Australijskie Alcatraz
i
Aborygeni na Wyspie Palmowej, Queensland, 1930 r., zdjęcie: Fairfax Media via Getty Images
Opowieści

Australijskie Alcatraz

Jan Pelczar
Czyta się 11 minut

Palm Island to wyspa, na którą przez lata zsyłano Aborygenów. Otaczające ją wody, pełne rekinów, stanowiły naturalną przeszkodę uniemożliwiającą ucieczkę ­– rozmowa Jana Pelczara z podróżnikiem Bartoszem Twarogiem.

Z Bartoszem Twarogiem spotykam się w księgarni pośrodku wrocławskiego rynku. Właśnie wrócił on z weekendu w pobliskich Górach Sowich. „Krajobraz po katastrofie klimatycznej” – ocenia. Rozmawiać mamy o miejscu, które równie mocno co klęski naturalne naznaczyła działalność człowieka. Umawiamy się, że Palm Island będziemy nazywali Wyspą Palmową. Jej położenie u wybrzeży Australii powinno wystarczyć, by nie myliła się nam ze sztucznie usypaną grupą wysp w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

Jan Pelczar: Dlaczego Wyspa Palmowa to wyjątkowe miejsce na mapie Australii?

Bartosz Twaróg: Ze względu na odwrócone proporcje. Z kilku tysięcy ludzi, którzy tam mieszkają, niemal wszyscy to Aborygeni. W milionowych miastach, takich jak Sydney, żyje po kilkanaście tysięcy rdzennych mieszkańców. Na Wyspie Palmowej jest, wedle różnych szacunków, od 3 do 5 tys. ludzi, z czego tylko około setki białych. W większości są to pracownicy obsługujący infrastrukturę. Wyspa leży w obrębie Wielkiej Rafy Koralowej. Siostrzana, niemal identyczna wyspa jest rajem dla turystów. Backpackerzy tu nie zaglądają. Gdy wsiadałem na prom, kilka razy pytano mnie, czy aby na pewno się nie pomyliłem. Pozostałymi pasażerami byli Aborygeni i biali pracownicy w odzieży roboczej. Izolacja wyspy jest w dużej mierze skutkiem okrutnej historii. Podróż tam to patrzenie w otwartą ranę, która nie chce się zabliźnić. 11 lat temu wyspa trafiła do Księgi rekordów Guinnessa jako

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Serce pustyni
i
Góra Uluru, zdjęcie: Tomek Niewiadomski
Ziemia

Serce pustyni

Aleksandra Reszelska

W Australii, w przeciwieństwie do Europy, to nie budynki naznaczone są najciekawszą historią, ale skały, wybrzeża i drzewa. Tutaj w naturze zaklęta jest kultura.

Aborygeni mają swój mit stworzenia, o którym antropolog Charles P. Mountford – w książce Before Time Began – pisze tak: „Przed stworzeniem, to znaczy zanim pojawiły się zwierzęta, ptaki, ryby i inne żyjące istoty, świat był jedynie nagą równiną, rozciągającą się aż do linii horyzontu. Aborygeni wierzyli, że to kraniec wszechświata. Później nastąpił czas, nazywany przez nich Dreamtime (Czas Śnienia), podczas którego gigantyczne, człekopodobne istoty pojawiły się na ziemi. Wykonywały one zadania, którymi Aborygeni zajmują się do dziś. To one ustaliły naturalny i prawny porządek świata. Aż nagle – nie wiadomo dlaczego – Dreamtime się skończył. Jedni mityczni stwórcy zamienili się w skały, góry, doliny, rośliny czy drzewa, inni odlecieli do nieba jako boskie istoty, jeszcze inni zostali zmienieni w naturalne siły przyrody: wiatr, deszcz, błyskawice i pioruny”.

Czytaj dalej