Wielka metamorfoza
i
zdjęcie: Ester Havlová
Wiedza i niewiedza

Wielka metamorfoza

Rozmowa z Tomášem Sedláčkiem
Paulina Wilk
Czyta się 18 minut

Pandemia daje nam szansę na ucieczkę z systemu. Nareszcie zarządzamy własnym życiem, czasem i wolnością. Żegnamy bezsens. Migrujemy do Internetu, bo tam jest szybciej, taniej, mądrzej i zdrowiej. Właśnie przechodzimy pierwsze ćwiczenie z globalnej odpowiedzialności. Radzimy sobie dobrze, a po kryzysie odrodzimy się jak Feniks z popiołów. Bajka? Nie, opinia ekonomisty. Tak przepowiada Tomáš Sedláček w rozmowie z Pauliną Wilk.

W ciągu minionego roku Tomáš Sedláček, filozof i ekonomista, zajął się spełnianiem marzeń. Zrobił kurs nurkowania, nauczył się pilotować szybowiec, boksować i po raz pierwszy naprawdę zamieszkał w domu. Urządził w nim studio pełne książek, rzeźb i obrazów. Z „Przekrojem” łączy się właśnie stamtąd, a rozmowę przerywa kilkakrotnie, by posłuchać dzwonów z pobliskiego kościoła, zreperować stary budzik i dokończyć odkurzanie. Gdy mówi o gospodarce, używa metafor, jego myśli są ogniste i skręcają w różne strony jak jego rude loki. Kiedy latał po świecie, to wyłącznie z podręcznym bagażem i jedną białą koszulą. Nocował w pensjonatach, unikał taksówek i sieciówek. Teraz porzucił nawet samochód, po Pradze porusza się na monocyklu. Dla naukowca okrzykniętego w młodości wizjonerem, który dotąd żył w chmurach – dosłownie – podróżując na narady i wykłady, życie stacjonarne jest zupełną nowością. Sedláček jako 24-latek został doradcą ekonomicznym prezydenta Václava Havla, później doradzał czeskim premierom i przewodniczącym Komisji UE. Studiował w Pradze i Yale. W 2011 r. podbił świat książką Ekonomia dobra i zła. W poszukiwaniu istoty ekonomii od Gilgamesza do Wall Street, którą przetłumaczono na 20 języków. Od 2015 r. jego nazwisko nie schodzi z list najbardziej inspirujących i wpływowych ekonomistów. Jest strategiem w czeskim banku, wykłada na Uniwersytecie Karola. Na pandemię patrzy optymistycznie i nazywa ją nowym mitem. W poszukiwaniu jej pierwowzoru przewertował historię ludzkości i jest pewien, że coś takiego zdarza się nam po raz pierwszy.


Paulina Wilk: Przyrównałeś kiedyś współczesną ekonomię do zaburzenia afektywnego dwubiegunowego, czyli cyklicznego przechodzenia od nadaktywności i silnego pobudzenia do przygnębienia i bierności. W jakiej fazie była globalna gospodarka, gdy wkraczaliśmy w pandemię koronawirusa, i gdzie znajdujemy się teraz?

Tomáš Sedláček: Ludziom trudno utrzymać równowagę. Norma przydarza się nam rzadko i na krótko. Tuż przed pandemią byliśmy w stanie pobudzenia – z wysokimi wskaźnikami konsumpcji, wzros­tem gospodarczym w wielu państwach. A teraz przydarza się nam coś, co czują cierpiący na depresję: wrażenie bezsensu, stłumienia, niemożność ruchu. Jakby ktoś nałożył nam na głowę klosz. Ekonomia w pandemii przypomina Śpiącą Królewnę, jednak ona żyje, i to jak! Spójrzmy na PKB większości krajów: obniżyło się

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Kolekcjonuję znaki końca
i
zdjęcie: dzięki uprzejmości prof. Leszka Koczanowicza oraz Uniwersytetu SWPS
Wiedza i niewiedza

Kolekcjonuję znaki końca

Rozmowa z Leszkiem Koczanowiczem
Aleksandra Pezda

Jako dzieci boimy się zasnąć przy zgaszonym świetle. Jako dorośli również miewamy problemy z zasypianiem, choć przeraża nas raczej perspektywa utraty pracy niż myśl, że pod łóżkiem może czaić się potwór. Skąd w nas ten ciągły niepokój? Jakie nowe obawy wzbudziła w nas pandemia? O różnych obliczach lęku ­z prof. Leszkiem Koczanowiczem rozmawia Aleksandra Pezda.

Książkę Lęk i olśnienie z esejami prof. Leszka Koczanowicza zdobywałam podczas trzeciej fali pandemii, kiedy zaczęły obowiązywać bardziej lub mniej sensowne obostrzenia. Wśród powszechnego lęku chciałam poczytać o lęku. I nie mogłam. Warszawskie czytelnie zamknięto. W jednej skanowali zamówione materiały, ale tylko po 50 stron, przez co dostałam ucięty w połowie rozdział. O następny mogłam poprosić dopiero po upływie 24 godzin. W drugiej dzielnicy zdecydowali się wypożyczać zbiory. Brakowało mi jednak karty, a wydawanie nowych zablokowano, żeby ograniczyć bezpośredni kontakt między ludźmi. Kierowniczka tej czytelni wspaniałomyślnie wyniosła mi książkę przed gmach. Na murku, nad ruchliwą ulicą, przesuwała ostrożnie w moim kierunku formularz wpisowy – w dwumetrowej, usankcjonowanej prawem, odległości. Tuż po tym, jak okazałam jej mój dowód osobisty, również z dystansu. Wreszcie mogłam czytać. Dowiedziałam się, że jednym z głównych rysów naszej epoki jest lęk i że ma on wiele zaskakujących odsłon. Wśród nich jest codzienność. Nieznośna, bo choć powinna być powtarzalna i stabilna, by dawać poczucie bezpieczeństwa, z tego samego powodu niezmiernie nas nudzi. Próbujemy więc z niej się wyrwać, ale ciągle wracamy, aby nuda i stabilizacja pomogły nam znowu zamaskować lęk. Lęk wyparty i niewidoczny, choć powszechny, przenikający tylko czasem – w chwilach kryzysu – przez szczeliny egzystencji. Pandemia jest jedną z takich szczelin. Dzięki niej możemy zajrzeć w głąb siebie, coś zrozumieć, dostąpić gnozy. By wrócić po raz kolejny na utarte tory. A może tym razem nie wrócimy już do tego, co było? Może pandemia wieszczy koniec naszej epoki? Jeśli tak, to na dobre czy na złe? Chyba że nasze oczekiwanie na fin de siècle, na wielką zmianę jest złudzeniem. Przecież koniec naszej epoki zapowiadano już przy jej narodzinach, a dziś wiemy, że przepowiednie upadku i radykalnej zmiany to tylko kolejny sposób na wyrażenie lęku i jednocześnie próba jego stłumienia.

Czytaj dalej