są „ludźmi jednej ziemi” i każdemu, niezależnie od wieku, pozycji czy doświadczenia życiowego, należy się szacunek. Bliskie jego sercu mogły być też pedagogiczne poglądy teozofów. Opierały się one na przeświadczeniu, że jedynie poprzez odpowiednie wychowanie dzieci możliwa jest przebudowa relacji społecznych i – w ostatecznym rozrachunku – duchowa przemiana świata.

W pierwszych latach XX w. w Bengalu Zachodnim w Indiach Tagore powołał do życia niezwykłą szkołę nazwaną Przystanią Pokoju. Jej uczniowie poza nauką intensywnie pracowali nad włas­nym rozwojem duchowym, społecznym oraz fizycznym. Korczak w prowadzonym przez siebie i Stefanię Wilczyńską sierocińcu również kładł duży nacisk na samodoskonalenie. Dzięki rozbudowanemu systemowi dyżurów i różnorodnym aktywnościom na rzecz społeczności wychowankowie mieli szansę na to, by w duchu sprawiedliwości, braterstwa i wzajemnego szacunku uczyć się funkcjonowania wśród innych, a także proponować oraz wprowadzać zmiany swoich warunków życiowych, działając chociażby w zorganizowanym w ochronce sejmie lub kółku pożytecznych rozrywek. „Nie wolno zostawiać świata takim, jakim jest” – napisał Korczak, co koreluje zarówno z teozofią, jak i żydowskim mistycyzmem oraz powiązaną z nim koncepcją tikkun olam, która mówi o imperatywie naprawy świata.

„Święte Indie!”

Zainteresowania Dalekim Wschodem mógł Korczak rozwijać przed wojną także podczas wyjazdów do nadbużańskiego Mężenina, gdzie spędzał część wakacji co najmniej od 1935 r. To właśnie tam spotykali się działacze Towarzystwa Teozoficznego, którzy w międzyczasie powołali do istnienia lożę masońską Międzynarodowego Mieszanego Zakonu „Le Droit Humain”. Korczak został członkiem tej organizacji i rozwijał się w ramach jej kontemplacyjno-medytacyjnej loży córki zwanej „Gwiazda Morza”.

Czy to właśnie w ramach tej aktywności nauczył się błogosławienia świata, o którym wspominał w gettowym pamiętniku pod datą 1 sierpnia 1942 r.? Chociaż to nie Indie, lecz Chiny odwiedził wiele lat wcześniej w ramach zobowiązań wojskowych, w ostatnich miesiącach życia w getcie – per analogiam do sytuacji, w której się właśnie znalazł – wspominał o tragizmie tamtego wyjazdu, pisząc: „Nie ja do Chin, ale Chiny przyjechały do mnie. Chiński głód, chińska poniewierka sierot, chiński pomór dzieci”. Chciał jednak temu okrutnemu światu dobrze życzyć, więc zanotował wówczas: „Dawno już nie błogosławiłem świata. Tej nocy próbowałem – zawiodło. Nie wiem nawet, czym pobłądziłem. Oddechy oczyszczające wyszły jako tako. – Ale palce pozostały słabe, nie przepływała przez nie energia. Czy wierzę w skutek? Wierzę, ale nie w moje. – Indie! Święte Indie!”.

A stało się to chwilę po tym, jak w domu sierot po raz drugi odegrana została Poczta, wyreżyserowana przez wspominaną już młodą współpracowniczkę Korczaka Esterę Winogron. Przesłanie sztuki, dotyczące spokojnego i pogodnego oczekiwania na nieuchronną śmierć, było już wtedy zarówno dla młodych aktorów, jak i obecnych na przedstawieniu widzów bardzo czytelne. Pogłoski o likwidacji lokalnej żydowskiej dzielnicy zamkniętej, a także docierające do Warszawy informacje o zagładzie mniejszych gett zmuszały – przynajmniej tych, którzy mieli tego świadomość – do zastanowienia się, jak postąpić, kiedy nadejdzie moment przymusowego wyjazdu na Wschód, do mitycznej „pracy”.

Główny bohater Poczty, czyli przykuty do łóżka przez śmiertelną chorobę i oczekujący na list od króla mały Amal, miał być metaforą położenia mieszkańców warszawskiego getta. Nie rozumiejąc do końca swojej sytuacji, z nadzieją wypatrywał przyszłości i zmiany na lepsze. Analogicznie mog­li czuć się warszawscy Żydzi. Nie w pełni świadomi tego, co ich czeka, podobnie jak mały indyjski chłopiec próbowali mimo wszystko chwytać się myśli o tym, że ich życie zostanie oszczędzone albo chociaż przejście na drugą stronę nie będzie aż tak bolesne. Pozwoliły na to „Święte Indie”, do których w ostatnich latach życia tęsknił Żyd Henryk Goldszmit i do których w wyobraźni na krótką chwilę udało się przenieść wychowankom, współpracownikom oraz gościom Domu Sierot przy Siennej 16.

Korczak był przekonany, że dzieci należy traktować z szacunkiem, poważnie, bez zbędnej czułostkowości. Na kartach swojego pamiętnika zapisał m.in.: „Nie róbcie dzieciom niespodzianek, jeśli nie chcą. Powinny wiedzieć, zawczasu być uprzedzone, czy będą strzelali, czy na pewno, kiedy i jak. Trzeba się przygotować przecież do długiej, dalekiej, niebezpiecznej podróży”. Wydaje się zatem, że zarówno wcześniejsze poszukiwania duchowe, a wśród nich bliskie spotkania z religiami Dalekiego Wschodu, jak i dużo późniejsza decyzja o tym, by w piekle getta wystawić indyjską Pocztę, sprawiły, że sam Korczak oraz jego współpracownicy i wychowankowie w ostatniej drodze czuli odrobinę mniej strachu.

Podziel się tym tekstem ze znajomymi z zagranicy lub przeczytaj go po angielsku na naszej anglojęzycznej stronie Przekroj.pl/en!

Czytaj również:

Język bogów Język bogów
i
zdjęcie: archiwum prywatne Filipa Rucińskiego
Wiedza i niewiedza

Język bogów

Agnieszka Rostkowska

Święty symbol indyjskiej cywilizacji, wciąż odgrywa ważną rolę – a co ciekawe, jego nauka szczególnie łatwo przychodzi Polakom. O sanskrycie z jego znawcą i tłumaczem Filipem Rucińskim rozmawia Agnieszka Rostkowska.

Sanskryt jest jednym z najstarszych języków świata – jego ślady znajdujemy już w języku starobabilońskim, stanowił także bazę dla gramatyki łacińskiej i greckiej. Nie sposób też przecenić wpływu, jaki wywarł na światową literaturę i filozofię. I choć już wystarczająco się zasłużył, wciąż żyje, a nawet, ba!, rozwija się.

Czytaj dalej