Czemu tak nierychło, Panie?
Przemyślenia

Czemu tak nierychło, Panie?

Jan Błaszczak
Czyta się 3 minuty

Twórcy albumu Requiem ludowe Adam Strug i Kwadrofonik sięgnęli po pieśni z niewznawianego od ponad wieku Śpiewnika Pelplińskiego. Paradoks polega na tym, że księgę wznowiono. Album natomiast przepadł.

Jakoś na początku października wybrałem się na pokaz filmu Eastern w reżyserii Piotra Adamskiego. Nie chcę zdradzać fabuły tej Lantimosowskiej, opartej na wyrazistym koncepcie produkcji, więc przytoczę tylko jego drobny fragment. Scenę pogrzebu, a w zasadzie następującej po nim stypy. W jej trakcie grany przez Marcina Czarnika Nowak intonuje jako głowa rodziny jedną z żałobnych pieśni zebranych w XIX-wiecznym Śpiewniku Pelplińskim. Po projekcji, na której obecny był reżyser, zapytałem go o tę scenę i wybór utworu. Adamski wyjaśnił, że decyzję o jego obecności podjął na ostatnią chwilę pod wpływem albumu Requiem ludowe. Gdy zaproponował jej wykonanie Czarnikowi, doszło do szczęśliwego zbiegu okoliczności, gdyż ten płytę Adama Struga i grupy Kwadrofonik znał niemal na pamięć i z przyjemnością podjął się zadania.

Przypadek? Nie sądzę. Od momentu wydania Requiem ludowego w 2015 r. cieszy się ono kultowym wręcz statusem. I nie chodzi mi jedynie o ludzi z branży muzycznej, dziennikarzy, którzy w najbardziej chyba miarodajnym rankingu okrzyknęli je najwybitniejszym wydawnictwem (arcymocnego zresztą) 2015 roku. Wystarczy spojrzeć na komentarze pod utworami z tego albumu nielegalnie opublikowanymi na YouTubie. Nieczęsto twórczość z pogranicza muzyki ludowej i współczesnej spotyka się z tak ekstatycznymi komentarzami. Bo też i twórcom udała się tu sztuka niezwykła. Requiem ludowe to wierność tradycji i porywająca ekspresja zapewniane przez Struga połączone z nowoczesnym, ale też sugestywnym, niebojącym się dosłowności akompaniamentem kwartetu Kwadrofonik. Zakorzenione w ludowości requiem jest zarazem przejmujące i konceptualne, wzniosłe i intymne w mierzeniu się z umieraniem. I choć to bez wątpienia płyta wybitna, na jej kultowość składa się coś jeszcze.

Niemal mityczny status Requiem ludowego wynika, niestety, również z jego niedostępności. Po pierwsze z trudnych do wytłumaczenia powodów pomimo entuzjastycznego przyjęcia albumu Kwadrofonik z Adamem Strugiem zagrali zaledwie kilka koncertów. Samo wydawnictwo wypuszczone w niewielkim nakładzie tysiąca egzemplarzy rozeszło się zaś na pniu. Gdyby nie piracka inicjatywa opublikowania płyty na YouTubie, nikt poza tym gronem (do którego szczęśliwie należę) nie miałby do niej dostępu, bo próżno jej też szukać na platformach streamingowych. Jeden z najwybitniejszych polskich albumów ostatniego dziesięciolecia przepadł więc, przypominając o sobie od czasu do czasu na aukcjach internetowych, gdzie osiąga zawrotne ceny. Ktoś powie: nic nowego pod słońcem. Znają to fani hip-hopu, którzy latami czekali na reedycję Świateł miasta, znają miłośnicy alternatywy, którzy wciąż nie doczekali się wznowienia Dni wiatru. A jednak przypadek Requiem… jest bardziej osobliwy.

Gorzki żart nieobecności albumu Adama Struga i zespołu Kwadrofonik w legalnym obiegu polega na tym, że jedną z idei, która przyświecała artystom, była popularyzacja Śpiewnika Pelplińskiego – XIX-wiecznego zabytku kultury zbierającego nabożne pieśni sięgające nawet epoki renesansu i przez lata stanowiącego elementarz dla wiejskich śpiewaków. Niegdyś traktowany niemal z czcią, na ponowne wydanie musiał czekać prawie 130 lat. I oto mamy rok 2015, kiedy najpierw ukazało się Requiem ludowe, a dosłownie kilka tygodni, może miesięcy później oddolna inicjatywa doprowadziła do ponownego wydania śpiewnika. Ówczesne wypowiedzi jego wydawców o „utraconej tożsamości” i „akcie sprawiedliwości dziejowej” można dziś przypisać Requiem ludowemu. Nagle Śpiewnik Pelpliński stał się dostępny na wyciągnięcie ręki, a album Struga i kwartetu Kwadrofonik zyskał status zagubionego zabytku polskiej kultury. Wątpliwy to przywilej.

Sprawa jest tym dziwniejsza, że w przeciwieństwie do wielu fonograficznych białych kruków, gdzie brak wznowień jest pokłosiem zawiłości prawnych, tutaj wydawcą jest Polskie Radio. A przecież naprawdę trudno o podmiot o większych zasługach dla promocji polskiej muzyki tradycyjnej. Parafrazując Adama Struga, pozostaje mi więc zapytać: „Czemu tak nierychło, Panie?”.

ilustracja: mitek.jpg
ilustracja: mitek.jpg

Czytaj również:

Zawartość Chopina w Chopinie
Przemyślenia

Zawartość Chopina w Chopinie

Jan Błaszczak

Z nową płytą Natalii Kukulskiej i Sinfonii Varsovii jest jak z Synekdochą, Nowy Jork Charliego Kaufmana. Tyle że na odwrót. 

Poruszony najnowszym filmem Charliego Kaufmana obejrzałem wreszcie jego wcześniejsze dzieło: Synekdocha, Nowy Jork. Głównym bohaterem tego gorzkiego, pokręconego komediodramatu jest reżyser teatralny, który latami przygotowuje rozdęty do absurdalnych rozmiarów spektakl. Produkcję, na potrzeby której budowane jest miasto w mieście. Wszelkie ograniczenia: finansowe, czasowe, przestrzenne nikną w starciu z obsesją, której podporządkowuje swoje życie grany przez Philipa Seymoura Hoffmana Caden Cotard. Pojawiające się podczas seansu uczucie rozbawienia będące rezultatem obcowania z groteskowym rozmachem czułem ostatnio, słuchając Czułych strun Natalii Kukulskiej i Sinfonii Varsovii. Przy czym różnica pomiędzy tymi dwoma dziełami jest zasadnicza: gargantuiczny świat budowany przez Cotarda ma być repliką życia, a jego naczelną zasadą jest autentyzm. Czułym strunom przyświeca zupełnie inna filozofia.

Czytaj dalej