„Na ziarnku maku stoi mały dom,
Pieski szczekają na księżyc makowy”Cz. Miłosz
Miałem osiem lub dziesięć lat: dwie wiedzy strony,
dwa końce teleskopu złożyły się we mnie
i wreszcie zrozumiałem: atom otoczony
torami elektronów i elipsy planet
okrążających Słońce na obrazku w ciemnej
encyklopedii dziadków – to rzeczy te same.Na każdym elektronie może w głębiach morza
pływać sobie ichtiozaur i rybak na kutrze,
łyskać jezioro rtęci, wstawać nocą zorza
nad szafirową albo złotą ziemią. Palec
czy włos, jeden jedyny włosek w kocim futrze,
ma w sobie galaktyki nieskończenie małe,z kolei nieskończenie wielkie dla tych, którzy
patrzą w swoje księżyce po pracy o świcie.
Gdzie spojrzeć, to coś zniknie, to znów się wynurzy,
i wszystko, co istotne, gdzie indziej jest pyłem
na niewidocznej okiem kosmicznej orbicie.Odtąd już nic ważnego się nie nauczyłem.
Komentarz autora:
Są wiersze, którym nie przeszkadza dopowiadanie, ba, niektóre nawet dopominają się glos, komentarzy, przypisów, odautorskich wyjaśnień. Ten – nie. Jest domknięty i dogadywanie może mu tylko zaszkodzić, jeśli bowiem rozłożyć go na czynniki pierwsze, to wcale nie sądzę, że intuicje na temat kształtu wszechświata, które miałem w wieku lat ośmiu czy dziesięciu, były naukowo słuszne. Kiedy odpakować każde z tych zdań, odrąbać od pozostałych, sprawdzić logicznie, zderzyć z wiedzą encyklopedyczną, są to głupoty. Jak „Jest tylko Beatrycze i tylko jej nie ma” czy „Miłość, która porusza Słońce i inne gwiazdy”. Równocześnie jestem przekonany, że na głębszym poziomie tamte intuicje były i są słuszne – ale da się je odczuć, przyjąć i zrozumieć tylko pomiędzy wersami, w sposób pozawerbalny, choć są przecież niesione przez słowa, bo czymże jest wiersz, jak nie zbiorem słów? Poezja jednak, jak kuter przemytnika, co innego wiezie na pokładzie, a co innego za grodzią, w czarnej skrzynce. I dlatego napisałem o tym wiersz, a nie naukowy traktat.