Na co dzień tęsknimy za ciszą. Hałas otacza nas bowiem ciągle, nawet wtedy, gdy wydaje nam się, że w zasadzie niczego nie słyszymy. Dla przykładu: w cichej sypialni poziom hałasu może sięgać nawet 15–20 dB. Ale zetknięcie z komorą bezechową, np. taką, która znajduje się w Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, może być szokiem. Zastosowane w komorze elementy pochłaniająco-rozpraszające powodują, że poziom dźwięku bywa tam wręcz ujemny. Mówiąc wprost: jest tam bardzo, bardzo cicho.
„Jeżeli znajdujemy się w hałaśliwym pomieszczeniu, nasz słuch się przytępia, dlatego często po wyjściu z imprezy mówimy do siebie głośniej niż zwykle. Działa to też w drugą stronę: w cichym pomieszczeniu słuch się wyostrza” – wyjaśnia mgr inż. Marcin Zastawnik, doktorant z Laboratorium Akustyki Technicznej AGH. A to powoduje, że przebywając w komorze bezechowej, zaczynamy odbierać dźwięki, które pochodzą z naszego organizmu: słyszymy ruchy treści jelit, krew przepływającą przez czaszkę, a nawet… szumy i piski generowane przez same uszy.
„Jeśli ktoś nie będzie świadom tego, co go czeka, zacznie sobie pewne rzeczy dopowiadać, może mieć wrażenie, że ma do czynienia z nadprzyrodzonymi zjawiskami. Ludzie w bardzo nietypowym dla siebie otoczeniu mogą czuć się niekomfortowo, ale nie jest to wynikiem akustyki, lecz psychologii” – wskazuje Zastawnik. Dowiódł tego mały eksperyment, który przeprowadzili naukowcy z AGH: zamknęli w komorze bibliotekarza i przedszkolankę. Nietrudno zgadnąć, która z tych osób szybciej zaczęła czuć się nieswojo.
„W komorze można przebywać dowolnie długo bez konsekwencji dla zdrowia i samopoczucia. Sam jestem tego przykładem” – mówi nasz rozmówca, choć przyznaje, że i on doświadczył dziwnego zjawiska związanego z ciszą. Śpiąc kiedyś w bardzo dobrze wyciszonym laboratorium, nagle usłyszał, a wręcz poczuł mocne „łuuup!”. Halucynacja? Efekt silnego zmęczenia? Na pewno dowód na to, że świat ciszy bywa nieprzewidywalny, nawet dla naukowców.