Język bogów Język bogów
i
zdjęcie: archiwum prywatne Filipa Rucińskiego
Wiedza i niewiedza

Język bogów

Agnieszka Rostkowska
Czyta się 14 minut

Święty symbol indyjskiej cywilizacji, wciąż odgrywa ważną rolę – a co ciekawe, jego nauka szczególnie łatwo przychodzi Polakom. O sanskrycie z jego znawcą i tłumaczem Filipem Rucińskim rozmawia Agnieszka Rostkowska.

Sanskryt jest jednym z najstarszych języków świata – jego ślady znajdujemy już w języku starobabilońskim, stanowił także bazę dla gramatyki łacińskiej i greckiej. Nie sposób też przecenić wpływu, jaki wywarł na światową literaturę i filozofię. I choć już wystarczająco się zasłużył, wciąż żyje, a nawet, ba!, rozwija się.

Agnieszka Rostkowska: Sanskryt pozostaje jednym z 23 urzędowych języków Indii, ale czy rzeczywiście można go usłyszeć na ulicy?

Filip Ruciński: Wbrew powszechnej na Zachodzie opinii sanskryt nie jest językiem martwym ani nawet wegetującym. Nadal żywo zasila indyjskie języki, np. w terminologii urzędowej oraz naukowej – zarówno w naukach humanistycznych, jak i ścisłych – bo ma on ogromne możliwości tworzenia nowych pojęć. Więcej, obecnie w sanskrycie funkcjonują nawet kalki z angielskiego, co oznacza, że jest swobodnie używany, czyli żywy. W Indiach wciąż istnieją wedyjskie szkoły, w których uczniowie rozmawiają ze sobą tylko w sanskrycie – i to sanskrytem literackim! Podobnie czynią mnisi w wielu zakonach. Jednym z nich był mój nauczyciel sanskrytu. Złożył on ślub, że przez 10 lat nie wypowie ani jednego słowa w innym języku. Obietnicy dotrzymał i był w stanie porozumieć się nawet w sklepach. W Indiach wciąż są miejsca, gdzie zagadnąwszy kogoś na ulicy w sanskrycie, można mieć pewność, że zrozumie i odpowie w tym języku. Tak jest m.in. w Sringeri, jednym z ważnych centrów sanskryckich w stanie Karnataka na południu kraju. Ale językiem tym posługują się nie tylko uczeni, lecz także zwykli ludzie – w niektórych domach wciąż rozmawia się i wychowuje dzieci w sanskrycie.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

W spisie powszechnym, który odbył się w Indiach w 2011 r., sanskryt jako język ojczysty zadeklarowało niespełna 25 tys. osób. Zważywszy na liczbę mieszkańców całego kraju – 1,38 mld – to zaledwie garstka.

Pamiętajmy jednak, że nawet ci, którzy biegle posługują się sanskrytem, nie muszą uznawać go za swój język ojczysty. A ile osób nim włada i w jakim stopniu, trudno oszacować choćby w przybliżeniu. Na pewno nie jest to język mas. Na pierwszy rzut oka nie widać go w przestrzeni publicznej, ale jeśli dobrze się przyjrzymy, zauważymy, że używa się go np. do słownego zapisu liczb na banknotach. Usłyszymy go w radiu, transmitowane są w nim wiadomości w głównym kanale publicznej telewizji. Cały kanał informacyjny DD News nadaje w trzech wersjach językowych: w hindi, po angielsku i w sanskrycie. Jego sanskrycka edycja Vartavali jest stale rozbudowywana i rozwija się, idąc z duchem czasu – np. organizowane są konkursy w tłumaczeniu na sanskryt współczesnych przebojów muzycznych. Ruch ożywiania sanskrytu dobrze widać też na przykładzie kursów językowych prowadzonych przez różne organizacje. Instytucja pozarządowa Samskrita Bharati w Bengaluru na południu kraju uczy sanskrytu non stop: jeden kurs się kończy, kolejny natychmiast zaczyna. Podobnie jest w Waranasi. Co ciekawe, nawet jeśli nauczanie odbywa się od zera, językiem wykładowym cały czas jest sanskryt i uczą się tak również cudzoziemcy. Są kursy organizowane z inicjatywy społecznej, czasem przy dofinansowaniu rządowym, są też inicjatywy zupełnie prywatne, opłacane przez zamożnych – np. we wschodnim stanie Orisa, gdzie widać szczególną aktywność w szerzeniu sanskrytu.

Swój udział w popularyzowaniu tego języka ma chyba również joga.

Oczywiście, nazwy asan, czyli jogicznych pozycji, są w sanskrycie. Z samej nazwy można już dokładnie wywnioskować, jak dana asana wygląda. W jodze wciąż recytuje się sanskryckie mantry. Sanskryt jest też podstawą wielu dyscyplin naukowych – przykładowo ajurweda, czyli jedna z indyjskich nauk medycznych, w całości oparta jest na sanskryckich tekstach. Podobnie zresztą jak astronomia, astrologia i nauki przyrodnicze.

Czy słusznie uznaje się go za jeden z najstarszych języków świata?

Tak, sanskryt był językiem władców i kapłanów starożytnych Indii, którzy posługiwali się nim, by podkreślić swoją pozycję, również w kontaktach zewnętrznych. Ich cywilizacja konkurowała z Babilonią, więc sanskryt zostawił ślad nawet w języku starobabilońskim. Zachowały się m.in. dokumenty Kasytów – jednej z grup indoeuropejskich w Babilonii – z XVIII w. p.n.e., w których znajdujemy przywołania bóstw indoaryjskich, takich jak Surya, co w sanskrycie oznacza słońce, Maruta – wiatr, a także Buga lub Bhaga – szczęście i obfitość, epitet słońca. Władcy Mitanni – państwa, które wyrosło w północnej Mezopotamii w XVII w. p.n.e. – nosili imiona dające się wywieść z form sanskryckich, podobnie jak inni najeźdźcy, którzy później zawładnęli Babilonią. Zachowały się m.in. traktat pokojowy z XIV w. p.n.e. zawarty pomiędzy władcą Mitanni a władcą Hetytów, w którym na początku przywołano bogów indyjskich Indrę i Warunę, oraz hurycki podręcznik tresury koni bojowych z tego samego okresu zawierający sporo słów sanskryckich, np. liczebniki. Ale ten język istniał jeszcze wcześniej, czego dowodzić mają Wedy, najstarsza grupa świętych tekstów hinduizmu napisanych najbardziej archaiczną odmianą sanskrytu. Niektórzy indolodzy twierdzą, że mogły one powstać w trzecim tysiącleciu p.n.e., choć większość bardzo ostrożnie datuje je na XV w. p.n.e., ich spisanie zaś – na około VII w. p.n.e.

To za sprawą Wed sanskryt nazywany jest językiem świętym?

Sanskryt to język święty, gdyż został wypowiedziany przez ryszich – mędrców odgrywających rolę tak wielkich autorytetów, że o ich względy zabiegali nawet władcy Indii. Ryszi ujrzeli sanskryckie hymny i mantry w czasie medytacji – nie usłyszeli, ale zobaczyli! A jak zobaczyli, to je wyśpiewali. To z kolei usłyszeli bramini, którzy zaczęli je powtarzać i wprowadzili w ryt. A uczeni zajmujący się poznaniem języka podjęli starania na rzecz wyjaśnienia ich znaczenia. Tak powstała cała nauka, tzw. wiedza wedyjska. Podstawowym korpusem Wed są sanhity, czyli zbiory hymnów do bogów. Za czasów wedyjskich sanskryt nazywany był girvanavani, czyli językiem bogów. Vani to dosłownie „piękna poetycka mowa, wzniosły, szlachetny język”. Natomiast samo słowo „sanskryt” etymologicznie wywodzi się od rdzenia kr, co oznacza „kreować, czynić”, oraz od przyrostka san oznaczającego „zrobienie w pełny, kompletny sposób”. Sanskryt to dosłownie „w pełny sposób uczyniony”. Termin ten powiązany jest ze słowem sanskara tłumaczonym opisowo jako „pozytywny ślad, który będzie owocował dobrym kierunkiem działań i zdarzeń”. Jak widać, terminy sanskryckie są trudne do przełożenia, bo każde słowo samo w sobie jest jak malowany, wielowymiarowy obraz.

Takimi obrazami wymalowano najsłynniejsze dzieła literackie starożytnych Indii: RamajanęMahabharatę.

To dwa eposy, które moglibyśmy porównać do IliadyOdysei. Ramajana byłaby Odyseją – jest to rodzaj królewskiej sagi, poemat opowiadający o księciu Ramie, a zarazem dzieło, w którym po raz pierwszy pojawił się termin sanskryt. Z kolei Iliadą byłaby Mahabharata. Stała się ona epitomem bratobójczej wojny, poświęcona jest dziejom rodu Bharatów. To historia Indii o głębokim znaczeniu filozoficznym, której kulminacyjnym momentem jest wielka bitwa – wszystko do niej zmierza i każda z postaci, a są one niebywale wyraziste, musi się opowiedzieć po którejś ze stron.

Czy to prawda, że RamajanaMaha­bharata przekazywane były ustnie?

Tak, bo i sanskryt był początkowo językiem mówionym. Tradycja ustnego przekazu była tak silna, że istniała nawet przypisana jej profesja – wykonująca ją osoba trudniła się wyłącznie zapamiętywaniem dziejów danego rodu i prezentowaniem ich w czasie rodzinnych uroczystości poprzez odgrywanie losów przodków. Stąd też do dziś zachowano pamięć tak zamierzchłych czasów. Historie te przedstawiano w sposób niezwykle barwny, wręcz baśniowy, niekiedy wprowadzano do nich pouczenia dla potomnych, np. wskazówki, jak postępować w obliczu dylematu. Później spisywano je w eposy, które wciąż bazowały na prawdziwych wydarzeniach. Tak również powstała Mahabharata. Mamy w niej np. historyczne nazwy królestw, dźanapad, a w Ramajanie nawet szczegółowe opisy ich granic, układów rzek oraz imiona królów. To doprowadziło archeologów rządowej instytucji Archaeological Survey of India do miejscowości Sinauli, gdzie niedawno odkryto rydwan, a obok niego masowy grób wojowników pochowanych w szyku bojowym – dokładnie takim, jak to opisano na stronach Mahabharaty! Odkrycie datuje się na XV w. p.n.e. – wtedy właśnie mogła odbyć się ta wielka bitwa. Natomiast kiedy dokładnie powstał sam epos, nie wiadomo, gdyż manuskrypty, które przetrwały do dziś, to kopie starszych rękopisów. Najstarsze zachowane teksty sanskryckie pochodzą z I–II w. n.e. Odnaleziono je w Turfanie w północno-zachodnich Chinach, wysoko w górach, gdzie panują odpowiednie warunki klimatyczne, by manuskrypty – spisane na liściach palmowych – mogły przetrwać 2 tys. lat. Z kolei w Indiach, zwłaszcza na południu, rękopisy co kilkaset lat były przepisywane przez skrybów. Dlatego dzieła sanskryckie trudno dokładnie datować.

Zdaniem jednego ze znawców sanskrytu, Pierre’a-Sylvaina Filliozata, język ten różni się od innych tym, że jego użytkownicy zawsze używają go świadomie. Co to znaczy?

Jeżeli danym językiem posługujemy się automatycznie, bez zastanowienia, sięgając po utarte, nie zawsze trafne porównania, to używamy go bez świadomości tego, co mówimy. W przypadku sanskrytu nie jest to możliwe, bo został on udoskonalony dzięki nieustannej refleksji nad językiem. Kiedy początkowo funkcjonował jako język mówiony, podstawą do zbudowania jego gramatyki uczyniono wypowiedzi osób nazywanych śiszta – we współczes­nym sanskrycie oraz w hindi słowo to określa osobę wykształconą i jest terminem blisko spokrewnionym z używanym także w hindi słowem śiksza, które obecnie oznacza „oświatę, edukację”. Historycznie mianem śiszta określano ludzi potrafiących się jasno, merytorycznie wypowiadać i szczególnie poważanych ze względu na swoje wysokie kompetencje w danej dziedzinie, np. najwybitniejszych lekarzy, inżynierów, poetów i twórców. To z ich wypowiedzi wyabstrahowano reguły sanskrytu. Gramatyka sanskrytu stała się z czasem jednym z najdoskonalszych dzieł ludzkości i należy do nauk uzupełniających studiowanie Wed.

Spisał ją w IV w. p.n.e. uczony indyjski Panini. Do dziś uznaje się go za geniusza. Dlaczego?

Ponieważ stworzył swego rodzaju metajęzyk. W około 2 tys. krótkich formuł, tzw. sutr – niektórych zaledwie dwu-, trzysylabowych – zakodował całą gramatykę sanskrytu. Panini ułożył alfabet, porządkując poszczególne grupy głosek w tzw. sutry skrótów. Za ich pomocą w sposób niezwykle zwięzły formułuje różne zasady przemian form językowych. Przykładowo na samym początku, w dwóch czterosylabowych sutrach, ujmuje ogólne zasady przemian samogłoskowych; z kolei w dalszych sutrach podaje wyjątki, tj. kiedy te przemiany czy oboczności nie zachodzą. Podobne zasługi miał jego starszy brat, Pingala, któremu zawdzięczamy zasady metryki, również zawarte w sutrach. Obaj byli mistrzami kodowania długich, skomplikowanych reguł na jak najmniejszej przestrzeni. Dzięki nim ktoś, kto potrafi myśleć matematycznie i zauważa pewne prawidłowości, jest w stanie bardzo szybko nauczyć się sanskrytu. A jak opanuje się jego gramatykę, to łatwo nauczyć się już każdego języka, nawet nieindoeuropejskiego.

Podobno nauka sanskrytu wyjątkowo łatwo przychodzi Polakom.

Tak, bo sanskryt ma silne powiązania z językami słowiańskimi. Podstawowe wyrazy związane ze świadomością w języku polskim i w sanskrycie brzmią bardzo podobnie – od sanskryckiego źródłosłowu śve („świtać, być jasnym”) można wywodzić takie polskie słowa, jak „świadomość”, „światło” oraz „świat” – to ostatnie w sanskrycie brzmi viśva i w dosłownym tłumaczeniu znaczy „różnorodne świecenie”, czyli jawienie się na różne sposoby. Podobnie i z sanskrytu wywodzi się słowo „ciemność” – tamas. A także wiele słów o kluczowym znaczeniu, m.in. czasownik „być” – od sanskryckiego bhu, rzeczowniki „Bóg” – od Bhaga oraz „wiedza” – od czasownika vid. Od vidyi, czyli bogiń, które wedle wierzeń kultu tantrycznego obdarzały ludzi mocami używanymi do czarów, pochodzą nasze słowiańskie „wiedźmy” – dosłownie te, które wiedzą, umieją zaczarować. Na określenie czarów w sanskrycie używa się zaś słowa abhiczara. O Wedach mówi się, że są to śruti, czyli „to, co zostało usłyszane”; od tego samego rdzenia – śru – pochodzi nasze „słuchać”. Tutaj zaszła przemiana głoski „r” na „l”, co jest zgodne z regułami znanymi w językoznawstwie, podobnie jak zamiana „l” na „ł”. Z sanskrytu wywodzą się takie polskie słowa, jak „matka” – w sanskrycie matr, „brat” – bhrata, „siostra” – svasr, a także liczebniki „dwa”, „trzy”, „cztery” – dvau, tri, czatvara – oraz „pięć”, czyli pańća, z czym również powiązany jest etymologicznie rzeczownik „pięść”. Pierwiastek panć oznacza „rozpościerać się” i ma związek z pięcioma żywiołami tworzącymi świat, w które wierzyli również Słowianie. Stąd też podobieństwo słów związanych z żywiołami, np. „wiatr” brzmi jak bardzo stare sanskryckie słowo i rzeczywiście pochodzi od czasownika va – „wiać” oraz przyrostka –tṛ, który nadaje znaczenie sprawcy danej czynności. Czyli wiatr oznacza dosłownie „ten, który wieje”. Nasze niebo wywodzi się z sanskryckiego nabhas („bh” przeszło w „b”, gdyż w języku polskim nie ma przydechowych głosek). A wspomnianej już sanskarze – dobremu początkowi, który będzie niósł za sobą pozytywne zdarzenia – w naszej kulturze, językowo i znaczeniowo, odpowiada pochodzące z łaciny słowo „sakrament”.

Kiedy zauważono te powiązania?

Wtedy, kiedy w Rzeczypospolitej zaczęto interesować się Indiami i literaturą indyjską, czyli pod koniec XVIII w. O literaturze sanskryckiej pisał m.in. Joachim Lelewel w wydanych w 1820 r. Dziejach starożytnych Indii. Natomiast pierwszą osobą, która wyraźnie zwróciła uwagę, że na drugim końcu świata, w Indiach, ludzie mówią tak podobnie do nas, był Walenty Skorochód-Majewski, historyk i znawca sanskrytu, który opisał go w książce O Sławianach i ich pobratymcach wydanej w 1816 r. Tytułowymi pobratymcami byli oczywiście Indusi. Publikacja ta powstała niejako w odpowiedzi na odkrycia Brytyjczyków i Niemców, którzy w tym samym czasie pochylili się nad podobieństwem łaciny oraz swoich narodowych języków do sanskrytu. To z kolei przyczyniło się do rozwoju ruchów narodowych w Europie – poszczególne społeczeństwa dostrzegały powiązania swoich ojczystych języków ze starożytną kulturą i z dumą starały się je podkreślać. Tak rozwinęły się indoeuropeistyka oraz późniejsze badania źródeł i języków.

Te badania kontynuuje Pan oraz Pana rodzina.

Moja mama, Anna Rucińska, przetłumaczyła bardzo wiele tekstów sanskryckich, m.in. Bhagawadgitę, która stanowi część Mahabharaty, a także niebywale ważne, lecz do tej pory nigdy nieprzetłumaczone na język polski pierwszą księgę Ramajany oraz alegoryczną opowieść o bogini Durdze. Mój tata, profesor Tomasz Ruciński, wykładał na KUL-u sanskryt oraz filozofię indyjską. Sanskryt był więc naszym skarbem rodzinnym, a zarazem po prostu częścią życia. Kiedy rozpoczynałem naukę w szkole podstawowej, tata oznajmił mi i mojemu bratu, że w soboty rano też czekają nas lekcje. Co tydzień siadał z nami przy stole i przez trzy godziny uczył nas sanskrytu. Początkowo były to trzy przedmioty: Jogasutry, Bhagawadgita i gramatyka Paniniego, dzięki której polska gramatyka nie sprawiała mi potem żadnych problemów. Do tych naszych zajęć czasem dołączała także siostra – w mniej regularnym trybie, bo ona łapała wszystko w mig. Z roku na rok tata zmieniał nam te przedmioty. I tak wszyscy znamy sanskryt z domu. Ja i brat mówimy biegle, obaj studiowaliśmy też na uniwersytecie Sampurnanand w Waranasi.

To jedna z najbardziej uznanych uczelni wyższych nauczających sanskrytu.

Tak, została założona w 1791 r. – początkowo jako Government Queen’s College – przez Brytyjczyków, którzy zatrudnili tam najwybitniejszych indyjskich uczonych, braminów i panditów, by nauczali ich sanskrytu oraz indyjskiej kultury, dzieląc się również swoimi manuskryptami. Po uzyskaniu przez Indie niepodległości ci bramini i pandici już sami rozwijali ten uniwersytet. W 1974 r. zmienili nazwę na Sampurnanand Sanskrit University. Obecnie studia na nim podejmują nie tylko Indusi, lecz także osoby z całego świata.

A czy indyjskie dzieci uczą się dziś sanskrytu w szkołach?

Tak, ale jest to przedmiot fakultatywny i nielubiany – uczniowie muszą wkuwać paradygmaty i odmiany przez przypadki w oderwaniu od istoty sanskrytu, literatury i całego kontekstu kulturowego. Nauczanie tego języka jest też niedofinansowane – w stanie Orisa wybuchły nawet protesty społeczne, bo od 10 lat nie stworzono tam ani jednego nowego stanowiska dla nauczycieli sanskrytu, podczas gdy liczba miejsc dla nauczycieli matematyki i innych przedmiotów wzrosła czterokrotnie. A znawcy sanskrytu mogą znaleźć pracę niemal wyłącznie jako nauczyciele. Brak również funduszy na tłumaczenia dzieł sanskryckich.

Czy to prawda, że jedno z ważniejszych starożytnych dzieł, Natjaśastra, wciąż nie zostało przetłumaczone na zachodnie języki?

Przełożono je jedynie na angielski i na hindi. A jest to pięciotomowa teoria teatru o uniwersalnym znaczeniu. Jej przedmiotem są różnorodne teatry ogromnego obszaru Indii, traktuje więc o teatrze jako takim, pokazując nowe perspektywy, które mogłyby posłużyć także jako punkt wyjścia do rozważań nad naszym włas­nym dziedzictwem – europejską i polską sztuką teatralną i filmową! Żaden indyjski rząd nie przeznaczył jednak funduszy na przekład, bo Natjaśastra to dzieło naukowe, a nie komercyjne.

Nawet rząd BJP? Członkowie Bharatiya Janata Party, u władzy od 2014 r., zaczęli składać parlamentarne przysięgi w sanskrycie i silnie promują ten język.

Tak, jednak robią to w sposób instrumentalny, żeby wzmocnić swoją pozycję – demonstrują, że stoi za nimi dziedzictwo, które było źródłem całej cywilizacji na świecie. Dlatego też BJP wspiera tylko niektóre inicjatywy związane z sanskrytem, wiele dziedzin pozostaje nietkniętych. Bramini i uczeni w sanskrycie dystansują się od sytuacji politycznej. Starają się zachować neutralność, podkreślając, że sanskryt nie powinien służyć jednej opcji politycznej, bo z definicji i w całej swej istocie jest on ponad podziałami – to język świętych tekstów, których mądrość ma wyzwalać poznanie własnej duszy będącej częścią najwyższej świadomości, Absolutu. Sanskryt ma nas kierować w stronę jedności i poznania, że każdy z nas jest jak fala, która nie musi dążyć do oddzielenia się od oceanu, ponieważ wie, że od początku była, jest i będzie jego częścią. Może być więc spokojna.

Filip Ruciński:

Doktor literaturoznawstwa, indolog, znawca sanskrytu i nauczyciel jogi. Prezes zarządu Fundacji Vivaswan, której celem jest szerzenie wiedzy o kulturze indyjskiej.

Czytaj również:

Bez stania na głowie Bez stania na głowie
i
Patańdźali jako inkarnacja Śeszy/Wikimedia Commons (CC BY-SA 3.0))
Złap oddech

Bez stania na głowie

Aleksandra Kamińska

Kim był legendarny Patańdźali, skąd wzięły się Jogasutry i czemu zawdzięczają swoją dzisiejszą popularność? O jodze rozumianej jako „powściągnięcie zjawisk świadomości” opowiada religioznawczyni Matylda Ciołkosz.

Złóżmy pokłon najszlachetniejszemu z mędrców Patańdźalemu,
który obdarzył nas jogą dla spokoju i świętości umysłu,
gramatyką dla jasności i czystości mowy
oraz medycyną dla doskonałego zdrowia.
Oddajmy cześć Patańdźalemu, wcieleniu Adiśeszy,
którego górna część ciała ma kształt człowieczy,
dzierżącemu w dłoniach ćakrę i konchę,
z głową ukoronowaną tysiącgłową kobrą.

Czytaj dalej