Czego tu nie ma: najlepsze pasty na świecie, wyborne przekąski, niespotykane nigdzie indziej słodycze. Na wschodnim wybrzeżu Morza Śródziemnego je się tak różnorodnie i smacznie, że aż żal odchodzić od stołu.
Lewant to pojęcie nieostre. W języku włoskim oznacza „wschód” i używa się go do opisu wschodniego wybrzeża Morza Śródziemnego. Granice tego regionu nie są jednak wyraźne. Przyjęło się uważać, że należą do niego głównie Liban, Izrael i Syria. Niektórzy dodają do tej listy jeszcze południową Turcję oraz Jordanię, która jest jednak krajem należącym do arabskiego świata. Ale przecież Lewant to nie tylko granice i geografia, lecz także – a może przede wszystkim – szczególna kultura. Królują tu kosmopolityzm, wielość religii, języków, tradycji, wpływów i oczywiście kuchni.
Zdawać by się mogło, że lewantyńska kuchnia powinna być stricte arabska, tymczasem okazuje się jedną z najbardziej eklektycznych na świecie. Charakterystyczne potrawy łączą w sobie wpływy francuskie, włoskie, greckie, tureckie, bałkańskie, żydowskie, sefardyjskie i, rzecz jasna, arabskie. Oto przykład: klasyczną pastę z podwędzanych bakłażanów zwaną baba ghanoush zjemy na Malcie pod nazwą dip tal-brunġiel, w Prowansji jako caviar d’aubergines, w Izraelu natomiast będzie to chatzilim, a w Bułgarii – kiopolu.
Najpierw mezze
Lewantyńska kuchnia to temat rzeka, co sprawia, że można pisać o niej w nieskończoność. Oczywiście, tak jak w okolicznych krajach arabskich czy w Turcji, je się tu sporo