Hymny ocalałych
Sztuka + Opowieści, Przemyślenia

Hymny ocalałych

Jan Błaszczak
Czyta się 3 minuty

Muzyka Kristin Hayter jest ekstremalna, bo wychodzi od ekstremum. Głównym impulsem do jej powstania była potrzeba opowiedzenia o osobistych traumatycznych doświadczeniach wynikających z bycia ofiarą przemocy domowej. Swoje szczere do bólu utwory Hayter nazywa „hymnami ocalałych”. Zdziwi się jednak ten, kto spodziewałby się po Lingua Ignota (pod taką nazwą artystka realizuje ten solowy projekt) kruchych, wyciskających łzy ballad. Nic bardziej mylnego. Aby dać upust emocjom, Hayter sięga po ekstremalne środki wyrazu. Metal, noise rock i przesterowane brzmienia elektroniczne stają się jej orężem – za ich sprawą wymierza sprawiedliwość oprawcy. Przeklina go i lży, dokonując przy tym swoistej subwersji. Jak sama twierdzi, metal czy noise rock to gatunki zdominowane przez mężczyzn, a w środowisku ich słuchaczy nierzadko rządzi mizoginia. Hayter czerpie zaś garściami z tych gatunków, by dokonać zemsty. Tym słodszej, że główny adresat jej utworów wywodzi się podobno z tego środowiska.

Wydany nakładem kanadyjskiej wytwórni Profound Lore album Caligula jest dowodem na to, że Hayter ma nie tylko powód, by pisać utwory, ale także talent i rozmach. Nie bez powodu w recenzjach jej płyty często pojawiają się porównania do Diamandy Galás – diabolicznej, awangardowej sopranistki. Hayter równie chętnie odnosi się do swojego klasycznego wykształcenia – wokalistki i pianistki zakochanej w baroku. Z tego powodu najbardziej czytelną inspiracją dla Caliguli, obok zespołów z kręgu eksperymentalnego metalu pokroju The Body czy Sunn O))), jest Henry Purcell. Angielski mistrz pojawia się tutaj nie tylko jako źródło inspiracji. Tym samym Lingua Ignota ma w sobie coś z Faworyty w reżyserii Jorgosa Lantimosa, łącząc historyczny kostium i koturnowość z żywym, bezceremonialnym językiem. Dobrym przykładem jest tu Butcher of the World, w którym słyszymy cytat ze słynnej muzyki żałobnej napisanej z okazji pogrzebu królowej Marii II. To nie jedyny moment, kiedy Hayter nawiązuje do Purcella czy Haendla, zestawiając ich barokowe kompozycje z wrzaskiem oraz lawiną efektów znanych raczej z metalowych produkcji.

Bardziej niż stylistyczna rozpiętość Caliguli imponuje mi sposób, w jaki Hayter łączy ze sobą te rejestry. We wspomnianym Butcher of the World dokonuje brutalnej inwazji w funeralną, minorową melodię. Barokowe dzieło powoli dezintegruje się pod gęstym ziarnem szumu. Gdy Purcell zniknie nam już z oczu, Hayter rozpoczyna zaskakująco klasyczny lament przy minimalistycznym akompaniamencie. Przy czym Amerykance udaje się łączyć pragmatyzm w sensie myślenia o słuchaczu (budowanie zainteresowania, pozwalanie na złapanie oddechu) z emocjonalnym, głęboko osobistym przekazem. Z jednej strony nie dostajemy więc jakichś wydumanych operowo-metalowych historyjek o smokach; z drugiej – osobiste wyznania są nie tylko materiałem terapeutycznym, ale przede wszystkim sensownie poukładanym tworzywem albumu. Wspominając prace nad bardziej lirycznym, trochę gotyckim May Failure Be Your Noose, Amerykanka dzieliła się swoim lękiem, że będzie on brzmiał jak numer Evanescence. Nie chodzi więc jej jedynie o to, żeby zostać wysłuchaną.

Aby oddać Hayter sprawiedliwość, trzeba podkreślić, że May Failure Be Your Noose trudno pomylić z Evanescence. Nie tylko ze względu na wszechobecne w nim (fakt, pięknie podane) wulgaryzmy. To także zasługa innych muzyków zaangażowanych w album Lingua Ignota. Na Caligula gościnnie pojawiają się wokaliści: Michael Berdan z opisywanego na tych łamach zespołu Uniform i Dylan Walker z hardcore’owej grupy Full of Hell. Jeszcze bardziej istotna wydaje się robota wykonana przez producenta Setha Manchestera i znanego z The Body perkusisty Lee Buforda. Także dzięki nim podniosłe psalmy pokroju If The Poison Won’t Take You My Dogs Will w mgnieniu oka przeobrażają się z podniosłych folkowo-neoklasycznych pieśni w ciężką metalową jazdę.

Niezależnie od doświadczenia swoich współpracowników Lingua Ignota to przede wszystkim Hayter – jej głos i odwaga, by ubierać swoje traumy w słowa oraz by przekraczać przy tym granice ekspresji. Robi to tym większe wrażenie, że wokalistka sięga po formę psalmów, które – jak wiemy już ze Starego Testamentu – świetnie się sprawdzają do złorzeczenia wrogom. Wyciągnięte z różnych epok i stylistyk elementy pasują do siebie wręcz zaskakująco, co sprawia, że naprawdę trudno nie być pod wrażeniem Caliguli. Choć napisać, że to przyjemność, byłoby pewnym nadużyciem.

 

Czytaj również:

Zapraszam pod wodę
i
Juliana Snapper, "You Who Will Emerge From the Flood", fot. Miha Fras, Aksioma, 2009. Dzięki uprzejmości artystki
Przemyślenia, Sztuka + Opowieści

Zapraszam pod wodę

Łukasz Kaniewski

O śpiewaniu architekturą, duetach z morsem i związkach opery z iskaniem opowiada Juliana Snapper, podwodna sopranistka, w rozmowie z Łukaszem Kaniewskim i ze Stachem Szabłowskim.

Łukasz: Co jest najtrudniejsze w śpiewaniu pod wodą?

Juliana Snapper: Pierwsza trudność to czysto fizyczne niebezpieczeństwo. Zdarzyło mi się już kilka błędów prawie śmiertelnych w skutkach i nigdy tak naprawdę nie pozbyłam się strachu.

Czytaj dalej