Książki kameralnie
i
Anna Karczewska, promotorka czytelnictwa, prowadzi fanpage „Książki kupuję kameralnie”, fot. Mateusz Wiśniewski
Marzenia o lepszym świecie

Książki kameralnie

Iza Smelczyńska
Czyta się 7 minut

Wciąż istnieją w Polsce księgarnie, w których ważne są książki, ich czytelnicy, autorzy i wydawcy. Dzięki grupie pasjonatów i marzycieli księgarnie kameralne ciągle trwają – na przekór czasom, budżetom oraz trendom, za to zgodnie z ideą, że czytanie to ważna sprawa.

Dzięki Annie Karczewskiej, niestrudzonej promotorce czytelnictwa, gospodyni fanpage’a „Książki kupuję kameralnie”, łatwiej można sobie uświadomić, że ważne jest nie tylko to, co czytamy, lecz także – gdzie kupujemy to, co czytamy. Księgarnie kameralne nie mają łatwo, przegrywają z molochami internetowymi, które mogą obniżać cenę książki do granic opłacalności. A jednak, jak przekonuje Anna Karczewska, to w tych małych księgarniach – nie tylko warszawskich i krakowskich, ale też np. w Łodzi, Koluszkach, Bydgoszczy, Częstochowie – dzieją się rzeczy ważne dla czytelnictwa. Księgarze polecają czytelnikom nowości, odbywają się spotkania z autorami i tłumaczami, zachodzi wymiana myśli. 

Iza Smelczyńska: Pamiętasz zapach swojej ulubionej księgarni z dzieciństwa?

Anna Karczewska: Pamiętam zapach biblioteki – mieszkałam na warszawskim osiedlu Górce, a przez ulicę miałam osiedle Przyjaźń, gdzie w jednym z drewnianych domków działała „osiedlówka”. Chodziłam tam wypożyczać książki i Thorgale. Przed wakacjami pani bibliotekarka znacząco zwiększała mi limit wypożyczonych tytułów, bo zabierałam na wieś do babci wszystko-co-znalazłam np. o skamandrytach albo o klanie de Valois. Pachniało tam najpiękniej: kurzem, drewnem, wilgocią i… potem. Czasem ktoś jadł tam kanapkę, a pani bibliotekarka piła herbatę za herbatą. To bardzo żywe wspomnienie.

A wracając do księgarni – czym one dzisiaj pachną? Bardziej książkami czy kawą?

Nie mam absolutnie nic przeciwko zapachowi kawy w księgarni, bardzo go lubię i uważam, że świetnie pasuje do zapachu książek. Lubię też, kiedy w księgarni pachnie zielenią: kwiatami i roślinami. Lubię, jak pachnie wiatrem albo pieskami. Woń książek – i same książki – jest bardzo gościnna i chętnie bierze za towarzystwo inne zapachy. 

W marcu 2023 r. Stowarzyszenie Księgarzy Polskich przeprowadziło wśród księgarzy z całej Polski badanie ankietowe, którego celem była ocena skali aktualnych problemów i zagrożeń polskiego księgarstwa. Czy znalazłaś w wynikach coś, co Cię zaskoczyło?

Nie, przez 15 lat czynnie brałam udział w kształtowaniu środowiska księgarzy kameralnych. Do tej pory z wieloma z nich się przyjaźnię; nadal wiem, co w trawie piszczy i staram się pomagać, jak mogę. Te problemy są niezmienne od lat i od dawna mówimy o nich głośno. Szkoda, że bez skutku…

Ja sama pochodzę z najmniejszego miasta w Polsce. W Stawiszynie, liczącym około 1500 mieszkańców, znajdują się dwa średniopowierzchniowe markety, szkoła podstawowa, przedszkole. Jest też biblioteka publiczna. W 2019 r. na jednego czytelnika przypadało 15 egzemplarzy. Gdyby któryś z mieszkańców chciał otworzyć księgarnię kameralną, zachęcałabyś czy odradzała? I dlaczego?

To nie jest kwestia tego, czy księgarnia jest potrzebna, tylko czy jest chciana. W miejscowości Lisi Ogon mieszka niespełna 1000 osób, a działa tam księgarnia Tessa Książki. Księgarnie powinny stanowić stały element rynków i ryneczków w Polsce. One, a nie wyszynki z tanim alkoholem i sklepy nocne. Jednak to kwestia priorytetów władz: zarówno państwowych, jak i wojewódzkich. Odpowiadając na twoje pytanie – zachęcałabym, ale tylko tych, którzy mają na to pomysł, przemyśleli go, a książki są ich pasją.

Biblioteki publiczne to bardziej konkurent czy partner dla księgarń kameralnych? 

Partner, w każdym razie tak powinno być. Księgarzy i bibliotekarzy łączy jeden cel: promocja czytelnictwa. Biblioteki to niezwykle ważne miejsca na kulturalnej mapie Polski. Każdy, niezależnie od poziomu wykształcenia czy dochodów, powinien mieć dostęp do książek. Dobrze byłoby, gdyby w mniejszych bibliotekach dało się znaleźć nie tylko literaturę popularną czy tytuły nominowane do nagród, o których jest głośno, ale też literaturę niszową, debiuty, poezję, komiksy czy mangi. Marzymy o tym, żeby biblioteki mogły kupować książki w lokalnych księgarniach. Niestety na razie to jest rzadkie, bo obowiązują ich procedury przetargowe ‒ biblioteki muszą kupować tam, gdzie najtaniej, czyli w Internecie i u dystrybutorów, którzy narzucają wydawnictwom bardzo niekorzystne warunki współpracy. Zdarza się więc, że w zasobach bibliotek pojawiają się książki źle wydane, źle wydrukowane, z brykami i streszczeniami. To rozleniwia czytelniczki i czytelników, szczególnie młodych, i nie ma dobrego wpływu na czytelnictwo. Każdy zasługuje na dobre książki! Oczywiście są w Polsce i wspaniałe biblioteki, które dbają o poziom i są płomykami nadziei.

„Dlaczego mam kupować książkę w księgarni kameralnej, skoro w supermarkecie albo przez Internet ten sam tytuł dostanę nawet 30% taniej?” – mógłby ktoś zapytać. Jak przekonać nieprzekonanych do zakupów w księgarniach kameralnych?

Nie przekonywałabym, bo to i tak nie przyniesie skutku. Wiem, bo starałam się to robić przez lata. Jeśli ktoś nie chce kupować w księgarni ‒ nie ma potrzeby spotkania, rozmowy, poświęcenia chwili na sprawdzenie, czy na pewno to jest tytuł, z którym chce spędzić dzień, tydzień czy więcej – to ja go nie przekonam. Często kupujemy na taniość, na ilość… Uważam, że wyzwania czytelnicze, w których zachęca się do przeczytania ponad stu książek rocznie, pogoń za nowościami, hitami czy nawet kolejnymi arcydziełami, powodują, że gubimy się w tym chaosie i zapominamy o przyjemności czytania. Księgarnia to miejsce, które oferuje nam oddech i powolną lekturę. Najchętniej odpowiedziałabym na takie argumenty jak Marion Cotillard w Dobrym roku: „McDonald’s is in Avignon, fish and chips in Marseille”. W księgarniach kameralnych książki kosztują tyle, na ile wydawca je wycenił.

Kolejny często powtarzany argument przeciwko księgarniom generalnie, nie tylko kameralnym: „Książki to papier, a papier to drzewa. Dbam o środowisko, więc kupuję e-booki i audiobooki. Są bardziej ekologiczne”.

No i fajnie. Audiobooki i e-booki też są super, choć nadal są stosunkowo drogie w Polsce. A tym, którzy chcą oszczędzać papier i środowisko, polecam właśnie kupować książki w księgarniach kameralnych. Dla zdziwionych mam eksperyment: poskładajcie przez rok papier i plastik, w który pakowane są książki kupowane w Internecie, albo użyjcie wyobraźni. Oczywiście wypowiadania się na tematy ekologii bez dogłębnej znajomości procesów produkcji, dystrybucji oraz logistyki jest dziwnym pomysłem. Odpowiedziałabym takiej osobie: „Chcesz dbać o środowisko? Super, bardzo kibicuję. Zróbmy to razem!”.

Co właściwie kryje się pod określeniem „kameralne”?

To określenie, które wymyśliłam i wielokrotnie musiałam go bronić. Na świecie są independent bookstores, ale w Polsce ta „niezależność” ma wiele różnych znaczeń. Nie zawsze są też „autorskie”, bo czasem działają przy instytucjach, które jakoś kształtują dobór tytułów, poza tym była już sieć księgarń, która nazywała się „Autorska”. Kameralne księgarnie to takie, w których to kontakt z czytelniczką lub czytelnikiem jest kameralny. Wchodzimy, możemy pogadać, zakolegować się ze „swoją” księgarką, w której gust wierzymy i jest on podobny do naszego; która wie, co polecić np. na prezent dla nastolatka, gdy zostaliśmy zaproszeni na urodziny. Także spotkania, które się w nich odbywają, są kameralne; wybór książek podyktowany jest smakiem księgarzy, a nie „topką” Empiku lub zasięgiem na Instagramie autorki czy autora. Raczej nie będzie w nich tłumów, ale za to na pewno na półkach będą świetne tytuły.

W Polsce obchodzi się nawet Dzień Księgarza – 13 grudnia. Ta tradycja sięga 1932 r., kiedy na rynku książki wprowadzono nowe zasady udzielania rabatów księgarzom przez wydawców. Jeśli któryś ze sprzedawców zamówił u wydawcy 12 egzemplarzy jednego tytułu, to 13. otrzymywał w prezencie. Dlatego też święto zaczęto obchodzić 13. dnia 12. miesiąca. Święto zostało, tylko systemu rabatów sprzed lat dawno już nie ma. A jak zmienił się przez ten czas zawód księgarza? Kim jest współczesna księgarka i księgarz?

Bywa jak barmanka albo ksiądz. Jest zawsze na posterunku, czeka na nas z książkami; doradza, odradza i wysłuchuje. Kiedyś przeczytałam w komentarzach na Facebooku pytanie: „Czy istnieje jakiś dobry algorytm polecający książki?”. Istnieje – księgarz w księgarni kameralnej.

Mijający rok był dobry dla księgarń kameralnych?

Nie, od dawna nie było dla nich dobrego roku. Promując w mediach tegoroczną październikową Noc Księgarń, mówiłam, że to nasza bitwa o Helmowy Jar. Bez Gandalfa nie damy rady. Ale dobra wiadomość jest taka, że każda czytelniczka i każdy czytelnik może być Gandalfem. Wystarczy, że raz w miesiącu odwiedzi swoją okoliczną księgarnię kameralną, porozmawia, kupi książkę. Wystarczy, że wydawcy będą pamiętali o księgarniach kameralnych, planując spotkania autorskie, a influencerzy książkowi i krytycy zamiast odsyłać ludzi do Internetu, zaczną polecać im księgarnie. Tak niewiele, a jednak bardzo dużo.


„Promocja księgarń kameralnych z Ogólnopolskim Turniejem Krzyżówek” odbywa się dzięki dofinansowaniu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu „Partnerstwo dla księgarń”.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego.

Czytaj również:

Rękopisy pod specjalnym nadzorem
i
Edward Penfield, „Ludzie czytający książki”, 1895 r. Oryginał z The New York Public Library/Rawpixel, Flickr (CC BY 4.0)
Przemyślenia

Rękopisy pod specjalnym nadzorem

Sylwia Stano

Pisarze i wydawcy opowiadają o próbach wykradania rękopisów, oszustwach i ostrej walce. Według nich współczesny rynek książki przypomina pływanie z piraniami. Przykłady? Proszę bardzo. 

„Cześć, bardzo podobała mi się ta część i nie mogę się doczekać reszty Twojej powieści. Prześlesz mi ją, proszę, jak najszybciej?”. Takie maile, podpisane imieniem wydawcy lub agenta, trafiały do skrzynek autorek i autorów dopiero powstających książek. Rzadko wzbudzały podejrzenia. Do adresatów zwracano się po imieniu, nadawca doskonale orientował się w fabule i stopniu zaawansowania pracy nad tekstem, znał powiązania w literackim światku. Pisarze odpisywali i wysyłali swoje utwory. Właśnie w ten sposób pod koniec 2020 r. wydobywano od piszących nieopublikowane powieści. Oszustwo było zaplanowane na międzynarodową skalę. Na celowniku wyłudzaczy znalazły się takie nazwiska jak: Margaret Atwood, Ian McEwan, Jo Nesbø czy J.K. Rowling. Ale oszustów interesowały też eksperymentalne powieści debiutantów i zbiory opowiadań.

Czytaj dalej