Uwaga! Komentarz do tekstu Lema zawiera spoilery.
Sugerujemy czytać po lekturze: Stanisław Lem – Polowanie lub odsłuchaniu opowiadania: Stanisław Lem – Polowanie (wersja audio).
Każdy nieznany, a nadający się do druku utwór Stanisława Lema, wydobyty z jego przepastnego archiwum, które od 16 lat przeczesują jego syn Tomasz oraz osobisty sekretarz pisarza Wojciech Zemek, to prawdziwy rarytas literacki, ponieważ autor Cyberiady wszystkie swoje teksty, z których był niezadowolony, bezpardonowo palił w ognisku przy swoim domu na podkrakowskich Klinach. Palił ich dużo, bo pisał z ogromną łatwością. Jakim więc cudem Polowanie nie podzieliło losu innych spopielonych tekstów, a co więcej – przez tyle lat nie wpadło nikomu w ręce? Zapewne zawdzięcza to swojemu tytułowi, identycznemu jak jedno z opowiadań w tomie Opowieści o pilocie Pirxie (1968). Prawdopodobnie przewinęło się przez dłonie uważnego skądinąd sekretarza, który jednak – widząc znany sobie tytuł – odłożył je na półkę z maszynopisami dzieł już wydanych. A gdyby nawet rzucił okiem na tekst, ujrzałby znaną mu już z przygód Pirxa sytuację: polowanie na robota.
Tymczasem jest to zupełnie inny utwór, powstały zapewne przed Opowieściami, a zatem w drugiej połowie lat 50. Nie jest wykluczone, że Lem – niepewny jego wartości lub przekonany, że zbytnio się w nim odsłonił – odłożył go na półkę, a potem o nim zapomniał, zwłaszcza że po jakimś czasie napisał jego nowszą i ciekawszą wersję, która „przykryła” wcześniejszą. Ale to bardzo różne historie, choć w obu chodzi o blaszaną skórę zmyślnych maszyn: w Polowaniu z cyklu o pilocie Pirxie towarzyszymy tytułowemu bohaterowi w polowaniu na robota górniczego na Księżycu. Robot razi laserem wszystko, co się rusza, gdyż rozprogramował się po uderzeniu weń meteorytu. W opowiadaniu, które dziś Państwu prezentujemy, stajemy po drugiej stronie barykady – obserwujemy nagonkę na inteligentną maszynę, której zadaniem jest efektownie polec, niczym rzymski gladiator, po jak najdłuższej walce o swe nędzne elektroniczne życie. Wczuwając się w położenie ofiary oraz widząc kaskaderską determinację połączoną z iście ludzką pomysłowością, dajemy się wciągnąć w grę, której stawką jest pytanie o ducha w maszynie, o granice pomiędzy tym, co ludzkie, a tym, co wytworzone sztucznie. To temat, który dobrze znamy z twórczości Lema.
Jest jednak ukryte dno gry prowadzonej w tym utworze. Dodajmy: gry autobiograficznej. Jak wiemy, Lem nigdy nie mówił o swoich przejściach – żydowskiego młodzieńca z zamożnego domu wymykającego się śmierci w czasie okupacji hitlerowskiej we Lwowie. Jeśli o tym pisał, to wyłącznie w sposób tak zakamuflowany, że mało kto umiał to dostrzec, bo pisarz zakładał Zagładzie maski – a to eksterminacji dubletów w Edenie, a to głodowej śmierci kosmonautów w Niezwyciężonym, a to selekcji robotów w Powrocie z gwiazd. Czytając Polowanie i wczuwając się w położenie mechanicznego skazańca, który czepia się resztek instynktu samozachowawczego, trudno odgonić od siebie skojarzenia z Holocaustem. To w końcu rekonstrukcja ucieczki, która nie rokuje przesadnej nadziei, a zarazem studium strachu myślącej i czującej istoty, którą zakwalifikowano do odstrzału.
Gdyby traktować opowiadanie Lema jako autobiograficzny szyfr, za klucz można by uznać przerażające zdjęcie wykonane w czasie pogromu lwowskiego (pierwsze dni lipca 1941 r.), przedstawiające zakrwawioną Żydówkę, z której zdarto suknię i która ucieka przed ścigającymi ją z kijami w rękach wyrostkami. Jak wiemy, dopadnięto wtedy również Lema i zawleczono go na „Brygidki”, gdzie motłoch odprawiał krwawe orgie. Życie straciło wtedy kilka tysięcy Żydów. Lem ocalał tylko cudem. W jaki sposób, wiemy z relacji dr. Rappaporta (z Głosu Pana), który jest jednak postacią literacką. Czy zachęcając w Polowaniu swego mechanicznego bohatera do podjęcia walki o życie, Lem odgrywał psychodramy przeszłości, czy pisał scenariusz przyszłości, rozważając nieznane jeszcze przeznaczenia robotów i androidów?