Święty spokój to pułapka. I w świecie ludzi, i w świecie zwierząt bez stresu nie ma empatii – o zwierzęcych emocjach opowiada prymatolog Frans de Waal (wywiad archiwalny z „Przekroju” 2020/1).
Agnieszka Fiedorowicz: Niedawno wybrałam się z dziećmi do kina na nową wersję Króla Lwa. Gdy nadszedł moment śmierci Mufasy i mały Simba pochylił się nad ciałem ojca, na sali rozległ się zbiorowy szloch dzieci. Mali widzowie nie mieli problemu ze zrozumieniem, że zwierzęta mają emocje, tak jak my kochają, cierpią i opłakują bliskich. Tymczasem dla wielu dorosłych to trudne.
Frans de Waal: (śmiech) Filmy Disneya od dawna antropomorfizują zwierzęta, czasem za bardzo. Myślę, że w naturze lwiątko – takie jak Simba – nie byłoby tak mocno dotknięte śmiercią ojca. Co innego, gdyby zmarła mu matka lub gdyby lwica straciła dziecko – te więzi są o wiele silniejsze niż łącząca samca z potomstwem.
Niezależnie jednak od tych faktów to rzeczywiście ciekawe, jak różne jest podejście dzieci i dorosłych do emocji zwierząt. To świetnie widać, gdy się obserwuje rodziny w zoo: dzieci traktują zwierzęta poważnie, a część dorosłych wyśmiewa ich zachowania. Uważają, że my, ludzie, jesteśmy lepsi, że one są pozbawionymi uczuć maszynami. Dlaczego tak się dzieje? Nie wiem.
Do napisania najnowszej książki Ostatni uścisk Mamy zainspirowało Pana wyjątkowo poruszające spotkanie: Jana van Hoofa, Pana dawnego mentora, i Mamy, szympansicy z kolonii w Burgers’ Zoo w Arnhem w Holandii.
Mama i Jan znali się od 40 lat. Jan, dowiedziawszy się, że Mama umiera, przyjechał się z nią pożegnać. Gdy wszedł do jej klatki, półprzytomna Mama początkowo nie wiedziała, kto ją odwiedził.
Ale potem stało się coś niesamowitego: „Połowę twarzy Mamy pokrywa ogromny uśmiech, gdy ona skamle – miękki, wysoki dźwięk zarezerwowany dla chwil pełnych silnych emocji. W tym przypadku emocje są wyraźnie pozytywne, sięga ona bowiem po głowę Jana, gdy on się nad nią pochyla. Gładko głaszcze jego włosy, a następnie jednym ze swoich długich ramion obejmuje jego szyję, aby przyciągnąć go do siebie. W trakcie tego uścisku jej palce rytmicznie klepią go po głowie i karku w pocieszającym geście, który szympansy wykorzystują także do uspokajania kwilących dzieci”.
Uścisnęli się jak dwoje przyjaciół, którzy dawno się nie widzieli. To zachowanie było naturalne i dla mnie, i dla Jana, i dla Mamy.
Ale nie dla wszystkich. Gdy filmik pokazujący to pożegnanie trafił na YouTube’a, wielu ludzi było zszokowanych.
Wielu było poruszonych emocjonalnie, lecz wielu było zaskoczonych, jak ludzkie są reakcje Mamy, jej wyraz twarzy, gesty, uśmiech, wzruszenie. Myślę, że ludzie przyjmują do wiadomości, że szympansy są naszymi bliskimi krewnymi, jednak nie idzie za tym akceptacja faktu, że w takim razie ich emocje i zachowania są bardzo podobne do ludzkich.
Od lat zajmuje się Pan badaniem emocji u zwierząt, szczególnie naczelnych. Ale kiedy rozpoczynał Pan karierę naukową, to był temat tabu.
Nie używało się nawet słowa „emocje” czy „uczucia”. Nie mogliśmy też napisać, że szympans się śmieje czy całuje. Zwierzęce zachowania sprowadzano do behawiorystycznego modelu, w którym wszystkie opierały się na warunkowaniu. Nie neguję założeń behawioryzmu, ale nie da się wszystkiego wrzucić do worka „bodziec–reakcja”. Zachowania – zarówno ludzi, jak i innych zwierząt – są o wiele bardziej skomplikowane.
Trudno było się wyłamać?
Zaraz padały oskarżenia, że antropomorfizuje się zwierzęta. Jako jeden z pierwszych wyłamał się estońsko-amerykański badacz Jaak Panksepp, twórca neurobiologii afektywnej, który umieścił emocje ludzi i zwierząt na pewnym kontinuum. Jego wydana w 1998 r. książka Affective Neuroscience: The Foundations of Human and Animal Emotions (Afektywna neuronauka: podstawy ludzkich i zwierzęcych emocji) była krokiem milowym w walce z tabu, jakim były emocje zwierząt. Pomógł też rozwój technologii, takich jak funkcjonalny rezonans magnetyczny (fMRI), dzięki któremu możemy oglądać działające mózgi ludzi i innych zwierząt, np. małp, szczurów czy psów.
Pisze Pan, że „emocje przypominają organy. Potrzebujemy ich i są one wspólne dla nas i wszystkich innych ssaków”.
Skoro wszyscy mamy takie same organy, w tym mózg, który zasadniczo nie różni się budową od mózgów innych ssaków, to dlaczego nie mielibyśmy doświadczać podobnych emocji? Badania z użyciem fMRI pokazały, że u ludzi, jak również innych ssaków, za te same emocje odpowiadają te same partie mózgu. Na przykład zarówno u szczura, jak i u człowieka w chwili strachu zwiększa aktywność ciało migdałowate. Dlatego możemy dziś szukać leków na ludzkie fobie, badając szczury.
To, że zwierzęta odczuwają strach czy radość, część naukowców byłaby jeszcze w stanie zaakceptować, ale już wstyd czy nadzieję uznawano za wyłącznie ludzkie.
Psychologia wyróżnia sześć podstawowych emocji: strach, radość, smutek, gniew, odrazę i zaskoczenie. Ich klasyfikację zawdzięczamy Paulowi Ekmanowi, który przez kilkadziesiąt lat badał zachowania niewerbalne na całym świecie: od Ameryki Północnej przez Europę i Japonię po Nową Gwineę. Na tej podstawie opracował tzw. system kodowania ruchów twarzy (FACS – Facial Action Coding System) i wyróżnił grupę emocji tak samo wyrażanych i występujących w podobnych sytuacjach w różnych kulturach. On pierwszy zauważył, że emocje są uniwersalne – uwarunkowane biologicznie, a nie są konstruktami kulturowymi. Co więcej, Ekman zaczął opracowywać FACS innych zwierząt, np. koni.
Pokazało to, że zwierzęta wyrażają te same podstawowe emocje, co człowiek, tylko często w nieco inny sposób. Psy i konie wiele emocji okazują za pomocą uszu, np. kładąc je.
Brak ruchomych uszu u ludzi uważam za poważne upośledzenie (śmiech). Kolejne badania pokazały, że u zwierząt występują też emocje, które długo uznawaliśmy za zarezerwowane dla ludzi – uśmiechają się, wstydzą, mają nadzieję.
Ale weźmy choćby uśmiech. U ludzi odgrywa on inną rolę niż u małp naczelnych, u których – jak Pan pisze – jest sygnałem podporządkowania się.
To prawda. Małpy obnażają zęby w uśmiechu, gdy chcą okazać podległość. Pokazują w ten sposób, że uznają nadrzędną rolę danego osobnika. W badanej przeze mnie grupie rezusów wystarczyło, aby potężna samica alfa Orange przeszła obok, a wszystkie mijane przez nią samice szczerzyły się do niej. W przeszłości również u ludzi uśmiech miał komponent strachu, podporządkowania i uspokojenia przeciwnika: do dziś uśmiechamy się, gdy jesteśmy zdenerwowani i zestresowani. U ludzi uśmiech zmienił funkcję – dziś używamy go, by przekazać innej osobie, że cieszy nas jej towarzystwo; matki uśmiechają się do dzieci przecież nie dlatego, że się ich boją, tylko uspokajają je w ten sposób.
Za to śmiech ma podobną funkcję u ludzi i innych zwierząt.
Śmiech jest czymś innym niż uśmiech. Ma relaksować i dawać znak, że dobrze się bawimy, a nie np. walczymy.
Czasem gdy patrzę na moje dzieci, które się ze sobą siłują, sądziłabym, że się biją, gdyby nie to, że się śmieją.
I nie różnią się w tej sytuacji np. od szympansów. U naczelnych, gdy samiec podchodzi do młodej samicy i klepie ją w ramię, nie śmiejąc się, to ona może tę zaczepkę odebrać jako atak, co spowoduje u niej stres. Jeśli jednak samiec radośnie pohukuje, to samica od razu wie, że to zabawa i odda mu kuksańca. Zabawę odnajdziemy u wielu gatunków – jest bardzo ważna.
Jak czytamy w Pańskiej książce, te zjawiska nie są obce nawet szczurom.
Wspomniany już przeze mnie Jaak Panksepp, który zmarł rok temu, badał m.in. zabawę i śmiech u szczurów. Początkowo był z tego powodu wyśmiewany. Uważano, że twarze gryzoni są statyczne, niczego nie wyrażają. Ale Panksepp zauważył, że szczury lubią, kiedy je łaskocze, wydają przy tym krótkie dźwięki o częstotliwości 50 kHz, będące poza skalą naszego słuchu. W późniejszych doświadczeniach szwajcarscy naukowcy uruchomili program leczenia składający się z codziennego łaskotania szczurów i zabawy z nimi. Po każdej sesji w chwili ciszy analizowali ich twarze. Byli w stanie określić, które szczury otrzymały to pozytywne leczenie: miały bardziej różowe i zrelaksowane uszy.
Szczury nie tylko się cieszą, ale także potrafią, jak Pan pisze, strachem czy radością zarażać inne osobniki.
Działanie tego mechanizmu pokazał w swoich doświadczeniach Inbal Ben-Ami Bartal z University of Chicago. Umieszczał jednego z pary szczurów w ciasnym szklanym pojemniku, co wywoływało u niego stres. Drugi szczur mógł go uwolnić, naciskając dźwignię powodującą otwarcie drzwiczek. I zwykle chętnie niósł pomoc uwięzionemu koledze. W kolejnej fazie doświadczenia Bartal sprawdził motywację szczura, dając mu wybór między otwarciem dwóch pojemników: w jednym były lubiane przez szczury ciastka czekoladowe, a w drugim zamknięty towarzysz. Szczury również w tym przypadku często najpierw ratowały swojego druha.
Empatia była silniejsza niż ochota na pyszne ciastka?
Empatia, cytując amerykańskiego psychologa Martina Hoffmana, ma unikatową właściwość „przekształcania pecha jednej osoby we własne uczucie zaniepokojenia”. Najwyraźniej szczur, widząc zaniepokojenie uwięzionego towarzysza, sam zaczynał czuć się zdenerwowany, a uwalniając go, obniżał poziom stresu zarówno u siebie, jak i u drugiego szczura.
Skąd wiemy, że to stres motywował go do pomocy?
Ponieważ w kolejnej fazie eksperymentu badacz podawał szczurom leki uspokajające. Kiedy szczur na wolności nie widział objawów stresu u kolegi lub sam dzięki lekom był uspokojony, przestawał być zainteresowany uwolnieniem towarzysza, znacznie bardziej kręciły go ciastka. Stres jest zaraźliwy i motywuje do działania wiele gatunków. Na YouTubie może pani znaleźć filmy pokazujące ratujące się nawzajem psy czy słonie, które wyciągają z wody grzęznące słoniątka.
Jeśli już jesteśmy przy filmach na YouTubie, to prawdziwą furorę wśród internautów zrobił Pański eksperyment z winogronami i ogórkiem, który pokazuje, że małpy mają duże poczucie uczciwości.
W tym doświadczeniu małpy kapucynki, przedzielone siatką, a więc widzące się nawzajem, prosiliśmy o wykonanie na zamianę pracy: podanie nam wrzuconego do klatki kamyka. Wszystko było dobrze do czasu, gdy obie małpy dostawały za to tę samą nagrodę – plasterki ogórka.
Jednak sytuacja zmieniła się, kiedy jedna z nich dostała coś lepszego – winogrono.
Zauważywszy to, ta druga, wcześniej zadowolona z nagrody, nie tylko przestawała podawać nam kamyk, lecz także wyrzucała ogórek. To zachowanie wydaje się nieracjonalne, w końcu małpy wyrzucały jedzenie, które do tej pory im smakowało.
Ale my, ludzie, robimy dokładnie to samo, gdy dostaniemy gorszą niż klient przed nami ofertę od telefonii komórkowej. Moje dzieci też tak reagują, gdy jedno z nich sięgnie po największy kawałek pizzy.
To pokazuje, że i my, i małpy mamy podobne poczucie sprawiedliwości. A gdy czujemy się traktowani nie fair, pojawiają się złość i zazdrość. U dorosłych ludzi i naczelnych, np. szympansów, występuje jeszcze bardziej skomplikowana reakcja oparta na kalkulacji – mianowicie próba zapobieżenia negatywnej reakcji. Szympansy odmawiają winogrona, dopóki ich towarzysz także go nie otrzyma.
Niby u ludzi też tak jest: ci lepiej sytuowani „dzielą się” bogactwem, wspierając różne akcje charytatywne. Ale gdy patrzę na coraz większą ostentację w konsumpcji i powiększające się różnice między najbogatszymi a najbiedniejszymi, to myślę, że jednak zachowujemy się głupiej niż małpy.
To się może na nas zemścić. Dane wskazują, że im bardziej nierówne społeczeństwo, tym krócej żyją jego obywatele. Duże dysproporcje dochodów rozdzierają tkankę społeczną poprzez zmniejszenie wzajemnego zaufania, wzbudzanie napięć społecznych i tworzenie stresu, który negatywnie wpływa na układ odpornościowy zarówno bogatych, jak i biednych. Wszyscy tracą.
Mówimy tyle o zwierzęcej empatii, o emocjach. Ale jak je badać, przecież nie możemy zapytać zwierząt, jak się czują?
W książce wprowadzam rozróżnienie na uczucia (feelings) i emocje (emotions). Często utożsamiamy te pojęcia, ale to nie to samo. Uczucia to nasze doświadczenia prywatne, znane tylko nam. Możesz mi powiedzieć: „Jestem smutna, źle się czuję”, ja mogę ci uwierzyć, ale nie wiem, jak naprawdę się czujesz. Wiem tylko, jak ja się czuję, gdy mówię, że jestem smutny. Podobnie będzie, gdy powiesz, że jest ci przyjemnie.
Dla jednych przyjemne może być leżenie na plaży, dla innych przejażdżka kolejką górską.
Uczucia komunikujemy za pomocą języka. Z kolei emocje są uniwersalne – to stany ciała i umysłu, od strachu po miłość, które są widoczne na zewnątrz: w wyrazie twarzy, kolorze skóry, tembrze głosu, gestach. Możemy je więc badać przez obserwację, pomiary, np. temperatury ciała i ciśnienia krwi.
Gdy się boimy, marzną nam nogi…
…a szczurom ogony i łapy. Strach powoduje, że krew odpływa nam z kończyn. Odpowiedź walki lub ucieczki dosłownie przyprawia nas o „zimne stopy”, gdy krew odpływa z kończyn. Badaczka Lisa Parr mierzyła z kolei temperaturę ciała szympansów w trakcie eksperymentu, podczas którego pokazywała im filmik z przyjemną sceną (opiekunowie zwierząt przychodzili z koszami owoców) albo nieprzyjemną (weterynarz podchodził do klatki ze środkiem usypiającym). Podczas oglądania tej drugiej sceny temperatura skóry zwierząt spadała w taki sam sposób jak u ludzi postawionych w nieprzyjemnej sytuacji.
Karierę naukową zaczynał Pan od badania agresji. Jak to się stało, że zwrócił się Pan ku emocjom?
Zaczynałem w czasach, kiedy wszyscy zajmowali się badaniem agresji. Było to pokłosie debaty, jaką wywołał w 1963 r. Konrad Lorenz, który stwierdził w książce Tak zwane zło, że mamy popęd do agresji, mogący prowadzić do wojny, dlatego też wojna jest elementem ludzkiej biologii.
Winston Churchill, premier Wielkiej Brytanii, napisał: „Historią rasy ludzkiej jest wojna. Poza krótkimi i przypadkowymi interludiami nigdy na świecie nie było pokoju; a zanim historia się zaczęła, mordercze waśnie były uniwersalne i nigdy się nie kończyły”.
Najnowsze analizy historii ludzkości nie potwierdzają tej tezy. Niemniej agresja fascynowała wtedy badaczy, obserwowaliśmy ją także u innych naczelnych. Przyznam, że było to strasznie nudne zajęcie, ponieważ szympansy – mój ówczesny obiekt badań – aktom agresji poświęcały zaledwie 3% czasu. Przez resztę dnia zwierzęta bawiły się, jadły, iskały, kopulowały. A i ja szybko odkryłem, że o wiele bardziej niż sam akt agresji fascynuje mnie to, co następuje później: to, co szympansy robiły, by naprawić relacje.
I tak napisał Pan pracę naukową o pojednaniu, która wywołała duże kontrowersje w środowisku.
Początkowo wręcz kwestionowano termin „pojednanie”, zarzucając mi antropomorfizację szympansów. Dziś wiemy, że pojednanie jest powszechne nie tylko u naczelnych, lecz także u innych ssaków, od słoni po psy.
W książce Ostatni uścisk Mamy podkreśla Pan, jak ogromną rolę odgrywała Mama w naprawianiu relacji w stadzie. „Mama była ekspertem mediacji. Często po walce dwa samce nie potrafiły się ze sobą pogodzić, nawet mimo tego, że były tym zainteresowane. […] Ten klincz przypominał mi dwóch złych mężczyzn w barze. W tych warunkach Mama mogła podejść do jednego z nich i zacząć go iskać. Po kilku minutach powoli podchodziła do drugiego samca. Jej poprzedni partner od iskania często za nią podążał […], jeżeli nie poszedł, Mama wracała po niego i ciągnęła go za ramię, zmuszając go do podążenia za sobą. Wskazywało to, iż jej mediacje były świadome. Gdy już trzy osobniki siedziały obok siebie przez chwilę, z Mamą pośrodku, po prostu wstawała i spokojnie odchodziła”.
Mama jako stara samica idealnie nadawała się do mediacji między samcami. Gdyby zaangażował się trzeci samiec, zostałoby to odebrane jako próba nawiązania koalicji z jednym z nich i agresja rozgorzałaby na nowo. Młoda samica też nie mogłaby być mediatorem, bo często to ona stanowiła przyczynę konfliktu. Mama była neutralna. W przypadku samic taką rolę mógłby odegrać samiec alfa. Ale gdy samice walczą, to w ogóle ciężko o pojednanie (śmiech).
Czy w takim razie istnieje choć jedna tylko ludzka emocja?
Czasem myślę, że jest nią duchowość. Ale już nie nadzieja. Z najnowszych badań wiemy, że zwierzęta ją odczuwają. Mają oczekiwania. Gdy wilki idą polować, mają nadzieję na udane łowy. Gdy stado słoni podąża przez wiele dni za starą słonicą, która wie, gdzie jest woda, ma nadzieję, że tę wodę odnajdzie.
Przez stulecia zakładaliśmy, że zwierzęta żyją tylko w teraźniejszości.
Dziś wiemy, że potrafią patrzeć wstecz, wspominają określone zdarzenia w swoim życiu i robią plany na przyszłość. Szympansy zbierają garście trzciny w jednym miejscu w lesie, następnie niosą je w ustach kilometrami, by wykorzystać do łowienia termitów z kopców w zupełnie innym miejscu. Planują to.
Sięgając do przeszłych doświadczeń, naczelne potrafią przewidzieć też grożące niebezpieczeństwo. W książce opisuje Pan dramatyczną historię bonobo z zoo w San Diego.
Pewnego dnia opiekunowie osuszyli fosę, aby ją wyczyścić. Gdy byli gotowi ponownie ją napełnić, samiec alfa Kakowet zaczął gwałtownie protestować, machając ramionami i krzycząc. Okazało się, że kilkoro młodych wskoczyło do suchej fosy, ale nie było w stanie wyjść. Gdyby napełniono fosę wodą, młode utonęłyby. Paniczna reakcja Kakoweta wskazuje, że przypomniał sobie, jak napełniana jest fosa, i zainterweniował, by zapobiec nieszczęściu.
Typowo ludzkie nie jest też kontrolowanie emocji.
Mamy tendencję do postrzegania zwierząt jako niewolników emocji, pozbawionych hamulców, jakie my sami stosujemy.
Taaaaak. My ludzie świetnie kontrolujemy emocje, zwłaszcza podczas zakupów gwiazdkowych. Zakupów w ogóle.
(śmiech) Oczywiście jedni z nas lepiej kontrolują emocje, inni gorzej. Podobnie jest u zwierząt. Wystarczy porozmawiać z trenerami psów czy koni, którzy dość szybko zauważają, które zwierzę jest mniej, a które bardziej impulsywne. Zwierzęta muszą się kontrolować, żyjąc w stadach. Gdyby nie umiały powstrzymać np. chęci sięgnięcia po najdojrzalsze owoce na oczach silniejszych osobników, to prawdopodobnie zdobyte jedzenie zostałoby im odebrane. Hamują się, czekając, aż dany osobnik się oddali. I na tym zyskują.
Obserwuje Pan zwierzęta od kilkudziesięciu lat. Czy jakieś zachowanie szczególnie Pana poruszyło lub zaskoczyło?
Wiele takich zachowań opisuję w moich książkach, dlatego warto po nie sięgnąć (śmiech)! A tak na serio wciąż najbardziej szokują mnie brutalne ataki – zwłaszcza samce atakujące młode, co się zdarza.
W Ostatnim uścisku Mamy opisuje Pan, jakim szokiem było dla Pana zamordowanie ulubionego szympansa Luita z Burgers’ Zoo.
Kiedy przyjechałem rano, Luit jeszcze żył, ale stracił ogromne ilości krwi, miał wiele ran na całym ciele. Stracił również niektóre palce rąk i stóp, a także jądra, które dosłownie mu „wyciśnięto”. W nocy został zaatakowany przez dwa inne samce, którym wcześniej odebrał władzę. Mimo operacji zmarł.
Ten atak nazywa Pan morderstwem, co sugeruje działanie z premedytacją.
To było zaplanowane. Dzień wcześniej próbowaliśmy rozdzielić tych trzech samców, ale oni robili wszystko, by zostać razem w jednym pomieszczeniu. W nocy dwa samce, wcześniej pozbawione władzy, prawdopodobnie weszły na nowo w sojusz i zaatakowały Luita. Nigdy się nie dowiemy, co dokładnie się stało.
Nie jest to kwestia przebywania tych zwierząt w niewoli?
Takie akty agresji zdarzają się i w naturze. Także intencjonalność czynów nie powinna nas dziwić. Wszystkie drapieżniki są intencjonalnymi zabójcami: kot zabija mysz, a tygrys dusi gaura, indyjskiego bizona, do ostatniego tchu ofiary.
Ale zabija z głodu, nie z zemsty.
Tak, różni je motywacja, jednak intencjonalność pozostaje. Wciąż myślę o przypadku Luita. Może to był nasz błąd, że zostawiliśmy ich razem, bez reszty stada.
Mama by zainterweniowała?
Stado nie dopuściłoby do tego morderstwa. Niejednokrotnie obserwowaliśmy takie sytuacje, w których atakujący samiec nie chciał odpuścić, ale gdy samice, a potem reszta stada, ostro protestowały, agresor rezygnował.
To samice najpierw protestowały. Czy to oznacza, że są one bardziej empatyczne, wrażliwe na cudzą krzywdę?
Nie sądzę. To zależy od tego, jaka płeć wchodzi w konflikt. Gdy biją się samce, rozdzielają je samice i odwrotnie.
Pisze Pan jednak, że samice na przestrzeni dziejów bardziej rozwijały inteligencję emocjonalną, choćby z uwagi na to, że to one zajmowały się dziećmi i musiały reagować na ich potrzeby.
Tak, to prawda. Ludzie nie doceniają złożoności zachowań matczynych. Czasem same matki mówią: „Ja jestem tylko matką”, a to przecież bardzo trudne zajęcie. Szympansy, podobnie jak ludzie, nie mają wiele potomstwa; szympansia mama ma czworo–pięcioro dzieci w całym życiu, ponieważ długo opiekuje się młodym, które jest całkiem od niej zależne.
W książce opisuje Pan przypadek szympansicy, która nie mogła wychowywać dzieci, bo z powodu głuchoty nie była w stanie reagować na sygnały dziecka, np. na to, że jest głodne.
Nie udało jej się wychować żadnego dziecka. Gdy po raz kolejny urodziła, zdecydowaliśmy się przekazać jej córkę Roosje do adopcji. Był to śmiały plan, ponieważ potencjalna matka adopcyjna Kuif straciła wszystkie swoje poprzednie dzieci z uwagi na niewystarczającą laktację.
A Pan postanowił pomóc Kuif i nauczyć ją karmić butelką.
Tak. To było niemożliwe w przypadku jej wcześniejszych dzieci, bo szympansie matki są zaborcze i Kuif nie pozwoliłaby mi zabrać własnego dziecka, abym mógł pokazać, jak się je karmi. Początkowo sam zajmowałem się Roosje; kolejne tygodnie spędziłem przed klatką Kuif, pokazując jej, jak karmię małą butelką. Po kilku tygodniach treningu umieściliśmy dziecko w słomie w sypialni Kuif.
Ale ona nie chciała go wziąć.
Zabieranie cudzych dzieci bez pozwolenia nie jest dobrze widziane wśród szympansów. Dopiero gdy ją zachęciłem, wzięła Roosje i zaczęła ją karmić butelką. Okazała się świetną matką.
Do dziś łączą Pana z Kuif wyjątkowe relacje.
Wcześniej nie była do mnie nastawiona specjalnie przyjaźnie. Myślę, że uznała, iż oddałem jej własne dziecko i dlatego traktuje mnie jak członka rodziny.
Skoro wiemy, że emocje nasze i innych zwierząt są tak podobne, to czy nie powinniśmy radykalnie zmienić tego, jak je traktujemy?
Myślę, że przez lata było nam na rękę traktować zwierzęta jak nieodczuwające nic maszyny, bo to usprawiedliwiało warunki, w jakich je trzymamy.
I to, że je zjadamy.
Jest we mnie zbyt wiele z biologa, abym był radykalnym przeciwnikiem jedzenia mięsa. W przyrodzie zjadamy się wzajemnie. Chodzi raczej o to, w jakich warunkach hodujemy zwierzęta – w wielkich farmach, w których są one ściśnięte w ciasnych klatkach przez całe krótkie życie. W przeszłości odbywało się to jednak w innych warunkach, w niewielkich gospodarstwach, gdzie miały pastwiska, błoto, w którym mogły się tarzać. Mogły nawiązywać relacje, żyć w stadzie.
W Ostatnim uścisku Mamy pisze Pan: „Liczę na transparentność. To społeczeństwo musi zdecydować, jakiego rodzaju relacje będziemy mieć ze zwierzętami i na jakiego rodzaju ich wykorzystanie zezwolimy, ale absolutnie najważniejsze jest wyciągnięcie zwierząt ze strefy cienia. Potrzebujemy ośrodków badawczych z polityką otwartych drzwi oraz farm, które będą miały obowiązek pokazywać, jak traktują swoje zwierzęta”.
Proszę zobaczyć, jak dzięki presji opinii publicznej zmieniło się podejście do zwierząt w laboratoriach. W USA nie używamy dziś do badań biomedycznych szympansów ani innych naczelnych. Jeśli je obserwujemy, to w zoo, gdzie żyją w stadach, w warunkach zbliżonych do naturalnych. Z drugiej strony, kiedy zachorujemy i dostajemy leki, musimy mieć świadomość, że biorąc je, wykorzystujemy zwierzęta, na których były testowane. Obecnie są to niemal wyłącznie gryzonie, ale i stosunek do nich można poprawić. To się dzieje. Coraz częściej w procedurach badawczych stosuje się mniej inwazyjne techniki, np. rezonans magnetyczny. Niektóre zwierzęta można wytrenować, by siedziały w nim nieruchomo, wtedy nawet nie trzeba ich usypiać.