Fragmenty pochodzą z książki: Zofia i Kazimierz Moczarscy, Życie tak nas głupio rozłącza… Listy więzienne 1946–1956 w opracowaniu Anny Machcewicz, Biblioteka „Więzi”, Warszawa.
Sztum, 1 grudnia 1955 r.
Kochani moi!
[…]
Poza powolnym, siłą rzeczy, obrotem nawet najbardziej bystro biegnącej rozmowy, toczy się we mnie w czasie widzenia błyskawiczna lawina postrzegań i kojarzeń, rodzących szereg ocen i emocji. […] A wszystko przebiega – mimo zgęszczonego natłoku, jak gdyby gmatwaniny i wściekłej gonitwy jakichś prądów fizyczno-psychicznych – w dziwnym porządku, utrzymanym nadrzędnymi, kierowniczymi czynnościami mózgu i owocu mózgu – logiki. Tak było również w czasie ostatniego widzenia z Żoną w ubiegłą niedzielę 27 listopada. Piszę te słowa po to, aby stwierdzić wam, jaki wielki dorobek przynosi widzenie oraz by Zofia wiedziała, iż b. burzliwy strumień chłodnych obserwacji i gorących uczuć tętni pod łagodną powierzchnią rozmowy, w czasie której – jak to było ostatnio – nie padnie oficjalnie żadne słowo czulsze czy namiętniejsze. […] Zofia zawsze była roztropna i paliła się zwartym, choć pląsającym płomieniem. Teraz jest inaczej – i to mnie martwi i niepokoi. Rozumiem, że winne są temu Twoje przejścia i związany z nimi stan fizyczny. […] Celem Twoim jest znaleźć się z powrotem na platformie pełnej stabilizacji psychicznej, z której zepchnęły Cię ostatnie niezbyt różowe okoliczności życiowe. Uczynić to możesz tylko przy pomocy własnych czynników duchowych, którymi dysponujesz, to znaczy przy pomocy rozumu i woli. Te dwa czynniki egzystowały i egzystują nadal u Ciebie (znam Cię przecież chyba lepiej niż kto inny), tylko chodzą sobie one obecnie wahliwymi ścieżkami, a przeto nie służą Ci tak jak powinny. Cóż Ci wskazuje rozum, bazujący się na zdobytym doświadczeniu i umiejętności logicznego myślenia? Wskazuje on to, że głównym elementem tzw. pomyślności życiowej jest trwały i wykorzystywany w potrzebie „zasobnik wewnętrzny”, który pozwala na zachowanie równowagi psychicznej w każdej sytuacji, nawet w takiej, która wydaje się być pozornie bez wyjścia. Wspomniany „zasobnik” zawiera długi szereg zasad, reguł i kanonów, które w potrzebie służą jako wytyczne działania i wskazują kierunek korzystny (a przez to konieczny) w danej sytuacji. Treść tego zespołu zasad (który dość trafnie ludzie przyrównują do kompasu czy kotwicy) jest nadzwyczaj różnorodna. M.in. zawiera ona stwierdzenia, które staram się poniżej Ci podać. A mianowicie: ogromną powierzchnię traktatu życiowego stanowią przeszkody, mniej lub więcej agresywne, zwane nieszczęściami. Zadaniem pełnego człowieka (i to pięknym zadaniem), jest ich pokonywanie. Pokonywanie to wymaga jednak szeregu umiejętności, przyrodzonych lub przyswojonych, z których jedną (wcale nie najbłahszą) jest przeświadczenie, że przeszkody są w wiecznym ruchu – a więc i mijają. Życie to wieczne przypływy i odpływy. Stąd też powodzenie, czy zwycięstwo, jest zależne od umiejętności stosowania samemu ciosów albo też uników, zależnie od sytuacji. Klęska może nastąpić tylko wtenczas, gdy – niezależnie od przejściowych, normalnych porażek – zgruchotany zostanie lub sparaliżowany ów wspomniany wyżej „zasobnik wewnętrzny”, będący elementem materialistycznym, choć skomponowanym z tworzywa psychicznego. O całość „zasobnika” trzeba dbać najwięcej, gdyż on, jak azyl, daje schronienie i wytchnienie oraz pozwala na późniejsze, nowe, uparte podejmowanie dalszych mozołów życiowych. Ja piszę wciąż o porażkach, a zapominam o tym, że przecież również groźne dla człowieka jest ugięcie się pod narkotycznym ciężarem triumfów. Zawrót głowy od powodzeń jest także niebezpieczny. I porażka, i triumf musi chodzić na wędzidle, dzierżonym przez dłoń „zasobnika”. Wtenczas człowiek jest panem samego siebie. A to jest rozkosz, dająca poczucie, iż jest się równym bogom – jak mówi Kipling. […]
Mateńko! Czy mam rację, że jestem w miarę pogodny i w miarę optymistyczny? Na pewno powie Mama, że tak, bo ma Mateńka te cechy, które ja szczęśliwie od Mamy odziedziczyłem.
Żonie mojej, najczulszej i najlepszej dla mnie kobiecie-towarzyszce, całuję szczupłe paluszki, życzę wszystkiego najlepszego, proszę „o wzięcie się w karby” i proszę, aby wzięła pod uwagę, że jestem jej wiernym mężem i troskliwym opiekunem – zawsze takim samym od dnia Jej poznania w 1939 r.
Wasz Syn, Brat, Zięć, Szwagier, Wuj i Kochający Mąż
Kazimierz