Szkoła jest fajna po południu Szkoła jest fajna po południu
Edukacja

Szkoła jest fajna po południu

Ewa Pawlik
Czyta się 7 minut

Tym razem małoletni paneliści „Przekroju” zmierzyli się z tematem, który żywo ich dotyczy (co nie znaczy jednak, że interesuje) – edukacji. Na pytanie, kto nie lubi szkoły, ręce podniosło…

Od czasu, gdy po raz pierwszy zorganizowaliśmy panel dyskusyjny z udziałem intelektualnych i łobuzerskich elit warszawskich przedszkoli i piaskownic, upłynął rok.

Raz na kwartał zespół ekspercki, złożony z reprezentantów szerokiego spektrum ideologicznych zapatrywań i postaw, zbierał się przy kuchennym stole przedstawiciela „Przekroju”. Spotkania nie zawsze przebiegały w spokojnej atmosferze. Dochodziło do ostrych światopoglądowych starć i głośnych kłótni. Po niejednym pyzatym policzku spłynęła łza.

W odróżnieniu od ludzi dorosłych dorastające dzieci unikają pozostawania w sytuacji konfliktu. Negatywna energia ulatnia się błyskawicznie, tak jak błyskawicznie znikają wystawione na stół słodkości.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Mali wolnomyśliciele zmierzyli się z wielkimi tematami. Redefiniowali pojęcie polskości, analizowali teorie dotyczące powstania świata, odnieśli się do kryzysu klimatycznego, dyskutowali o warzywach, a nawet śmierci.

Realizacja kolejnych zleceń „Przekroju” pochłonęła uwagę uczestników dyskursów. Praca zepchnęła życie prywatne na dalszy plan. Nigdy o nim nie rozmawiano, nie było na to czasu. Zabrakło równowagi pomiędzy sferą zawodową a prywatną. Podobnie jak inni, gdzie „inni” to podzbiór kategorii „my”, straciliśmy balans i relacje zawodowe wyparły subtelniejsze ciocio-sąsiedzko-koleżeńskie siatki uwiązań i przytuleń.

Semiseminaria odbywały się regularnie i przebiegały właściwym sobie torem. Z jednej strony były do siebie podobne, z drugiej – zachodziła trudna do uchwycenia, stopniowa zmiana. Uczestnicy domagali się jasnego określenia warunków współpracy, z naciskiem na ramy czasowe. Negocjowanie przerw na zabawę otwierało już każde spotkanie. Głos zabierano kolejno, a nie jednocześnie, jak dotąd. Jeżeli ktoś ów głos podnosił, z reguły była to jedyna w grupie osoba dorosła. W przedpokoju obok chaotycznego niby-rządku butów pojawił się niewielki stosik plecaków. Czujny dziennikarz dostrzegłby te drobne aberracje i szukał ich wspólnego źródła. Tymczasem nasz kores­pondent zmagał się z sennością oraz rozkojarzeniem i kropek nie łączył, nad „i” nie stawiał i raczej w kropce po prostu był. Od pewnego czasu, może od 2 września, siódma rano, która sporadycznie wyłaniała się z niebytu jako egzotyczne zakończenie nocy, stała się początkiem pięciu z siedmiu dni tygodnia. Noc mieszała się z dniem, zawodowe – z prywatnym. Jedyna córka-panelistka rozpoczęła wczesnoszkolną edukację, wraz z którą nastała era wczesnych poranków i ich boles­nych konsekwencji.

„Przekrój” zlecił kolejny temat. Dziecięce oblicza okrążyły kuchenny stół, każda buzia wzniesiona nad blatem wyżej niż trzy miesiące temu. Senny przekrojowiec z entuzjazmem pracownika nocnej zmiany produkcyjnej taśmy przekazał zebranej gawiedzi najświeższy temat: szkoła.

Dzieci: Nieeeeeee!

Hugon: Wiedziałem… Ja to wiedziałem, zanim wyszedłem z domu, że będzie o szkole. Czułem to. Mogłem zostać.

Dzieci: Nuuuuda! Nieeee!

„Przekrój”: Serio? Głosujmy, kto nie lubi szkoły, ręka w górę.

Wszyscy paneliści unoszą ręce.

„Przekrój”: Teraz ręka w górę, kto lubi szkołę.

Rękę unoszą dwie osoby.

Lu (ręka uniesiona na nie): To w końcu lubicie szkołę czy nie?

Hania: Właśnie zależy. Tak i nie.

Hania II: Dokładnie!

Lu: Wszystko w życiu jest trochę fajne, trochę nie.

Wanda, która jeszcze do szkoły nie chodzi, nieśmiało podnosi rękę.

„Przekrój”: Wando, wiesz, że nie lubisz szkoły, choć do niej jeszcze nie chodzisz?

Wanda: Dokładnie! Siostra mi opowiadała, to po pierwsze. I też, bo chodzę do szkoły na Lego i tam nie wolno na przerwach biegać. Wychodzimy na korytarz, ale nie wolno biegać. A starsi biegają. A nam nie wolno.

Hania: Ja jej często opowiadam, że szkoła jest niefajna.

Hania II: U nas nie wolno się nawzajem czesać plus ktoś kradnie.

Lu: U nas nikt nie kradnie, ale za to nie można się czesać i nie można biegać.

„Przekrój”: Jednocześnie?

Lu: Nie, po prostu.

Hania: Na korytarzu.

Lu: W ogóle nie można biegać, bo co to znaczy?

„Przekrój”: Jak duże są Wasze klasy?

Hugon: U mnie 8 i trochę.

Hania, Lu, Hania II: Uuuuuuu! 8???

Hugon: 8 i trochę! Mówiłem! To nie znaczy, że 8, bo i trochę!

Hania: U mnie 40 z tym chłopakiem, co mnie bije.

Lu: U mnie 19 ze mną włącznie. Komplet.

Dzieci: Możemy ci pokazać szkołę, tylko ty bądź uczniem, to wtedy zobaczysz.

Hahahahahahaha!

„Przekrój”: Szkoła czy przedszkole? Co jest lepsze?

Dzieci: Przedszkoleeee!

Lu: W szkole się bawimy, ale za złe dzieci, zawsze te same, pani nam zabiera czas zabawy. I trzeba siedzieć. A wolimy się bawić, chcemy się bawić. To ma sens.

Hania: W przedszkolu można się bawić, w szkole trzeba się uczyć.

Hugon: To i to. Szkoła jest fajna po południu, jak jest pani ze świetlicy i nie pracuję, tylko jest ciekawie. Tylko musi być mało dzieci, muszą być chore albo coś.

„Przekrój”: Ale w ogóle to po co szkoła?

Hania: Ale jak nie szkoła, to co?

Lu: Ktoś by nie wiedział, ile to jest 1 plus 1! Bez przesady!

Hugon: Jeśli nie chodzisz do szkoły, to idziesz najpierw do poprawczaka, a potem do więzienia. Tak po prostu jest.

Hania II: A jak przeczytasz godło Polski, jak nie umiesz czytać?

Lu: Przepraszam, nudzi mi się.

Hania: Ile to jeszcze potrwa?

„Przekrój”: Tyle co lekcja.

Hania: Ale to zależy! Na dworze nam pani skraca!

Hania II: Dla mnie niefajne jest to, że nie możemy robić fikołków na dworze, bo się boi, że sobie coś zrobimy.

Lu: Może sama nie potrafi?

Wanda: I jej głupio?

Hania II: Nie, to nie z zazdrości, to ze strachu.

Hania: Ale to by było głupio, że jest dorosła i nie potrafi fikołka. Obciach.

Lu: Może tak jest.

Hugon: Nie wiadomo, jak jest.

„Przekrój”: Wymarzona szkoła. Jakie są lekcje?

Hania: Plastyka, plastyka, plastyka, plastyka, plastyka, plastyka, plastyka.

„Przekrój”: Bez muzyki?

Hania II: Sorry, plastyka, plastyka, plastyka, muzyka, plastyka, plastyka, plastyka, muzyka.

Hania: Może matematyka.

Hania II: Plastyka, plastyka, plastyka, plastyka i ta… muzyka.

I plastyka, plastyka, plastyka.

Hugon: My nie możemy pracować, jesteśmy uczniami.

Lu: Właśnie!

Hania: Mam jutro ciężki dzień, nie chcę pracować teraz.

Wanda: I w ogóle!

Hugon: Ciocia, ty pracuj. My się uczymy.

To się wzajemnie nie wyklucza, ale długo by tłumaczyć.

A o siódmej pobudka.

 

Czytaj również:

Ekodzieci z wolnego wybiegu Ekodzieci z wolnego wybiegu
i
ilustracja: Tomek Kozlowski
Ziemia

Ekodzieci z wolnego wybiegu

Ewa Pawlik

Czy dorośli zdążą zniszczyć planetę, zanim dorośniemy? – zastanawiają się dzieci zaproszone przez nas do dyskusji. I radzą: „Od uśmiechu się nie dymi, a od palenia z ust się dymi! Śmiech jest lepszy dla planety!”.

W ostatnich miesiącach nie tylko dorośli spoglądają krytycznie na narracje mające źródła w antropocentryzmie. Zakłada on bowiem, iż człowiek jest centrum wszechświata, ten zaś skonstruowany jest tak, by egzystencję człowieka, rozumianego jako najdoskonalsze dzieło ewolucji, umożliwić. Tymczasem stajemy w obliczu niewygodnej prawdy. Planeta została przez ludzkość wyeksploatowana do tego stopnia, że coraz więcej gatunków roślin i zwierząt nie jest w stanie utrzymać się na niej przy życiu. Jeżeli ta tendencja się nie zmieni, za jakiś czas ten sam problem dotknie nas wszystkich. Niektórzy ludzie mierzą się z nim już od pewnego czasu: tu i ówdzie brakuje czystej wody, jedzenia, a nawet miejsca. Jest coraz duszniej i ciaśniej.

Czytaj dalej