Łza znad planety Łza znad planety
i
ilustracja: Daniel de Latour
Opowieści

Łza znad planety

Kosmiczny dramat z Księżycem w tle
Jarek Westermark
Czyta się 8 minut

Ta historia wydarzyła się naprawdę. Rozpoczęła się w czasach sprzed czasu, w międzygwiezdnej otchłani, a zakończyła relatywnie niedawno, w okolicach miast W. i K.

DRAMATIS PERSONAE:
ROMEK i JOLKA – para o wymagających palcach
AFRODYZY – jubiler, grekofil, człowiek zdecydowanie specyficzny
SĘDZIA – sumienna i skrupulatna
KSIĘŻYC – pogodny i biegły

Do wystawienia dramatu doskonale nadaje się wnętrze planetarium. Publiczność siedzi na krzesłach ustawionych w krąg, w którego centrum znajduje się niewielka scena. Widzowie mają nad głowami sklepienie, na którym (z rzutnika) wyświetlane będą wizualizacje.

SCENA 1

Zimny półmrok przestrzeni kosmicznej. Wśród gwiazd na sklepieniu błys­ka zajączek światła. Rośnie coraz bardziej, aż oczom publiczności ukazuje się wreszcie poryta kraterami powierzchnia Księżyca.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

KSIĘŻYC: Hu, hu, hu, ależ miło sobie tak poświecić miliony lat przed pierwszymi ludźmi… Oby tylko nie było stłuczki!

Z mroku nad publicznością wyłania się kometa. Po chwili z hukiem zahacza o Księżyc, odrywając od niego kilka mniejszych głazów. Jeden z nich zbliża się coraz szybciej – roś­nie, aż jego obraz zajmuje cały sufit, a pierwsi widzowie zaczynają z niepokojem zerkać ku wyjściu.

KSIĘŻYC: Ajajaj! Biedactwa lecą na Ziemię! Spalą się w atmosferze… Ale co to? Jeden z nich rozżarzył się, przeleciał i wylądował gdzieś na pustyni! Żegnaj, drogi kamyku. Więcej się nie spotkamy, ale będę cię miał na oku. Teraz mogę już tylko… czekać.

Wyświetlane na sklepieniu gwiazdozbiory zaczynają wirować, co stanowi wizualizację mijających tysiącleci. Na scenę wchodzi Afrodyzy z rozwianym włosem.

AFRODYZY: Pokłony! Powiem szanownemu państwu, że nie ma na świecie tworzywa szlachetniejszego niż meteoryt. A mówi to prawdziwy mistrz jubilerstwa i sztuki złotniczej, artysta i wizjoner, więc możecie śmiało wierzyć. Cóż to? (Zerka pod nogi, podnosi fragment skały). Wspaniałe znalezisko! Potniemy je na kawałeczki…

KSIĘŻYC: Ej!

AFRODYZY: …acz z szacunkiem!

SCENA 2

Warsztat jubilerski Afrodyzego w mieście W. Utrzymany w stylu szokująco pseudoklasycznym – wszędzie rzeźby, kolumny, zdobienia. Po suficie krąży Księżyc z łagodnym uśmiechem. Afrodyzy przy biurku. Na scenę wpadają zdyszani Romek i Jolka.

ROMEK: Mistrzu! Ledwie zdążyliśmy! Termin goni, już ósmy grudnia, a przed końcem roku bierzemy ślub! Nie ma czasu do stracenia… ani obrączek! Ratuj!

AFRODYZY: Żaden problem. Przyszykuję złote obrączki z fragmentem skały księżycowej! Wiecie, jaka to rzadkość? Zwykłe jubilerskie techniki nijak tu nie pasują. Dlatego stosuję jedynie narzędzia antycznych Greków i ich metody. Chodźcie, wsuńcie na palce te oto woskowe krążki. Dopasuję je, co pozwoli mi ostateczne dzieło wykonać we właściwym rozmiarze…

JOLKA: Nie chcę nic mówić, ale ten wosk chyba trochę się topi?

ROMEK: Przecież mistrz wie, co robi!

JOLKA: Ale spójrz, jak je łapie, przecież całe się wyginają…

AFRODYZY: Zrobione! Teraz pora kuć, kształtować, działać, TWORZYĆ!

ROMEK: Chcielibyśmy jeszcze, drogi maestro, żeby wewnętrzną stronę obrączek zdobił wzór naszych linii papilarnych.

AFRODYZY: Osobiście jestem zdania, że meteoryt w zupełności wystarczy… Ale niech będzie.

Bierze się do pracy. Powolne ściemnienie, tak że widać jedynie Księżyc. Gwiazdy znów się obracają, ale zdecydowanie wolniej.

SCENA 3

Rozjaśnienie. Dom nowożeńców w mieście K. Romek w garniturze, Jolka w białej sukni.

ROMEK: No, udało się. Ślub wzięty!

JOLKA: Niby tak, ale przy rzucaniu wiankiem omal nie straciłam obrączki.

ROMEK: Moja też spada. Trzymam ją w kieszeni, widzisz?

JOLKA: Coś ten mistrz niemistrzo­w­­sko się sprawił… Dzwoń do niego!

ROMEK: (Wyjmuje telefon). Dzień dobry, panie szanowny! Ja w sprawie obrączek. Głupio mi to przyznać, ale wymierzone są chyba jakby odrobineczkę… na wyrost. (Pauza, słucha odpowiedzi). Aha… rozumiem, dziękuję.

JOLKA: No i co? Zmniejszy je?

ROMEK: Jak najbardziej… Ale najpierw musimy wrócić do jego pracowni.

JOLKA: Nie mów, że znowu wosk.

ROMEK: Znowu wosk.

Kolejny obrót gwiazd nad sceną.

ROMEK: Chodź, zobacz, Jolka! Nowe obrączki przyszły kurierem.

JOLKA: Kurierem na nasz koszt. I trzy miesiące po terminie.

ROMEK: Grunt, że są dobre… Zobaczmy!

JOLKA: Nie wierzę! Za małe! Mistrz od siedmiu boleści! Widziałam na własne oczy, jak wosk mu cieknie przez palce! Mówiłam, ale udawał Greka!

Pauza na śmiech publiczności. Jolka wyciąga telefon i dzwoni do Afrodyzego. Jego twarz ukazuje się teraz na tle Księżyca.

AFRODYZY: Halo?

JOLKA: Wcale nie halo, bo nie możemy obrączek wcisnąć na palce. Trzeba powiększać!

AFRODYZY: (Teatralnie wzdycha). No, niech wam będzie. Przyjeżdżajcie do W. Muszę zdjąć rozmiar palców za pomocą…

JOLKA: Trzymajcie mnie!

AFRODYZY: …woskowych krążków.

JOLKA: A nie możesz po prostu powiększyć nieco obrączek? Zrobić wstawek ze złota?

AFRODYZY: Też mi pomysł! Wymagana temperatura mogłaby uszkodzić meteoryt!

KSIĘŻYC: O nie!

AFRODYZY: Rozklepię obrączki młotkiem. Niczym antyczny grecki rzemieślnik…

JOLKA: A nasze linie papilarne się nie zatrą?

AFRODYZY: (z zakłopotaniem) Czymże są takie linie w porównaniu z wiecznością?

JOLKA: Są najważniejsze na świecie! Skoro nie chce pan współpracować, mam nową propozycję. Spotkamy się… w sądzie!

SCENA 4

Afrodyzy siedzi przy biurku i patrzy w górę. Księżyc odwzajemnia spojrzenie.

AFRODYZY: (sennie) Księżyc… Meteo­ry… Grecja…

Gwiazdy krążą nad jego rozpaloną głową. Po jakimś czasie rozlega się pukanie do drzwi.

AFRODYZY: To ty, Księżycu?

KSIĘŻYC: (zakłopotany) Niestety nie, kolego. Nie stawiłeś się na rozprawę, więc zapadł wyrok zaoczny. Uznano, że klienci mieli prawo odstąpić od umowy i jesteś im sporo winien. Koszt obrączek, procesu, postępowania egzekucyjnego, a do tego koszty związane z dojazdem do W. Niech policzę… 13 290 zł i 83 gr!

AFRODYZY: Sromota! Wszystko już pojąłem, ale kto w takim razie puka?

KSIĘŻYC: (głucho) Komornik.

SCENA 5

Większość sufitu zajmuje teraz twarz Sędzi. Wokół niej orbituje zatroskany Księżyc. Strony sporu krążą po scenie.

SĘDZIA: Widzę, że się pan w końcu pofatygował.

AFRODYZY: Najmocniej przepraszam, musiałem się zamyślić, a tymczasem komornik wyegzekwował mnie do suchej nitki! Zgłaszam sprzeciw wobec wyroku zaocznego!

SĘDZIA: Na jakiej podstawie?

AFRODYZY: Na podstawie wody! (chytrze) Wysoki Sądzie, gdzie dowody, że pozwani dochowali terminu reklamacji? Gdzie dowody, że w ogóle otrzymałem zawiadomienie o rozprawie? Wszelkie związane z tą kwestią dokumenta straciłem, gdy zalało mi warsztat!

SĘDZIA: Zalało?

AFRODYZY: Tak… Całkiem niedawno. Jak gdyby moc jakaś wielka zmusiła wodę, by ruszyła mi w sukurs.

Księżyc milczy, ale się uśmiecha.

JOLKA: A wiesz, że dokumenty słaliśmy mailem, mistrzuniu? I mamy ich kopie choćby tu, przy sobie? I że potwierdziłeś odbiór wezwania na rozprawę? Wysoki Sądzie, wszystko jest.

AFRODYZY: Jakże to?! Nie pojmuję!

JOLKA: (jadowicie) Świat działa nieco inaczej niż w czasach antycznych.

SĘDZIA: Rzeczywiście, przedziwny argument. Argument wody – oddalam! Pozostaje jedynie stwierdzić raz na zawsze, czy pozwany popełnił błędy w sztuce, czy też przy produkcji obrączek dochował należnej staranności. Proszę o pomoc naszego jaśnie oświeconego biegłego.

ROMEK: To znaczy?

SĘDZIA: Biegłym jest klejnot nocnego nieba. Księżyc!

KSIĘŻYC: Chwila, moment. Chodzi o skałę sprzed milionów lat, tajemniczy fragment kosmosu, moi mili! Czy jej los naprawdę ma się dopełnić przy okazji kłótni o odsetki?

SĘDZIA: Przykro mi, ale na to wychodzi.

KSIĘŻYC: (Wzdycha). W porząsiu. (do Afrodyzego) Przepraszam, przyjacielu. Woskowe obrączki i młotek to relikty przeszłości. Trzeba iść z duchem czasu. (do Sędzi) Pozwany nie dochował staranności. Choć osobiście szanuję, że chciał ratować meteoryt…

ROMEK: Wszyscy to szanujemy.

AFRODYZY: (Chlipie). Biegły jest stronniczy!

SĘDZIA: Absurd! Trudno o osobę bardziej bezstronną. W tej sytuacji podtrzymuję ustalenia z wyroku zaocznego. Kupujący może żądać naprawy lub wymiany wadliwego towaru, a gdy okaże się ona niemożliwa – sam pan przyznał, że powiększanie obrączek je uszkodzi – odstąpić od umowy. Trzeba jeszcze podzielić koszty postępowania. (Uwaga! Mniej więcej tu widownia przestaje słuchać!). Powodowie wygrali sprawę w 83% – z wyłączeniem części roszczeń dotyczących kosztów przejazdu do W. – przysługuje im więc 83% kwoty poniesionych kosztów, a te wyniosły łącznie 1928 zł. Z drugiej strony, pozwany musiał w związku z postępowaniem zapłacić łącznie 1942,54 zł, którą to sumę należy pomnożyć przez 17%, gdyż w tym zakresie wygrał proces. Następnie jedną sumę trzeba odjąć od drugiej i ustalić, kto jest komu ile winien…

Romek i Jolka rzucają się do antycznych liczydeł, chcąc poznać skalę swojego zwycięstwa, a Księżyc wysuwa do zasmuconego Afrodyzego promień blasku, po którym jubiler marzyciel może wspiąć się na Srebrny Glob (można np. spuścić z sufitu chytrze wcześniej ukrytą srebrną linę). Przyznaję, że to akurat nie wydarzyło się naprawdę, ale moim zdaniem zdecydowanie wydarzyć się powinno.

Kurtyna.

 

Czytaj również:

Gołąbek niepokoju Gołąbek niepokoju
i
ilustracja: Daniel de Latour
Doznania

Gołąbek niepokoju

Dramat w jednym akcie
Jarek Westermark

Ta historia wydarzyła się naprawdę: w miejscowości Ż. na Górnym Śląsku, przed kilku laty. Podobne przypadki raz po raz wstrząsają światem gołębiarzy. To nie przelewki. Tak wygląda prawdziwe życie.

DRAMATIS PERSONAE:

Czytaj dalej