Jan Błaszczak: Kiedy grałaś w très.b, regularnie wydawaliście płyty. Minął zaledwie rok od ukazania się ostatniego albumu tego zespołu, a do sklepów już trafiał Twój solowy materiał. Nic nie wskazywało na to, że na następny trzeba będzie czekać pięć lat. Dlaczego tyle to trwało?
Misia Furtak: Po wydaniu epki w 2013 r. odsunęłam się od branży muzycznej i to była świadoma decyzja. W kryzysowej sytuacji okazało się, że nie mam wsparcia ludzi, z którymi pracowałam. Byłam do tego stopnia zawiedziona, że poważnie zastanawiałam się, czy nadal chcę się zajmować muzyką. Najpierw był więc czas łapania dystansu. Gdy ten etap miałam już za sobą, sięgnęłam znów po piosenki, które nigdy się nie ukazały. Rosło we mnie poczucie, że muszę je skończyć. Co nie oznacza, że przez te lata towarzyszyło mi ciśnienie, żeby znów wydawać. Znacznie bardziej zajmowało mnie dociekanie tego, jaka powinna być moja dalsza droga. Przy czym wciąż miałam wątpliwości, czy wracać, a jeśli tak – to na jakich zasadach? Ambicja mnie jednak nie podgryzała. Może teraz, po wydaniu płyty, zaatakuje? Co przyjdzie? powstawało jednak z innych powodów.
W takim razie,