
W redakcji zjawiał się nagle, jakby przybywał z innego świata. Przynosił teksty napisane wiecznym piórem, zawsze zielonym atramentem. Konstanty Ildefons Gałczyński, „hochsztapler”, „słodki szarlatan”, ale przede wszystkim jeden z najważniejszych autorów dawnego „Przekroju”.
Marian Eile poznał Gałczyńskiego wiosną 1939 r. Przyszły założyciel „Przekroju” był wówczas dziennikarzem najważniejszego w dwudziestoleciu międzywojennym pisma liberalnej inteligencji „Wiadomości Literackich” i pojechał do Anina przekonywać poetę do współpracy. O wizycie mówił tak: „Elektryczną kolejką dojazdową, w pogodne popołudnie, przyjechałem do Anina. Poszedłem do Zaruby, a z nim do Gałczyńskich. Czekał na nas podwieczorek, mocna herbata, świeże domowe ciasto. Natalia była piękna, miła, gościnna. Konstanty – spokojny, przyjazny. Jak zawsze, przez całe życie, mówił cicho, łagodnie, jakby trochę duchem nieobecny”.
Z „Wiadomościami Literackimi” Gałczyński współpracy nie podjął, a kilka miesięcy później – podobnie jak Eile i tysiące innych mężczyzn – został zmobilizowany do wojska. Brał udział w kampanii wrześniowej, trafił do niewoli radzieckiej, a później niemieckiej. Tuż po zakończeniu wojny przebywał w Brukseli i Paryżu, tymczasem w Polsce wszyscy byli przekonani, że poeta nie żyje – po kraju krążyło wtedy mnóstwo fałszywych informacji – a kolejne czasopisma drukowały jego nekrologi. Ale pewnego dnia żona Gałczyńskiego Natalia otrzymała od gońca kartkę. Była to strona wyrwana z książeczki do nabożeństwa, a na niej zapisane przez poetę zdanie: „Twój obrazek z Люльkи