Nikogo nie ma w domu Nikogo nie ma w domu
i
Sonia Shah „The Next Great Migration: The Beauty and Terror of Life on the Move” Bloomsbury, Londyn 2020
Przemyślenia

Nikogo nie ma w domu

Paulina Wilk
Czyta się 6 minut

Jak to się stało, że słowo „migracje” kojarzymy z niebezpieczeństwem i problemami? Przecież dzieje zwierząt i roślin są jedną wielką opowieścią o podróży. Życie na planecie przemieszcza się nieustannie i wzdłuż zaskakujących ścieżek. Mimo to od stuleci naukowcy i politycy tworzą mroczny obraz bycia w ruchu. Sonia Shah przekonuje, że pora zmienić ton.

Serwisy informacyjne na całym świecie pełne są wiadomości o migracjach: o przepełnionych obozach uchodźców na południu Europy i przy granicach Bangladeszu, o kolejnych pontonach i lichych łodziach startujących z wybrzeży Libii albo zawracanych z Australii, o coraz większej liczbie ludzi przenoszących się każdego dnia ze wsi do miast, o rodzinach próbujących pokonać pustynne szlaki na granicy Meksyku z USA. A ostatnio najwięcej jest doniesień o migracji nowego koronawirusa, który przeszedł z dzikich zwierząt na homo sapiens i błyskawicznie rozprzestrzenił się w najdalszych rewirach globu. Nietrudno uchwycić, co łączy wszystkie te informacje – ich negatywne zabarwienie, przedstawienie migrowania jako zjawiska patologicznego i niepożądanego.

Tymczasem, jak brawurowo i barwnie wykazuje Sonia Shah, nagradzana dziennikarka naukowa i autorka popularnonaukowych bestsellerów, takich jak Pandemic. Tracking Contagions from Cholera to Coronaviruses and Beyond (2016) czy Fever (2010), migrowanie jest naturalnym i rozpowszechnionym na przestrzeni dziejów zachowaniem właściwie wszystkich żyjących gatunków. W nowej książce The Next Great Migration: The Beauty and Terror of Life on the Move zabiera nas w podróż przez stulecia niewiedzy, błędnego interpretowania ustaleń i ścisłego, promującego przestrach sojuszu nauki i władzy. Ów sojusz wciąż uczy nas myśleć, że każdy z ludzi, każde ze zwierząt i każda z roślin ma przypisane sobie miejsce na Ziemi i że tego adresu powinniśmy się trzymać. Nic bardziej mylnego, jeśli z uwagą prześledzić losy życia na planecie i jeśli cierpliwie odsiać faktyczne ustalenia badaczy od twierdzeń propagandystów.

Opowieść – łącząca analizy badań naukowych z narracją losów poszczególnych zwierząt, osób i roś­lin – zaczyna się w południowej Kalifornii. Autorka towarzyszy badaczce tropiącej ruchy przeplatek, motyli z gatunku Euphydryas editha. Długo uważano je za ginące z powodu zmian klimatycznych. Rosnąca temperatura osłabiała babki – rośliny, od których zależy przetrwanie tych owadów. Naukowcy sądzili, że motyle te nie odlatują od miejsca swoich narodzin dalej niż na kilka metrów, a więc są skazane na wymarcie. Tymczasem w 1996 r. udało się ustalić, że przeplatki migrują sezonowo wiele kilometrów w górę Ameryki Północnej, w rejony chłodniejsze, i tak ocalają swoją populację. W połowie lat 90. XX w. potwierdzone były tylko dwa inne przypadki migracji klimatycznej – dotyczyły rozgwiazd w kalifornijskiej zatoce Monterey i społeczności roślinnych w Alpach. Lawinowo ruszyły kolejne ustalenia dowodzące, że nawet koralowce nie są osiadłe, niektóre ich gatunki podróżują po kilkanaście kilometrów rocznie. Ruch ku chłodniejszemu biegunowi jest w przyrodzie zjawiskiem powszechnym. Obecnie szacuje się, że gatunki lądowe przesuwają się w tym kierunku o 20 km rocznie, wodne są szybsze – w ich przypadku to 75 km. Żaby w Andach w ostatnich kilku dekadach przeprowadziły się o 400 m w górę.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Shah pisze, że mamy do czynienia z dramatycznym globalnym exodusem, najwyższa więc pora dogłębnie przemyśleć nasze pejoratywne postrzeganie populacyjnych wędrówek. Wiele współczesnych badań przeczy bowiem dystopijnym scenariuszom przyszłości głoszącym, że przenoszenie i rozprzestrzenianie się jakichś gatunków, w tym ludzi, miało mieć niszczycielski wpływ na obszary oraz populacje, do których docierają. Na przekór wojennemu językowi mówiącemu o inwazjach, dominacji i degradacji przeważające dowody naukowe pokazują, że wędrowanie gatunków przynosi przede wszystkim pozytywne skutki. Sonia Shah wykazuje, iż znacznie częściej niż do wymordowania czy osłabienia gatunków na danym terenie przybysze przyczyniają się do zwiększania bioróżnorodności, zasilają skomplikowane relacje i czynniki umacniające współistnienie oraz dobre trwanie zróżnicowanych populacji. Podobnie dzieje się z ludźmi. O miastach stworzonych przez emigrantów – jak podręcznikowy w tym względzie Nowy Jork – nie bez powodu mówi się dziś, że są antykruche. Metropolie zróżnicowane kulturowo i etnicznie to tygle zasobów niezbędnych do rozwoju i znoszenia kryzysów w sposób umożliwiający szybkie odrodzenie. Zgromadzone dowody z migracji zwierząt, roślin i znacznych grup ludzi nie dają powodów do grozy. Owszem, potwierdzają, że nagły napływ nowych przedstawicieli wprowadza zakłócenie i na początku może być wyzwaniem dla danego ekosystemu czy społeczeństwa. Ale wiemy też z badań, że szybko zaczynają zachodzić adaptacja i dążenie do synergii. Ta pozytywna, a nie niosąca plagi czy osłabienie genów, siła miała decydujący wpływ na globalną karierę jednego z najintensywniej podróżujących gatunków, czyli nas – ludzi.

Rozwój genetyki całkiem niedawno pozwolił odkłamać długo utrzymywane przekonanie, że migracja jest zjawiskiem nieprawidłowym. Badania genomu wykazały, że człowiek nigdy nie miał swojego miejsca na Ziemi, zawsze był w drodze. Zapisane w genach zmiany obaliły także pewność, iż między rasami istnieją znaczące różnice, warte toczonych wojen i budowania szczelnych granic oraz zakazów prawnych. Dziś wiemy, że tych wielkich odmienności nie ma, że pochodzimy od wspólnych przodków żyjących na jednym, niepodzielonym jeszcze na kontynentalne płyty lądzie, mamy ogromnie dużo wspólnego z szympansami czy bonobo i całkiem sporo wspólnego z neandertalczykami.

Genetyka pozwoliła też zobaczyć, jak odważnymi podróżnikami byliśmy przez całe swoje dzieje. Runęły jak domek z kart teorie o osobności i odrębności ludzi żyjących w Ocea­nii czy na dalekiej Północy, legendy o rejsach rzekomo przypadkowych, takich jak słynna przeprawa tratwy Kon-Tiki z Peru do Polinezji odtworzona w 1947 r. przez Thora Heyerdahla. Dziś wiemy, że pierwotne ludy żeglowały nieustraszenie, a czółnami bez żagli i GPS pokonywały imponujące odległości.

Zanim jednak pogratulujemy sobie tych ostatnich ustaleń i uznamy, że nowa warstwa wiedzy otwiera nową erę celebrowania wszelkich ruchów na planecie, rozejrzyjmy się wspólnie z Sonią Shah dookoła. Bo to, co zobaczymy, będzie jeszcze jednym dowodem, że mentalność ludzi zwykle nie nadąża za wynikami badań. A nawet aktywnie je podważa.

Żyjemy w epoce wielkiego grodzenia. W roku 2015 r. – gdy miał miejsce tzw. kryzys imigracyjny, kiedy ponad milion uchodźców (głównie z Afryki i Azji) chciało przedostać się do Europy – rozpoczęło się stawianie murów. Pięć lat później te zapory blokują ruch około 4 mld ludzi na planecie. Tunezja oddziela się wałami od Libii, Indie i Mjanma od Bangladeszu, Austria od Słowenii, Norwegia od Rosji, USA od Meksyku… Podobnie jak inne ograniczenia w historii, również te nowe nie powstrzymają jednak przemieszczania się. Mamy tysiące lat doświadczenia w obchodzeniu barier, tyle że nowe szlaki migracyjne będą jeszcze bardziej niebezpieczne i śmiertelne.

Shah proponuje głębszą refleksję nad strategiami politycznymi, które niepotrzebnie stają się coraz bardziej agresywne. W fascynujący sposób opowiada, jak zostały ukształtowane. Jak ogromną rolę w stworzeniu fikcyjnej wizji świata jako statycznego odegrali Karol Linneusz, szwedzki przyrodnik, autor obowiązującego do dziś dwuimiennego systemu klasyfikacji organizmów, czy Thomas Malthus – brytyjski ekonomista, który rozpowszechnił przekonanie o ograniczonych zasobach i nieuchronnej wojnie mającej w przyszłości wybuchnąć na skutek bomby populacyjnej. Ich twierdzenia – choć wiemy dziś, że niesłuszne – nadal skutecznie infekują postrzeganie świata ludzkiego i pozaludzkiego. Odkręcić tę opowieść, od setek lat napędzaną przez rządzących, którzy używają strachu jako podstawowej metody uzyskiwania posłuszeństwa, nie będzie łatwo. Chętniej wierzymy w złe wiadomości i pozostajemy im wierni na przekór optymistycznym faktom.

Warto przeczytać książkę Shah, bo trudno oprzeć się jej erudycji i morzu naukowych dowodów podanych w tempie powieści sensacyjnej. Świat nie jest tak ponurym miejscem, jak się dotąd wydawało. I nawet teraz, w zaawansowanej fazie zniszczeń klimatycznych, możliwe jest stworzenie w nim bezpiecznych korytarzy dla roślin, ludzi i zwierząt – wszystkich, którzy potrzebują przestrzeni, by rozkwitać w zgodzie z innymi.

 

Czytaj również:

Ładne strony – 1/2021 Ładne strony – 1/2021
Przemyślenia

Ładne strony – 1/2021

Justyna Machnicka

Edukacyjne rewolucje

„Niektórzy patrzą na świat zupełnie inaczej. Potrafią zobaczyć coś, czego nie widzą inni, i zacząć działać w nowy sposób. To rewolucjoniści” – czytamy w edukacyjnej książce Rewolucje. Napisana prostym językiem, w żartobliwym tonie, ma trafić przede wszystkim do młodzieży. Znajdziemy tu ponad 20 rewolucji, na poważnie i z przymrużeniem oka, np. rewolucję hormonalną i żołądkową. Autor tekstów Boguś Janiszewski podzielił je na kategorie, m.in. naturalne, kulturalne, naukowe, medyczne czy społeczne. W ostatniej grupie znalazła się najbardziej znana rewolucja na świecie – francuska. Trafił tu również jednodniowy strajk 90% islandzkich kobiet, który spowodował głębokie zmiany społeczne w Islandii i doprowadził do wyboru kobiety na prezydenta. Niektóre rewolucje dzieją się z kolei na naszych oczach, jak kryzys klimatyczny czy pandemia koronawirusa. Niewątpliwym atutem książki są ilustracje poznańskiego artysty Maxa Skorwidera. To rozbudowane, ekspresyjne obrazkowe historie, w których rysownik ukrył różne kody, niektóre do odczytania tylko przez starszych czytelników. Na co dzień Skorwider wykłada na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu na Wydziale Grafiki. Mnie znany był wcześniej głównie z plakatu i ze swobodnej, charakterystycznej kreski, którą w swoich satyrycznych ilustracjach wykorzystuje do błyskotliwego komentowania rzeczywistości społecznej. Ten nietuzinkowy duet poznański stworzył już razem dziewięć książek. Kolejna w produkcji.

Czytaj dalej