Film Sala samobójców. Hejter swój tytuł wziął od głośnego poprzednika, którym Jan Komasa zadebiutował w 2011 r. Motywy kontynuacyjne są tu jednak jedynie epizodyczne i jeśli ktoś tamtej Sali samobójców nie widział, tę może spokojnie obejrzeć. Tym, co łączy oba filmy, jest nie ciągłość akcji, ale jej główny motyw: Internet potrafi być bardzo niebezpieczny dla i w rękach ludzi zagubionych w realnym świecie.
Hejter to historia Tomka Giemzy (świetna rola Macieja Musiałowskiego!), młodego chłopaka o nierokującym pochodzeniu, który do Warszawy przybył z jakiejś wioski, i za plagiat wyrzucili go z prawniczych studiów. Ma jednak spore ambicje. Po pierwsze, chce zarabiać dużo pieniędzy, a że jest zdolny, szybko znajduje pracę. Po drugie, chce zdobyć miłość Gabi (w tej roli Vanessa Aleksander), w której kocha się od dziecka, no i tu już wychodzi mu średnio. Po trzecie zaś – pragnie stać się pełnoprawnym członkiem salonów wielkomiejskiej elity reprezentowanej przez rodziców Gabi, państwa Krasuckich. I tu klapa na całej linii, bo elita to elita i zawsze wyczuje, gdy ktoś nie z nich, i z elitarnym, eleganckim uśmiechem kandydata odrzuci. Dlatego też w Tomku rodzi się nienawiść i żądza zemsty.
Świat przedstawiony przez Komasę to właśnie głównie ta nienawiść, to kłamstwa i brak skrupułów, to zemsta. Gdy pod koniec lat 70. agenci FBI ścigali seryjnych morderców, stworzyli profil takiego kogoś i to był zazwyczaj młody facet mieszkający w rozwalającym się domku z upokarzającą go matką. Teraz wielu z nich nie musiałoby już wychodzić z domu, by mścić się na świecie, wystarczyłoby, by włączyli Internet. Sieć ma moc. Ma moc niszczenia ludzkich karier i żyć, moc panowania nad ludzkimi umysłami, ma władzę, jakiej może nikt nigdy jeszcze nie miał. To piąta władza, bo na sieć składają się nie tyko zdigitalizowane media, ale także miliony komentarzy, postów, opinii, zmontowanych w Photoshopie memów i zdjęć. Sieć to hejt. Czytamy, oglądamy, scrollujemy, szerujemy, lajkujemy. I z góry zakładamy, że to pochodzi od żywych ludzi, którzy prowadzą żywe życia gdzieś tam po drugiej stronie kabla. A tu nie. Jest taki skecz Hanocha Levina pt. Szuster. Pani Szuster mówi w nim, że nie wierzy w to, że Ziemia jest okrągła, ani w to, że istnieje Australia, bo w sumie kto wydaje mapy Australii i książki o Australii, jeśli nie Australijczycy, a jak ktoś stamtąd przyleciał, to skąd on wie, że stamtąd, jeśli nie jedynie stąd, że mu powiedzieli, a w ogóle to „jej niczego się nie udowodni, pokazując”. To oczywiście dowcipy, bo nie chodzi o to, by negować mapy, słowniki czy naukowe teorie ze sprawdzonych źródeł, ale by czasem, gdy tak szusujemy po Internecie, włączyć czerwoną lampkę Pani Szuster i umieć odróżnić źródła sprawdzone od niesprawdzonych, a informacje od wpisów. Niestety, nie jest tak, że za każdym z nich kryje się człowiek taki jak my, za wieloma kryją się bowiem machiny agencji marketingowych działające na zlecenia klientów.
Film Sala samobójców. Hejter jak każdy zrealizowany przez Komasę jest precyzyjnie dopracowany. Brak tu zbędnych rzeczy, wszystko układa się w zaplanowaną całość, gładko przechodzi scena za sceną, wszystkie ze sobą grają. Powagę problemowi odbiera jednak miałkość sposobu jego przedstawienia. Stereotyp goni stereotyp. Jak klasa wyższa (elita – to słowo pada wielokrotnie) to ciemne, stonowane stroje, owoce morza, wernisaże wystaw sztuki o uchodźcach zakrapiane najlepszym winem i dzieci w nowojorskich college’ach. A jak niższa to nieumiejętności, niespełnione ambicje, zazdrość, nienawiść i gniew. Gdyby w tym świecie znaleźli się agenci z serialu Mindhunter i mieli stworzyć profil współczesnego wroga społeczeństwa, to stworzyliby takiego Stefana Guzkowskiego (fajna rola Adama Gadowskiego) – gruby nerd z brodą w ciasnym mieszkaniu w bloku z chorą babcią, która nim pomiata. Co w takim świecie robić, jak nie bić pedała i Araba? Bardzo to schematyczne. Może takie miało być, by doprowadzić do sceny w taksówce, kiedy to elita, wkurzona na hordy nacjonalistów z racami kroczące po ulicach Warszawy, rzuca na prawo i lewo „kurwy”, „debili” i „idiotów”. Może to był ten moment, gdy Komasa chciał trochę spróbować zrozumieć drugą stronę, dla której ofensywa jest głównie defensywą przed pogardą elit. Ale Hejter to nie Parasite. Dobrze zagrany film, ciekawy problem, można zobaczyć, jak to działa, ale na głębszą społeczną analizę nie ma co liczyć.