6% neandertalczyka
Przemyślenia

6% neandertalczyka

Sylwia Stano
Czyta się 6 minut

„Mamo, jakie są rodzaje ludzi na świecie? No wiesz, jaskiniowcy, Polacy… i jacy jeszcze?”. Takie pytanie zadał mi kilka dni temu mój kilkuletni syn. Bardzo dobre pytanie. Większość z nas wyobraża sobie zapewne, że istnieje tylko jeden gatunek ludzi i że wszyscy ludzie żyjący na Ziemi mają jedną wspólną kolebkę. A przecież nasze dzieje pełne są niespodzianek, co udowadnia w książce Kim jesteśmy, skąd przyszliśmy… profesor David Reich, pionier wykorzystania analiz DNA w badaniach nad historią człowieka.

Możliwość spojrzenia na ludzką biologię z nowej perspektywy (dzięki analizie genomu) zawdzięczamy postępowi technologicznemu ostatnich 20 lat – pierwszy genom zsekwencjonowano zaledwie w 2001 r. Otworzyło to drogę do rekonstrukcji dziejów ludzkich populacji. „Dostaliśmy narzędzie, o jakim nie mogliśmy nawet wcześniej marzyć” – pisze Reich. Przez chwilę naukowcom wydawało się nawet, że będą w stanie udzielić prostych odpowiedzi na pytania nurtujące ludzkość od wieków: kim jesteśmy i skąd przyszliśmy?

Nie udało się. To znaczy – odpowiedzi nie są proste, choć sama podróż w odległą przeszłość, w którą zabiera nas Reich, jest fascynująca. Człowiek współczesny nosi w swoim DNA ślady po dawnych międzygatunkowych „mezaliansach”, jakie homo sapiens popełniał z neandertalczykami, denisowianami i niezidentyfikowanym jeszcze gatunkiem określanym mianem populacji widmo. Wygraliśmy konkurencję z tymi gatunkami – lub skutecznie je wytępiliśmy – ale pozostał w nas ślad po ich istnieniu. Jaki? Tutaj wkracza nasze DNA i dostarcza nam odpowiedzi na pytania, których nie mogły udzielić badania archeologiczne. A opublikowanie w 2010 r. opisu pierwszego neandertalskiego genomu rozjaśniło kilka tajemnic. Wiemy już, że geny Homo neanderthalensis mają się świetnie – można je odnaleźć w populacjach nieafrykańskich i afrykańskich. Zakwestionowano popularny przez dziesiątki lat model „wyjścia z Afryki” (mówiący, że stamtąd wywodzi się obecna ludzkość), mapa ludzkich migracji okazała się zaś o wiele bardziej skomplikowana.

Sukcesywne odczytywanie genomów coraz większej liczby odmiennych form Homo uświadomiło nam, że w przeszłości ludzkość była znacznie bardziej zróżnicowana. Jeszcze 40 tys. lat temu na Ziemi żyło wiele grup ludzi archaicznych. Różnili się od nas fizycznie, ale nie aż tak bardzo, jak nam się mogło wydawać.

Długo utrzymywało się przekonanie, że neandertalczycy byli prymitywnymi małpoludami, choć w istocie różnice między nimi a nami nie były tak wielkie. Z odkryć dokonywanych w ostatnich latach wynika, że potrafili tkać przędzę (co opisano na łamach „Scientific Reports” w tym roku) i wytwarzać ozdoby z orlich szponów („Science” 2019 r.), że pierwsze malowidła naskalne były ich autorstwa („Nature” 2018 r.), że opiekowali się chorymi i starszymi („PLOS ONE” 2017 r.), a także obsypywali umarłych kwiatami („Antiquity” 2020 r.). Neandertalczycy behawioralnie nie ustępowali w niczym naszym przodkom – ludziom anatomicznie współczesnym. Istnieją również bardzo wiarygodne naukowe dowody, że te dwie populacje się spotykały. Kontakty owe wiązały się nie tylko z wymianą genów, ale i z wymianą kulturową. A wpływ, jaki wywarły na współczesnego człowieka, był ogromny.

Jaki jest neandertalski wkład w naszą teraźniejszość? Można go ocenić na kilka procent – od dwóch do sześciu – w zależności od tego, gdzie mieszkamy. W każdym razie już wiemy, że mieszane populacje ludzko-neandertalskie żyły w Europie i całej Eurazji – przez tysiące lat. Wiele z nich ostatecznie wymarło, ale od tych, które przetrwały, wywodzi się większość współczesnych mieszkańców tych ziem. A co z innymi? „Czy neandertalczycy byli jedynymi archaicznymi ludźmi, z którymi rozmnażali się nasi atentaci? – pyta autor – Czy może doszło jeszcze do innych hybrydyzacji naszego gatunku?”.

Wiele niespodzianek przyniosło również odczytanie – dzięki małej kosteczce z syberyjskiej jaskini – genomu denisowiańskiego. Porównując DNA współczesnych Nowogwinejczyków z DNA innych nieafrykańskich populacji, genetycy oszacowali, że od 3 do 6% swojego DNA odziedziczyli oni po denisowianach. Do tego dochodzi jeszcze około 2% DNA neandertalskiego. To znaczy, że Papuasi mają dziś w swoim genomie domieszkę DNA ludzi archaicznych wynoszącą 5–8%. Najwięcej wśród wszystkich współczesnych populacji!

Co więcej, genetycy twierdzą, że mamy obecnie dostęp do całogenomowych danych czterech bardzo różniących się od siebie populacji ludzkich. Te populacje to ludzie współcześni, neandertalczycy, syberyjscy denisowianie i australodenisowianie. „Do tej czwórki trzeba dodać jeszcze hobbitów – pisze David Reich – małych ludzi z indonezyjskiej wyspy Flores, jak wiele wskazuje odległych kuzynów wczesnego Homo erectus, którego potomkowie trafili na Flores ponad siedemset tysięcy lat temu i odizolował ich wzrost poziomu morza. Te pięć grup ludzi – a prawdopodobnie więcej, tyle że jeszcze nieodkrytych – było od siebie odseparowanych setki tysięcy lat”.

Już samo wydobycie materiału DNA z kości, które mają kilkaset tysięcy lat, wymaga żmudnych zabiegów. Cóż dopiero mówić o odczytaniu genomu! „Kiedy ja myślę o genomie, widzę w nim bardziej niż teraźniejszość zakorzeniony w naszej najodleglejszej przeszłości gobelin utkany z nici DNA, kopiowanych z rodziców na potomstwo od niezliczonych pokoleń” – pisze Reich. Genom nie wyjaśnia, kim jesteśmy, możemy jednak dzięki niemu dowiedzieć się, jak przebiegały migracje i jaki miały wpływ na przykład na dzisiejszych Tybetańczyków i na ich zdolność do życia na dużych wysokościach. Ludzkie populacje są ze sobą powiązane w sposób, którego nikt wcześniej nie podejrzewał. Żaden genom nie składa się z jednej ciągłej sekwencji odziedziczonej po jednym przodku, lecz jest wielką mozaiką.

Dzięki świadectwom kopalnym – a wiedzę zawdzięczamy głównie szkieletom – wiemy, że zanim doszło do migracji człowieka współczesnego z Afryki, Eurazję zamieszkiwały bardzo różne grupy Homo. Może superarchaiczni ludzie, którzy krzyżowali się z denisowianami, są znacznie ważniejszym elementem euroazjatyckiej historii populacyjnej człowieka, niż wcześniej zakładaliśmy? Co więcej, David Reich uważa, że Eurazja była co najmniej równie istotnym jak Afryka ośrodkiem ewolucji gatunku. Populacje migrowały, dzieliły się na grupy siostrzane, rozstawały i znów łączyły – ze sobą i z nowymi przybyszami. Ślady spotkań i największych populacyjnych krzyżówek – np. pasterzy ze stepu i rolników w Europie albo wcześniejsze o tysiące lat relacje neandertalczyków i denisowian z ludźmi współczesnymi – można znaleźć w DNA miliardów żyjących obecnie ludzi.

Jak w przypadku każdego nowego narzędzia ważne jest świadome i ostrożne korzystanie z niego. Kiedy przychodzi do dyskusji o różnicach między populacjami, musi od razu zapalić się czerwona lampka, bo taka dyskusja przypomina niebezpieczne próby klasyfikowania ludzi według przynależności do grup rasowych. Powszechnie podważono już zasadność takiego podejścia. „Rewolucja genomowa na szczęście o wiele skuteczniej służy tym, którzy próbują stworzyć nową formułę rozumienia ludzkiej tożsamości – twierdzi Reich. – Warto uświadomić sobie choćby to, że odkrycie, iż naszą historię tworzyły wielkie i mniejsze powtarzające się epizody mieszania się populacji, było zabójcze dla wszystkich »biologicznych« teorii, którymi podpierają się rozmaici nacjonaliści. Mieszanie się populacji to po prostu nasza gatunkowa specjalność”.

Kim jesteśmy, skąd przyszliśmy… to książka, która pokazuje nam prehistorię i człowieka od zupełnie nowej strony. Jeżeli chcemy na nowo nauczyć się dyskutować o różnicach i podobieństwach między populacjami, potrzebna będzie nam wiedza, którą dzielą się z nami genetycy. Na tle ciekawie prowadzonej narracji i imponującej erudycji autora rażą, niestety, błędy popełnione w polskim wydaniu, takie jak brak tłumaczeń tytułów książek (powieść Williama Goldinga Spadkobiercy przecież już ukazała się po polsku) czy liczne literówki. Szkoda, bo psuje to przyjemność czytania tej pasjonującej książki, którą bez obaw można nazwać naukowym thrillerem.

 

Czytaj również:

Najlepsze książki na kwarantannę
Przemyślenia

Najlepsze książki na kwarantannę

Bibliocreatio

Po kilkunastu dniach izolacji od świata, kwarantanny, którą nie wszyscy znoszą dobrze, postanowiłyśmy poszukać wsparcia w literaturze! Czy bohaterki literackie mogą dodać nam otuchy? Czytanie podobno redukuje stres aż o dwie trzecie, czy tak się dzieje również w czasie epidemii? W domu spędzimy jeszcze trochę czasu. Bierzemy książkę, odkładamy, wracamy… a co, jeśli nie lubimy bohaterki, o której właśnie czytamy?

Widzimy, że zestresowani okolicznościami czytelnicy sięgają po książki, które mają dżumę albo zarazę w tytule, szukając w ciągłości ludzkiego doświadczenia ukojenia. My zastanowiłyśmy się jednak, z jakimi bohaterkami chciałybyśmy dać się zamknąć w czterech ścianach. Trudny wybór. Od razu przychodzą do głowy postacie, z którymi na pewno byśmy nie wytrzymały odosobnienia! Nasz subiektywny wybór literackich towarzyszek na czas kwarantanny prezentujemy poniżej.

Czytaj dalej