Wierzył, że „lepsze orgazmy” mogą uleczyć świat. Amerykańska bohema widziała w nim proroka rewolucji seksualnej, amerykańskie władze – niebezpiecznego szarlatana. Zamiast zostać papieżem uniesień absolutnych, Reich podzielił los Giordana Bruna z tą różnicą, że on sam zmarł w więzieniu, a spalono tylko jego publikacje.
„Kiedy wszedłem do akumulatora orgonu i usiadłem, zauważyłem, że panuje tu cisza, jaką czuje się w głębi lasu, szum, który jest bardziej rytmiczną wibracją niż dźwiękiem. Poczułem dreszcz emocji na skórze, pobudzenie, jakie daje dobre zioło. Bez wątpienia energia orgonalna istnieje, tak samo jak energia elektryczna” – tak William S. Burroughs opisywał swoje wrażenia z pobytu w akumulatorze orgonu w powieści Ćpun. Odnotował też, że po odbytych w nim sesjach doznaje przypływu energii, zaczyna normalnie jeść i spać osiem godzin. Za pomocą akumulatora pisarz próbował leczyć swoje uzależnienie od heroiny, co sprawiło, że był nie tylko jednym z największych, lecz także jednym z najwytrwalszych fanów tego wynalazku – jeszcze w latach 90. XX w., na długo po śmierci wynalazcy urządzenia, z egzemplarza Burroughsa skorzystał Kurt Cobain. Wokalista Nirvany cierpiał na arachnofobię i jak wspominał, zanim użył akumulatora, zmusił Burroughsa, by powybijał wszystkie czarne wdowy – pająki, które zagnieździły się w zakamarkach aparatu.
Bitnicy wchodzą do szafy?
Do drewnianych, wyłożonych metalem i wełną kabin w latach 50. XX w. wchodził kwiat amerykańskiej bohemy; akumulatory orgonu były czymś, co trzeba było mieć – zarówno w apartamentach nowojorskiej Greenwich Village, jak i na kalifornijskim wybrzeżu. W orgonicznych sesjach uczestniczyli Saul Bellow, J.D. Salinger, Michel Foucault, Jack Kerouac, Allen Ginsberg czy Norman Mailer. Ten ostatni zagustował w nich do tego stopnia, że w swojej stodole skonstruował całą serię takich urządzeń. „Jedno z nich kształtem przypominało