Tym razem małoletni paneliści „Przekroju” zmierzyli się z tematem, który żywo ich dotyczy (co nie znaczy jednak, że interesuje) – edukacji. Na pytanie, kto nie lubi szkoły, ręce podniosło…
Od czasu, gdy po raz pierwszy zorganizowaliśmy panel dyskusyjny z udziałem intelektualnych i łobuzerskich elit warszawskich przedszkoli i piaskownic, upłynął rok.
Raz na kwartał zespół ekspercki, złożony z reprezentantów szerokiego spektrum ideologicznych zapatrywań i postaw, zbierał się przy kuchennym stole przedstawiciela „Przekroju”. Spotkania nie zawsze przebiegały w spokojnej atmosferze. Dochodziło do ostrych światopoglądowych starć i głośnych kłótni. Po niejednym pyzatym policzku spłynęła łza.
W odróżnieniu od ludzi dorosłych dorastające dzieci unikają pozostawania w sytuacji konfliktu. Negatywna energia ulatnia się błyskawicznie, tak jak błyskawicznie znikają wystawione na stół słodkości.
Mali wolnomyśliciele zmierzyli się z wielkimi tematami. Redefiniowali pojęcie polskości, analizowali teorie dotyczące powstania świata, odnieśli się do kryzysu klimatycznego, dyskutowali o warzywach, a nawet śmierci.
Realizacja kolejnych zleceń „Przekroju” pochłonęła uwagę uczestników dyskursów. Praca zepchnęła życie prywatne na dalszy plan. Nigdy o nim nie rozmawiano, nie było na to czasu. Zabrakło równowagi pomiędzy sferą zawodową a prywatną. Podobnie jak inni, gdzie „inni” to podzbiór kategorii „my”, straciliśmy balans i relacje zawodowe wyparły subtelniejsze ciocio-sąsiedzko-koleżeńskie siatki uwiązań i przytuleń.
Semiseminaria odbywały się regularnie i przebiegały właściwym sobie torem. Z jednej strony były do siebie podobne, z drugiej – zachodziła trudna do uchwycenia, stopniowa zmiana. Uczestnicy domagali się jasnego określenia warunków współpracy, z naciskiem na ramy czasowe. Negocjowanie przerw na zabawę otwierało już każde spotkanie. Głos zabierano kolejno, a nie jednocześnie, jak dotąd. Jeżeli ktoś ów głos podnosił, z reguły była to jedyna w grupie osoba dorosła. W przedpokoju obok chaotycznego niby-rządku butów pojawił się niewielki stosik plecaków. Czujny dziennikarz dostrzegłby te drobne aberracje i szukał ich wspólnego źródła. Tymczasem nasz korespondent zmagał się z sennością oraz rozkojarzeniem i kropek nie łączył, nad „i” nie stawiał i raczej w kropce po prostu był. Od pewnego czasu, może od 2 września, siódma rano, która sporadycznie wyłaniała się z niebytu jako egzotyczne zakończenie nocy, stała się początkiem pięciu z siedmiu dni tygodnia. Noc mieszała się z dniem, zawodowe – z prywatnym. Jedyna córka-panelistka rozpoczęła wczesnoszkolną edukację, wraz z którą nastała era wczesnych poranków i ich bolesnych konsekwencji.
„Przekrój” zlecił kolejny temat. Dziecięce oblicza okrążyły kuchenny stół, każda buzia wzniesiona nad blatem wyżej niż trzy miesiące temu. Senny przekrojowiec z entuzjazmem pracownika nocnej zmiany produkcyjnej taśmy przekazał zebranej gawiedzi najświeższy temat: szkoła.
Dzieci: Nieeeeeee!
Hugon: Wiedziałem… Ja to wiedziałem, zanim wyszedłem z domu, że będzie o szkole. Czułem to. Mogłem zostać.
Dzieci: Nuuuuda! Nieeee!
„Przekrój”: Serio? Głosujmy, kto nie lubi szkoły, ręka w górę.
Wszyscy paneliści unoszą ręce.
„Przekrój”: Teraz ręka w górę, kto lubi szkołę.
Rękę unoszą dwie osoby.
Lu (ręka uniesiona na nie): To w końcu lubicie szkołę czy nie?
Hania: Właśnie zależy. Tak i nie.
Hania II: Dokładnie!
Lu: Wszystko w życiu jest trochę fajne, trochę nie.
Wanda, która jeszcze do szkoły nie chodzi, nieśmiało podnosi rękę.
„Przekrój”: Wando, wiesz, że nie lubisz szkoły, choć do niej jeszcze nie chodzisz?
Wanda: Dokładnie! Siostra mi opowiadała, to po pierwsze. I też, bo chodzę do szkoły na Lego i tam nie wolno na przerwach biegać. Wychodzimy na korytarz, ale nie wolno biegać. A starsi biegają. A nam nie wolno.
Hania: Ja jej często opowiadam, że szkoła jest niefajna.
Hania II: U nas nie wolno się nawzajem czesać plus ktoś kradnie.
Lu: U nas nikt nie kradnie, ale za to nie można się czesać i nie można biegać.
„Przekrój”: Jednocześnie?
Lu: Nie, po prostu.
Hania: Na korytarzu.
Lu: W ogóle nie można biegać, bo co to znaczy?
„Przekrój”: Jak duże są Wasze klasy?
Hugon: U mnie 8 i trochę.
Hania, Lu, Hania II: Uuuuuuu! 8???
Hugon: 8 i trochę! Mówiłem! To nie znaczy, że 8, bo i trochę!
Hania: U mnie 40 z tym chłopakiem, co mnie bije.
Lu: U mnie 19 ze mną włącznie. Komplet.
Dzieci: Możemy ci pokazać szkołę, tylko ty bądź uczniem, to wtedy zobaczysz.
Hahahahahahaha!
„Przekrój”: Szkoła czy przedszkole? Co jest lepsze?
Dzieci: Przedszkoleeee!
Lu: W szkole się bawimy, ale za złe dzieci, zawsze te same, pani nam zabiera czas zabawy. I trzeba siedzieć. A wolimy się bawić, chcemy się bawić. To ma sens.
Hania: W przedszkolu można się bawić, w szkole trzeba się uczyć.
Hugon: To i to. Szkoła jest fajna po południu, jak jest pani ze świetlicy i nie pracuję, tylko jest ciekawie. Tylko musi być mało dzieci, muszą być chore albo coś.
„Przekrój”: Ale w ogóle to po co szkoła?
Hania: Ale jak nie szkoła, to co?
Lu: Ktoś by nie wiedział, ile to jest 1 plus 1! Bez przesady!
Hugon: Jeśli nie chodzisz do szkoły, to idziesz najpierw do poprawczaka, a potem do więzienia. Tak po prostu jest.
Hania II: A jak przeczytasz godło Polski, jak nie umiesz czytać?
Lu: Przepraszam, nudzi mi się.
Hania: Ile to jeszcze potrwa?
„Przekrój”: Tyle co lekcja.
Hania: Ale to zależy! Na dworze nam pani skraca!
Hania II: Dla mnie niefajne jest to, że nie możemy robić fikołków na dworze, bo się boi, że sobie coś zrobimy.
Lu: Może sama nie potrafi?
Wanda: I jej głupio?
Hania II: Nie, to nie z zazdrości, to ze strachu.
Hania: Ale to by było głupio, że jest dorosła i nie potrafi fikołka. Obciach.
Lu: Może tak jest.
Hugon: Nie wiadomo, jak jest.
„Przekrój”: Wymarzona szkoła. Jakie są lekcje?
Hania: Plastyka, plastyka, plastyka, plastyka, plastyka, plastyka, plastyka.
„Przekrój”: Bez muzyki?
Hania II: Sorry, plastyka, plastyka, plastyka, muzyka, plastyka, plastyka, plastyka, muzyka.
Hania: Może matematyka.
Hania II: Plastyka, plastyka, plastyka, plastyka i ta… muzyka.
I plastyka, plastyka, plastyka.
Hugon: My nie możemy pracować, jesteśmy uczniami.
Lu: Właśnie!
Hania: Mam jutro ciężki dzień, nie chcę pracować teraz.
Wanda: I w ogóle!
Hugon: Ciocia, ty pracuj. My się uczymy.
To się wzajemnie nie wyklucza, ale długo by tłumaczyć.
A o siódmej pobudka.