Europa. Wymarzone spotkanie rodzinne: z kuluarów znikają polityczno-społeczne podziały, z kominka sączy się ciepło, rodzina i przyjaciele zasiadają przy suto zastawionym stole. Po przystawce czas na danie główne. Przed gośćmi lądują półmiski z mięsem. Wbite w nie widelce podkreślają jego soczystość oraz kunszt kucharski twórcy dania. Komplementom nie ma końca, gdy nagle pada pytanie:
– A z jakiego zwierzęcia to mięso?
– A z psiego. Mówię ci, absolutny hit!
Melanie Joy, profesorka psychologii i autorka książki Why We Love Dogs, Eat Pigs, and Wear Cows, odniosła się do tej sytuacji w celu przedstawienia terminu carnist. Zanim jednak spróbuję nakreślić, co dokładnie się za nim kryje, wykorzystam parę przykładów, które – mam nadzieję – stworzą atmosferę sprzyjającą głębszemu zrozumieniu tego słowa. Atmosferę konieczną ze względu na zjawisko obronności percepcyjnej, która ma miejsce w momencie ekspozycji na zbyt silny bodziec. Nasz umysł w odruchowej obronie odrzuca bodziec i przestaje przetwarzać. Porzućmy zatem wizję zjadania psa i skupmy się na czymś mniej kontrowersyjnym, czyli zjadaniu świni, krowy czy kury.
Świnie to podobno najinteligentniejsze zwierzęta, które człowiek zdołał udomowić. Komunikują się, budują hierarchię społeczną, lubią się bawić i mają swoje ulubione zabawki, pomagają sobie w potrzebie, nawet gdy się nie znają. I chociaż Internet nie stroni od filmów pokazujących złożoność świńskiej psychiki (choćby ten, w którym świnia wskakuje do rzeki, aby wyciągnąć z niej unieruchomioną przez konar kozę), w naszej kulturze pokutuje jako zwierzę brudne, spocone i… smaczne. Dane z 2016 r. opublikowane przez Instytut Ekonomiki i Gospodarki Żywnościowej podają, że statystyczny Polak zjada rocznie 41 kg wieprzowiny.
Kury zaś – w Polsce zjadane średnio w liczbie 29 kg rocznie – bynajmniej nie są ptasimi móżdżkami. Jonathan Safran Foer w książce Zjadanie zwierząt przytacza wyniki 40-letnich badań prowadzonych przez Lesley Rogers, która udowodniła, że mózgi tych ptaków „pod względem zdolności poznawczych nie różnią się od ssaków, a nawet są porównywalne z naczelnymi”. Zdarzenia zapamiętują chronologicznie, przekazują wiedzę następnym pokoleniom, potrafią wzajemnie się oszukiwać i rezygnować z małych przyjemności na rzecz tych większych.
Mięsa krowy spożywamy najmniej, bo średnio 2 kg na rok. Stworzenia te również żyją w hierarchii. W stadzie wybierają lidera: osobnika silnego, wyróżniającego się największą wiedzą o terytorium i jego zasobach. Nie zawsze za nim podążają, bo bywają krowy nonkonformistyczne, nastawione na niezależność. Hierarchia występuje zarówno wśród samców, jak i samic, które budują struktury stabilniejsze. Krowy potrafią zapamiętać nawet 70 postaci, a ponowny kontakt z osobą, która zrobiła im krzywdę, wywołuje w nich strach.
Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w 2015 r. liczba tzw. zwierząt gospodarskich w Polsce (do których należą m.in. świnie, krowy i kury) wynosiła ponad 156 mln. Hodowane pod nóż, zazwyczaj zamknięte w halach bez okien, stłoczone na małej przestrzeni, karmione antybiotykami i poddawane manipulacji światłem w celu przyspieszenia reprodukcji cyklu biologicznego, wiodą życie jakością odbiegające od życia zwierząt uważanych za niejadalne. Ten fenomen tłumaczy termin speciesism, czyli szowinizm gatunkowy lub gatunkowizm.
Określenie pojawiło się w głowie psychologa Richarda Rydera podczas kąpieli, a następnie – już po jego wyjściu z łazienki – zostało opisane w dzienniku „The Guardian”. „Przypomina mi to rasizm lub seksizm – uprzedzenie oparte na nieistotnych moralnie różnicach fizycznych – pisze Richard Ryder. – Od czasów Darwina wiemy, że jako ludzie jesteśmy zwierzętami związanymi ze wszystkimi innymi zwierzętami poprzez ewolucję; jak więc możemy usprawiedliwić opresyjny sposób traktowania, który stosujemy wobec innych gatunków? Wszystkie zwierzęta mogą cierpieć z powodu bólu i niepokoju. Krzyczą i wiją się jak my. Ich systemy nerwowe są podobne i przeprowadzają te same procesy chemiczne, które, jak nauka wskazuje, są powiązane z odczuwaniem bólu w nas samych. Jak można wiedzieć, że to, co zjadam, czuło – cierpiało, i jednocześnie nie chcieć powodować cierpienia?”.
Nasza percepcja oparta jest na schematach, które wyewoluowały z silnie ustrukturyzowanego systemu wierzeń. I tak oto w hinduizmie nie je się krów, w judaizmie i islamie – wieprzowiny, w Polsce w piątki spożywa się ryby, a w niektórych krajach azjatyckich mięso bernardyna uważane jest za silny afrodyzjak męski. To system wierzeń, w którym funkcjonujemy, dyktuje, które zwierzęta są jadalne, pozbawiając nas uczucia moralnego dyskomfortu pojawiającego się w momencie uświadomienia podmiotowości spożywanego pokarmu.
Są trzy sposoby radzenia sobie z owym dyskomfortem: zmiana systemu wartości (aby pasowały do zachowania), zmiana zachowania (aby pasowało do wyznawanych wartości) albo zmiana postrzegania naszego zachowania, by zdawało się pasować do naszych wartości. W zestawieniu statystycznej ilości spożywanego mięsa z danymi opublikowanymi w 2013 r. przez Centrum Badania Opinii Społecznej, z których wynika, że 79% ankietowanych Polaków uważa zwierzęta za istoty odczuwające cierpienie tak samo jak ludzie, cała ta gimnastyka psychologiczna zdaje się żyzną glebą dla paradoksów i hipokryzji. Wygląda więc na to, że to trzeci sposób radzenia sobie z moralnym dyskomfortem decyduje o naszej postawie wobec spożywania mięsa.
Systemowa zmiana naszej empatii na apatię – brak współczucia wobec wybranych gatunków zwierząt – nie miałaby miejsca, gdyby nie zjawisko psychic numbing, czyli odrętwienia psychicznego. To cecha adaptacyjna naszego umysłu umożliwiająca mierzenie się z odczuwanym psychicznym cierpieniem, niewygodą ducha. Nie chcę jednak tego fenomenu demonizować – to dzięki temu, że istnieje, i my jesteśmy w stanie istnieć w nieprzewidywalnym, niesprawiedliwym świecie. Za procesem psychicznego odrętwienia stoją mechanizmy obronne: zaprzeczenie, unikanie, rytualizacja, usprawiedliwianie, uprzedmiotowienie, racjonalizacja i odłączenie. I to one sprawiają, że przemysł mięsny staje się niewidzialny. Kim zatem jest wspomniany na początku carnist? Tym terminem Melanie Joy określa osobę, która opierając swoje postrzeganie na systemie wierzeń, uważa, że to etyczne, aby jeść któryś gatunek zwierząt, a innego nie.
Kończąc mój wywód, nawiążę do twórczości Franza Kafki, który – zdaje się – poruszył osobiste odrętwienie i wyszedł świadomie z roli carnisty. Już jako wegetarianin miał rzec, stając pod ścianą akwarium: „Teraz mogę was już oglądać spokojnie, ja was nie jadam”. Literaturoznawca Walter Benjamin stwierdził, że kafkowskie zwierzęta są „zbiornikami zapomnienia”, za którymi stoi wstyd, a wstyd to odpowiedzialność odczuwana przed niewidzialną zbiorowością (którą są miliony czujących zwierząt hodowanych na pożywienie), to rdzeń etyki. Odrzucając więc cierpienie innych niż człowiek istot żywych, wstydząc się podobieństw, odrzucamy pewną część naszego człowieczeństwa.
Zrezygnowanie z części człowieczeństwa na rzecz straconych zasobów poznawczych – czy tyle warte jest spożywanie produktów odzwierzęcych?
Wiemy, że nie potrzebujemy mięsa, by przetrwać. Może, wzorem Richarda Rydera, podczas najbliższej kąpieli, warto przeanalizować fakty? Przemysł hodowlany emituje 40% gazów cieplarnianych więcej niż transport, jego utrzymanie zajmuje ⅓ terytorium lądowego Ziemi, co sprawia, że jest on najważniejszą przyczyną zmian klimatycznych. Czy to wystarczy, by – choć na chwilę – spojrzeć na świat przez świńskie oczy*?
* Określenie pochodzi z książki Zjadanie zwierząt Jonathana Safrana Foera i zostało wykorzystane w tytule książki Dariusza Gzyry Dziękuję za świńskie oczy, która m.in. wchodzi w skład literatury skonsumowanej na potrzeby tego tekstu.