Takiego wiatru jak w Antarktyce nie znajdziesz nigdzie indziej – może porwać wszystko, nawet wodę z oceanu! I chociaż zimny oraz ostry, jednocześnie umie zachwycić, rozśmieszyć, a także przypomnieć, że to nie my sprawujemy rządy na świecie, ale przyroda.
Mijał właśnie drugi tydzień mojego pierwszego pobytu w Antarktyce. Wiatr był tak silny, że dach naszej stacji unosił się na kilka centymetrów, a przywiane z plaży wodorosty wpadały nam przez powstającą szparę do zupy. Mój kolega, doświadczony polarnik, wiosłując entuzjastycznie łyżką w talerzu, skomentował, że zawsze się zastanawia, na której wyprawie w końcu dach odleci. 10 minut później już dachu nie mieliśmy.
Wieje właściwie wszędzie. Wystarczy, żeby pojawiła się w atmosferze różnica ciśnień. Ciśnienie, o którym słyszymy lub czytamy w prognozach, to miara zawartości powietrza w powietrzu. Kiedy jest wysokie, wtedy w danej objętości jest tego powietrza więcej, a kiedy niskie – mniej. Na styku takich obszarów zaczyna wiać, bo przyroda wolałaby, żeby wszędzie było po równo. To zupełnie tak samo jak z dwoma roztworami, które jeśli są rozdzielone przepuszczalną błoną, będą dążyły do wyrównania stężeń. Jednak wiatry nigdy w końcu się globalnie nie uspokoją, a ciśnienie atmosferyczne na całym świecie się nie wyrówna, bo w każdej chwili niektóre części globu nagrzewają się bardziej od innych, ciepłe powietrze zaś jest lżejsze oraz mniej gęste od zimnego – unosi się więc i powstają nowe obszary niskiego ciśnienia. Oczywiście mechanika ruchu gazów wokół Ziemi jest dużo bardziej