Na zielonym wzgórzu za zardzewiałymi górami rósł tajemniczy Miłorząb, na którego gałęziach była rozpięta sieć snów. Pewnego razu w jego konarach pojawiło się coś niepokojącego…
Na wzgórzu, pod Miłorzębem, stał nauczyciel. Patrzył na dolinę przeciętą rzeką, na ciemnozielone kępy drzew, na rude góry na horyzoncie. Miłorząb chronił go przed słońcem, a ścieżka prowadząca do jego samotni była tak stroma, że nikomu już się nie chciało go odwiedzać. Spojrzał pod światło na sieć snów, rozpiętą na gałęziach Miłorzębu. Krzątały się po niej, jak zwykle, włochate pająki, reperując zerwane węzły. Ale tym razem w sieci było coś jeszcze – mały, szarawy strzępek snu. Nauczyciel przyjrzał się mu, a potem dmuchnął i sen poszybował w górę, pomiędzy miłorzębowymi listkami, które jak małe wachlarzyki rytmicznie i niezmordowanie poruszały upalnym powietrzem. Ten sen nie wróżył nic dobrego.
Dziecko prawie nie sypiało. Ilekroć zasnęło, pod jego powiekami pojawiały się dziwne istoty. Gdy podrosło, pytano je, jaki sen je wciąż budzi, ale dziecko kręciło głową. „Nie, nie wiem, co znaczy sen” – mówiło. To było mądre