Ciepło, gorąco, SUPERHOT
Przemyślenia

Ciepło, gorąco, SUPERHOT

Mateusz Czerwiński
Czyta się 2 minuty

Superhot to jedna z najbardziej unikatowych gier, jakie miałem przyjemność kiedykolwiek recenzować. Tytuł, który powstał jako prototyp podczas Game Jam 7 Day FPS Challenge 2013 r. wciąż niezwykle pozytywnie zaskakuje na kolejnej z rzędu platformie (PlayStation 4), choć genialny w swojej prostocie pomysł mechaniki rozgrywki pozostał bez zmian.

Gra (choć wydawałoby się, na pierwszy rzut oka nie przekona do siebie masowego odbiorcy) serwuje intrygujący skrypt fabularny, doskonale bawi się konwencją czasu, często przebijając przy tym tzw. czwartą ścianę wyrafinowanymi żartami z samej siebie. Stanowi też swoiste przemieszanie gatunków – gry logicznej z dynamiką i tempem rozgrywki przyzwoitej strzelaniny.

Najważniejszą w niej rolę odgrywa upływający czas. Upływa on tylko wtedy, gdy nasza postać porusza się lub oddaje strzał. Dzięki takiej formule możemy nie tylko lawirować pomiędzy pociskami, unikając ich niczym w słynnej trylogii braci Wachowskich, ale i efektownie pozbywać się naprzykrzających się oponentów w naprawdę precyzyjny i wyrafinowany sposób.

Superhot cechuje się ponadto wyjątkowym stylem graficznym, popadającym w daleko idący minimalizm. W grze przeważają czerwień, czerń oraz biel – każda barwa zaś obita jest w heksagonalny charakter prezencji. Całość składa się na interesujący świat, w którym chce się przebywać nieustannie (jakkolwiek nie brzmiałoby to w kontekście upływu czasu właśnie). Ascetycznie wypada również udźwiękowienie, co jednak nie wpływa negatywnie na jego odbiór, raczej na jeszcze większą immersję z wykreowaną przez polskich twórców przestrzenią. Jedyną i niewielką łyżką dziegciu w tej beczce recenzenckiego miodu wydaje się – nomen omen – czas rozgrywki; nie w kontekście zaprezentowanej formuły, a krótkiej zabawy i pozostawionego uczucia niedosytu.

W mojej opinii nadwiślańska produkcja jest nie tylko najbardziej innowacyjną grą ostatnich lat, lecz także pozycją, która dopracowuje każdy – w ujęciu holistycznym – element siebie. Jest przemyślana, pięknie podana i wyjątkowo silnie przemawia do odbiorcy znudzonego kalką kolejnych gier. To również eksperyment, który niekoniecznie każdemu przypadnie do gustu, ale przez nietypowe ujęcie przekona jednostki, że gry wideo jako medium potrafią zbliżyć się do sztuki, nawet jeśli same w sobie nie są jej częścią.

 

Czytaj również:

Kolorowe trykoty ratują świat
Przemyślenia

Kolorowe trykoty ratują świat

Mateusz Czerwiński

Jeśli jesteś osobą, której sercu bliskie jest uniwersum Gwiezdnych wojen George’a Lucasa lub odnajdujesz siebie w serialu Star Trek święcącym zasłużone triumfy w latach 60. i 90. minionego wieku, istnieje duża szansa, że odnajdziesz się w perypetiach Guardians of the Galaxy. Gra ta jest dość luźną adaptacją komiksu o tym samym tytule. Jeśli jednak wspomniane filmy to nie twój świat, gra od The Telltale Games absolutnie nie trafi w twoje gusta.

Dlaczego? W dużej mierze z powodu chaotycznego splotu fabularnych zawiłości wyprowadzonych z komiksu, gry i filmu jednocześnie. Grupą docelową tak pomyślanej przygody może być najwyżej dorastająca młodzież, nijak nie przystaje ona bowiem do postaci ustatkowanego gracza preferującego rozrywkę inteligentną, nieco powolniejszą, głębszą i przeciwstawiającą się stereotypom konsumenta elektronicznych nowinek.

Czytaj dalej