Jaskrawość tej barwy sprawiła, że docenili ją zdobiący księgi średniowieczni mnisi i projektanci skafandrów dla NASA. Pomarańcz jest wszędzie, choć czasem się ukrywa.
O brzegi cieśniny Golden Gate opiera się doskonale wszystkim znany most. Na wielu zdjęciach uchwycono przelewającą się przez jego przęsła gęstą mgłę. Most Golden Gate wygląda wtedy niczym ujście jakiegoś potężnego syfonu wyrzucającego z siebie kłęby białej miękkości. Wówczas też najlepiej widać jego kolor: intensywny, zaskakująco dobrze zgrywający się z zielenią i złocistością pobliskich wzgórz, z głębokim granatem wód cieśniny, z bielą mgły. Jeśli kogokolwiek zapytamy o nazwę koloru, jaki ma most Golden Gate, w odpowiedzi dostaniemy pewnie różne wersje czerwieni. Szybko jednak przychodzi refleksja: czy aby na pewno most jest czerwony? Przecież ma w nazwie słowo golden. Może postrzegana barwa konstrukcji to tylko wynik optycznego złudzenia lub niecodziennego kontrastu z jaskrawością kalifornijskiego krajobrazu?
Nie lada zaskoczeniem okaże się informacja, że most tak naprawdę jest pomarańczowy. Raz to sobie uświadomiwszy, zawsze już widzimy jego wiszące przęsła właśnie w głębokim, nasyconym odcieniu pomarańczowego. Z kolorami jest bowiem tak, że te najbardziej podstawowe bez większego problemu szufladkujemy – zielony, czerwony, niebieski, żółty. Schody zaczynają się wtedy, gdy przychodzi do mówienia o tych wciśniętych pomiędzy dobrze wyróżnione regiony tęczowego widma. Na kole barw zawsze sytuują