Lato, lato… Lato, lato…
Przemyślenia

Lato, lato…

Mirosław Bańko
Czyta się 3 minuty

Piosenkę pod wyżej wymienionym tytułem napisał Witold Krzemieński do słów Ludwika Jerzego Kerna, notabene współpracownika „Przekroju”. Premiera miała miejsce w filmie Szatan z siódmej klasy w 1960 r. i zaraz potem stała się przebojem Haliny Kunickiej. Do dziś dobrze znana, pobrzmiewa w uszach słowami: „Lato, lato, lato czeka…”. Ale właściwie gdzie czeka? Na kogo czeka? I jakie jest – czy też było – to lato w wyobrażeniach sprzed 60 lat?

Podstawą filmu była przedwojenna powieść Kornela Makuszyńskiego, której akcja toczy się w Warszawie i w okolicach Wilna. Zamiast litewskich plenerów w filmie „zagrały” nadwiślańskie pejzaże Mazowsza, zamiast siódmoklasistów – aktorzy o kilka lat starsi. Dzisiejszego widza może to dziwić, podobnie jak szczegóły gry, charakteryzacji i wymowy. Ale młodzi ludzie w ogóle byli kiedyś na oko starsi i jakby dojrzalsi. Na przedwojennych zdjęciach z dziedzińca Uniwersytetu Warszawskiego widać studentów w płaszczach i kapeluszach.

Wróćmy do piosenki. Jakie lato wyobraził w niej Ludwik Jerzy Kern A.D. 1960? Przede wszystkim, wolne od nauki – od matematyki („Pitagoras, bądźcie zdrów”) i łaciny („Do widzenia wam, canto, cantare”). Pożegnanie z Pitagorasem jest uprzejme i staroświeckie, jak w dawnej polszczyźnie, a dziś nadal w gwarach. Jeszcze bardziej elegancko byłoby zawołać „Pitagorasie”, ale taki wołacz nie mieściłby się w rytmie piosenki.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Lato Kerna jest bezpretensjonalne i nie wymaga większych nakładów („Weźmiesz plecak swój i gitarę”). Jest bezpieczne dla kieszeni, gdyż nie obliguje do dalekich wojaży. Nie trzeba nawet jechać nad polskie morze ani w góry, skoro lato „mieszka w drzewach” i „w ptakach śpiewa”. Takie lato jest właściwie wszędzie, gdzie „razem z rzeką czeka las”. Dlatego końcową prośbę: „Zamiast się po krajach włóczyć stu/Lato, lato, zostań tu” można przeadresować: to nie lato ma zostać „tu”, ale my zostajemy. Wybieramy się nie dalej niż rzeka i las.

Jest rok 2020, o czystą rzekę i las coraz trudniej, a lato – nie wiadomo jeszcze, jakie będzie. Może w domowej kwarantannie? Może w wiejskiej chacie, jeśli ktoś ma taką daleko od miasta, od ognisk epidemii? O tym, że w czas zarazy trzeba uciekać z miast, ludzie wiedzieli od dawna. W wiejskim azylu mogli sobie opowiadać pouczające lub zabawne historie (Dekameron Boccaccia jest oparty na tym pomyśle), pielęgnować przyjaźnie, zażywać miłości, zachwycać się przyrodą. Żyć we względnym spokoju, a nawet idylli – pod warunkiem, że zaraza nie zapukała do ich drzwi.

Lato wydaje się ucieczką od kieratu codziennych obowiązków, oczywiście jeśli ktoś nie pracuje w hotelarstwie ani gastronomii. „A ja na to jak na lato” – oznacza zgodę, co więcej, chętną zgodę. I tylko pewien cień podejrzenia rzuca na ten na pozór oczywisty zwrot Julian Krzyżanowski, gdy wspomina o słowie „latować się”, które słownik pod redakcją Witolda Doroszewskiego objaśnia krótko: „o krowach: objawiać popęd płciowy”.

Lato jako czas wakacyjnej, nie tylko uczniowskiej, laby usposabia jednak melancholijnie. Każde lato bowiem kiedyś się kończy (to popularny motyw piosenek), bociany opuszczają nas już w połowie sierpnia, nieco później żurawie, odloty tych ptaków mają wymiar symbolu. „A mnie jest szkoda lata” – brzmi fragment przedwojennego tanga, który wszedł do kanonu skrzydlatych słów (Emanuel Schlechter, muzyka Adam Lewandowski).

Nie tylko każde lato się nieuchronnie kończy, zdaniem wielu jest jeszcze gorzej: we wszystkim już od początku tkwią zarodki końca, „robak się lęgnie i w bujnym kwiecie” (Antoni Malczewski, Maria), a życie to „śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową”. Pocieszeniem może być, że lato wraca. Jak w micie eleuzyńskim, w którym Kora, porwana przez Hadesa do podziemia, na pół roku powraca na ziemię do matki – i wraz z jej powrotem nastaje znów wiosna i lato. Nie tylko zmienność pór roku można tak objaśnić, ale też sens wydarzeń historycznych: „Umierać musi, co ma żyć” – pisał Stanisław Wyspiański, który w historii Kory szukał sensu daremnych działań polskich powstańców 1830 r.

„Lato, lato, lato czeka…”. Ale co nas czeka, gdy przyjdzie lato w tym roku – nie wiadomo.

"Boulogne-sur-Mer", 1868 r., Édouard Manet
„Boulogne-sur-Mer”, 1868 r., Édouard Manet

Czytaj również:

Bardzo dobrze, panie bobrze Bardzo dobrze, panie bobrze
i
ilustracja: Natka Bimer
Ziemia

Bardzo dobrze, panie bobrze

Mikołaj Golachowski

Bobry mają się w Polsce coraz lepiej! I świetnie, bo to nasi sprzymierzeńcy w walce z suszą.

Takiego podekscytowanego gdakania, jakie wydawał z siebie Jorge, nie słyszałem nigdy. Jorge był bobrem kanadyjskim, a spotkaliśmy się w domu w Puerto Williams, gdzie od gospodarzy dowiedziałem się, że bardzo lubi ciasteczka. Siedział na podłodze, oparty o mnie bokiem, wcinał herbatniki i dawał się głaskać, a głośną kombinacją radosnych bulgotów i chrząknięć rodem z kreskówki potwierdzał, że nie kłamią. Puerto Williams jest najdalej na południe położonym miasteczkiem świata i leży na chilijskiej wyspie Navarino, łatwo więc zgadnąć, że bóbr kanadyjski nie był tam za bardzo u siebie. Ale do introdukcji bobrów w Patagonii wrócę za chwilę.

Czytaj dalej