Opowieści z głębi antropocenu
Przemyślenia

Opowieści z głębi antropocenu

Magdalena Orlińska
Czyta się 5 minut

To książka zarówno mądra, jak i piękna. Poruszającym opowieściom o relacjach między ludźmi a zwierzętami towarzyszą wspaniałe ilustracje. Wielka lekcja – nie tylko dla młodych czytelników.

Shaun Tan to australijski pisarz oraz ilustrator książek dla dzieci i młodzieży. Wykorzystując różne techniki – akryl, malarstwo olejne, akwarele, atrament, linoryt czy sztukę scratchboardu – tworzy oryginalne komiksy i nowele graficzne. Często stosuje też technikę kolażu. Z wydanych w Polsce książek tego autora warto wymienić choćby Przybysza, Opowieści z najdalszych przedmieść, Zgubione, znalezioneCykadę. Jaka to literatura? Artysta sięga m.in. do tradycji realizmu magicznego i surrealizmu. Jego bohaterami są nie tylko ludzie czy zwierzęta, lecz także postacie fantastyczne – zaskakujące hybrydy istot żywych i przedmiotów. W tych misternie skonstruowanych światach, w których wydawałoby się, że największe znaczenie mają wyobraźnia, logika snu i kunszt artystyczny, dosyć jasno zarysowuje się zaangażowany przekaz. Autor unika jednak moralizatorskiego tonu, wprowadza natomiast atmosferę niepokoju, powoli oddalając czytelnika od tego, co znane i przewidywalne.

Opowieści z głębi miasta to zbiór opowiadań poświęcony zwierzętom. Shaun Tan prowadzi czytelnika przez oswojone przestrzenie miejskie, ale umieszcza w nich niecodziennych mieszkańców. Jedno z pięter wieżowca zamieszkują krokodyle. Okazuje się, że „w chłodnych mózgach krokodyli to miasto jest zaledwie poczekalnią”. Niech nie zmyli nas jednak narastające poczucie absurdu. Autor wyjaśnia, że krokodyle żyły na tych terenach długo przed człowiekiem i być może będą tu długo po nim.

Shaun Tan sięga pod powierzchnię naszych wyobrażeń o zwierzętach. Chętnie patrzymy na nie przez kulturową soczewkę – przywykliśmy np. do przyjaznych psów i krwiożerczych rekinów. Jesteśmy wybiórczo wrażliwi. Nieliczne uprzywilejowane przez nas gatunki otrzymały więcej praw, podczas gdy inne, uznane za użyteczny produkt, skazane są na cierpienie. Jak pisze Tan: „Konie wiedzą o tym lepiej niż inne istoty: zwierzętom nie może się przytrafić nic gorszego niż przynosić człowiekowi jakiś dochód”.

W jednym z opowiadań pisarz umieszcza w sali lekcyjnej owcę. Uczniowie mają za zadanie przytulić ją i podziękować za mięso, wełnę czy skórę. W tym samym czasie w porcie trwa załadunek zwierząt na bydlęcy statek. Uczniowie wygłaszają wyuczoną na pamięć formułkę, a jednocześnie zaczyna do nich docierać okropny zapach ze statku. Możliwe, że ta oryginalna metoda dydaktyczna ma na celu uspokojenie ludzkich sumień. Uczniowie wolą nie myśleć o losie zwierząt i z ulgą wybiegają na przerwę. W pustej sali pozostaje tylko tulący zwierzę nauczyciel.

W masowej wyobraźni owca to stworzenie niewinne, być może stąd potrzeba ukrycia przed uczniami prawdy o rzeźni. Inaczej jest w przypadku rekina, który powszechnie nie wzbudza pozytywnych uczuć – jego zabicie to w opowiadaniu Tana widowisko. Tłum chce triumfować, czeka na śmierć zwierzęcia, by zamiast lęku poczuć ulgę. Rybak, który je morduje, staje się bohaterem. Ale gdy z ciała uśmiercanego rekina zaczynają wypływać małe rekiny, a z nich jeszcze inne, coraz mniejsze, do głosu dochodzą nowe emocje: „Odwróciliśmy się, zanim rzeź dobiegła końca. Zakładając, że faktycznie kiedyś dobiegła. […] Szukaliśmy słów, które nie istniały, zastanawiając się, dlaczego aż tak bardzo ich potrzebujemy. A potem ruszyliśmy do domów. Rybak nie spojrzał na nas ani razu, tylko ciął dalej. Nawet, gdy zgaszono już wszystkie światła”.

Opowieści z głębi miasta to również opowieść o relacjach międzyludzkich. Fragment poświęcony hipopotamowi można interpretować jako krytykę świata, w którym liczy się przede wszystkim sukces. Genialny chłopiec stara się spełnić rosnące wymagania rodziców. W wieku trzech lat zaczyna się zajmować rodzinną księgowością. Nie tylko włada wieloma językami, ale również tworzy własny. Jego historia odbija się echem w mediach, dziecko wzbudza zachwyt i jest rozchwytywane przez dziennikarzy. Ale dopiero kiedy śpi – a śni wtedy o hipopotamach – czuje się wolne i szczęśliwe. Rodzice uznają ten czas za bezproduktywny i postanawiają go skrócić. W opowiadaniu pojawia się też inny ważny wątek: kiedy na świecie wybucha wojna, nasz bohater wygłasza pokojowe wykłady i przedstawia propozycje, jak zaradzić konfliktowi. Czyż nie tego powinien oczekiwać od niego świat – dumna rodzina, ważni uczeni, wszechobecne media? Okazuje się, że dobro nie wywołuje pożądanej sensacji ani nie generuje zysków.

W innym opowiadaniu łososie o ludzkich twarzach okazują się alternatywnymi wersjami ludzi. Początkowo ryby naśladują człowieka, ale w końcu przerastają go w swoich pomysłach na życie i w rozwoju moralnym, co budzi w ludziach wstyd, złość i zazdrość. To nie tylko ciekawy eksperyment myślowy, lecz także sugestia, że warto być otwartym nawet na trudne zmiany: „Czy pod ich wpływem mogliśmy się zmienić na lepsze? Owszem, mogliśmy, nawet powinniśmy byli. Po prostu w ich publicznych debatach, pozyskiwaniu funduszy, kampaniach edukacyjnych, zespołach eksperckich, wolontariacie, w tych wszystkich miniaturowych kwartalnikach krytycznych, w ich pogodnej prawości, w pragnieniu sprawienia, żebyśmy byli lepsi, było coś… No w każdym razie wywoływało to u nas rodzaj przygnębienia, od którego gorsza jest tylko brzydka pogoda. Każdy świetny pomysł sprawiał, że czuliśmy się fatalnie, każdy kolejny wzór cnót pogłębiał w nas tylko potrzebę poszukiwania komfortu w starych nawykach i zwyczajach”.

Opowieści z głębi miasta to rodzaj hołdu złożonego zwierzętom, a także apel do każdego z nas. Ludzkość jest zadłużona – mówi Shaun Tan. Powinniśmy zwolnić, zrozumieć, że jesteśmy częścią świata przyrody. No i pamiętać o rzeczach zupełnie podstawowych: uważności i czułości.

Czytaj również:

Bawcie się!
i
rysunek z archiwum nr 644/1957 r.
Wiedza i niewiedza

Bawcie się!

Agnieszka Fiedorowicz

Nawet jeśli wasze mózgi już jakiś czas temu przeżyły okres wielkiego wymierania synaps (czyli jesteście dorośli), nie lekceważcie zabawy. Dzięki niej dzieci uczą się życia, a starsi… Zresztą sprawdźcie sami.

Po nowo zakupionym żółtym fotelu zostało ogromne pudło. Ledwo się obejrzałam, a dzieci już przepychały je przez drzwi swojego pokoju. Najpierw przez pół dnia radziły, co z nim zrobić. Rysowały pomysły na kartkach, spierały się. Potem w ruch poszły farby, krepina, kleje i nożyczki. Ni stąd, ni zowąd staliśmy się posiadaczami niewielkiej stacji kosmicznej, w której nasze pociechy przygotowywały się do podboju Marsa. Potem pudło było stajnią dla koni. I nieco kanciastą Gwiazdą Śmierci – od premiery ostatniej części Star Wars. Po licznych przeróbkach karton nie wytrzymał, jedna ze ścian zgniła. Dzieci trochę protestowały, ale w końcu pozwoliły wynieść resztki na śmietnik. Żadna z licznie nabytych przez dziadków, przyjaciół czy nas samych zabawek nie absorbowała ich tak długo i tak skutecznie.

Czytaj dalej