Rok za szybą
Przemyślenia

Rok za szybą

Jan Błaszczak
Czyta się 4 minuty

W minionych latach można się było zorientować co do gustów rozmówcy, pytając, czy jedzie na Woodstock, Open’er, czy OFF Festival. W 2020 r. trzeba było innej strategii, bo po muzykę na żywo wybieraliśmy się na YouTube’a, Facebooka czy Instagrama.

„Uważaj, czego sobie życzysz, bo może się spełnić” – mawiali starożytni Rzymianie albo inni Chińczycy. Kimkolwiek byli – mieli rację. A było to tak. W 2014 r. pomagałem przy organizacji OFF Festivalu. Nic wielkiego, ale nawet te moje niewielkie obowiązki wymagały, bym meldował się na terenie imprezy kilka godzin przed otwarciem bram. Pewnego dnia, po rutynowej wymianie maili w namiocie prasowym, usiadłem na trawie przed pobliską sceną, by pogrzać się chwilę w południowym słońcu. Gdy tak sobie siedziałem, na ową scenę, ni stąd, ni zowąd, wyszedł zespół Slowdive. Brytyjska grupa, na której drogą dwupłytową kompilację niegdyś odkładałem z trudem licealne kieszonkowe. I nagle ci moi młodzieńczy bohaterowie objawili się 10, może 15 metrów ode mnie, błyskawicznie się podpięli i zaczęli po kolei grać moje ulubione piosenki. Jedną po drugiej. Dla mnie i schowanego w odległej wiacie akustyka. W przerwach machaliśmy do siebie i wymienialiśmy się uśmiechami. Surrealistyczne doświadczenie. Myślałem sobie: tak wygląda niebo.

Niebo albo pandemia. Jednym z pomniejszych skutków epidemicznych obostrzeń 2020 r. okazały się wieczory spędzane przeze mnie w dużej sali w towarzystwie jedynie artystów i kilkuosobowej obsługi technicznej. Surrealizm stał się nową normą. Swoją drogą to zdanie chyba całkiem nieźle podsumowuje mijający rok. 12 miesięcy ze średniówką w połowie tego trzeciego. Choć czy to byłoby fair w stosunku do stycznia i lutego wrzucać je do 2020 r.? Czymże sobie na to zasłużyły? Przeglądam maile, zaglądam do wywiadów z pierwszych miesięcy kończącego się roku, a tam koncertowe plany Maty, mocarstwowe plany Wacława Zimpla… Cień rzucony przez pandemię sprawił, że tamte premiery wydają się odległe o kilka lat. Myślę, że nie bez przyczyny nominacje do Paszportu „Polityki” otrzymali muzycy, których albumy ukazały się jesienią. Uważam, że należą się każdemu z nich, ale też nie bardziej niż grupie Coals, która wydała płytę Docusoap tydzień przed pierwszym lockdownem.

Oczywiście pamiętnego 13 marca (wiadomo, piątek) muzyka nie ucichła. Koncerty, a nawet niektóre festiwale przeniosły się do sieci. Wydawcy tygodniami zastanawiali się nad przekładaniem premier swoich największych gwiazd, ale okazało się, że w zasadzie to nie ma na co czekać. Optyka pandemii w branży zmieniała się zresztą szybko: od względnego luzu wynikającego z przeświadczenia, że latem wrócimy do normalności, przez zastanawianie się, jak jesienią pomieścić te wszystkie festiwale, po kurczowe trzymanie kciuków za lato 2021. Zmieniał się także charakter wydarzeń online: od wynikających z potrzeby chwili, oddolnych chałupniczych streamów po dopracowane produkcje, którym towarzyszy lista sponsorów lub konieczność zakupu biletu. Dzięki takim wydarzeniom muzykom udało się utrzymać kontakt ze swoją publicznością, wyciągnąć trochę pieniędzy od sponsorów i instytucji kultury, liczby jednak nie pozostawiają złudzeń – światowy rynek koncertowy wypracował w 2020 r. jedynie około 25% prognozowanych zysków. Jasne, każdy może nalać sobie piwa do plastikowego kubka, włożyć koszulkę z logo ulubionego zespołu i włączyć stream, ale pieniędzy z tego nie będzie.

ilustracja: mitek.jpg
ilustracja: mitek.jpg

Jesienne festiwale takie jak Sacrum Profanum i Unsound pokazały, że możliwe jest zaprogramowanie, fakt, innego, ale wciąż pełnoprawnego doświadczenia muzycznego online. Sęk w tym, że mówimy o imprezach skierowanych do młodej publiczności o wysokich kompetencjach cyfrowych. Pokolenie Zet poradzi sobie z nową sytuacją. I kto wie, może z tą myślą branża muzyczna zintensyfikowała w mijającym roku działania w Afryce, w której mieszka 20% światowej młodzieży? Swoją obecność na kontynencie radykalnie zwiększyło Apple Music, Universal Music Group otwierał tam kolejne biura, startując przy okazji z hip-hopowym sublabelem Def Jam Africa. Kryzys wywołany pandemią popycha sektor w kierunku nowych rynków, mobilizuje do wdrażania nowych modeli i technologicznych rozwiązań. Część z nich zostanie z nami na stałe, jak umiejętność obsługi Zooma. I dobrze, a mimo to życzyłbym sobie, abym już nigdy nie musiał określać mianem „koncert roku” filmu obejrzanego na online’owym festiwalu (American Utopia, reż. Spike Lee).

W brnięciu przez mijający rok bardziej niż kiedykolwiek pomagały płyty. Poniżej te, które chciałbym wyróżnić.

Polska:
01. Coals Docusoap,
02. Włodi/1988 W/88,
03. Bogdan Jankowski Himalaya and Karakoram. Voices from the Mountains. 1971–2003,
04. Emil Miszk And The Sonic Syndicate Artificial Stupidity,
05. Siksa Zemsta na wroga,
06. Wacław Zimpel Massive Oscillations,
07. Sutari Siostry rzeki,
08. Lotto Hours After,
09. Łona i Webber Śpiewnik domowy,
10. EABS Discipline of Sun Ra / Lumpeks Lumpeks.

Świat:
01. Sault Untitled (Rise),
02. Yves Tumor Heaven To A Tortured Mind,
03. Vladislav Delay Rakka,
04. Phoebe Bridgers Punisher,
05. Jeff Parker Suite for Max Brown,
06. The Microphones The Microphones in 2020,
07. Oliver Coates skins n slime,
08. Touché Amoré Lament,
09. Jessie Ware What’s Your Pleasure?,
10. Run The Jewels Run The Jewels 4.

Czytaj również:

SIKSA, czyli rzecz o pomyłce
Przemyślenia

SIKSA, czyli rzecz o pomyłce

Jan Błaszczak

W ostatnim czasie w prasie zaroiło się od artykułów opisujących zaskakujący powrót Fleetwood Mac i ich – a co mi tam – legendarnej płyty Rumours. Znają już Państwo zapewne tę historię: 37-letni Nathan Apodaca opublikował na TikToku krótki film, na którym beztrosko jedzie na desce, popija sok żurawinowy i rusza ustami do piosenki Dreams. Sympatyczny fan Fleetwood Mac na moment stał się przywódcą duchowym młodych Amerykanów. Tym bardziej, gdy okazało się, że Apodaca przerzucił się na deskę, gdy w drodze do pracy zepsuł mu się samochód. Krótkie nagranie stało się filmem instruktażowym ukazującym, jak zachować dystans i pogodę ducha w obliczu trudności, w które obfituje rok 2020. Filmik stał się również niebywałą i niezamierzoną kampanią reklamową płyty z odległych lat 70. Dzięki Apodacy Fleetwood Mac zaliczyli niespodziewany powrót na listę Billboard Hot 100 po tym, jak w ciągu tygodnia Dreams odsłuchano w USA 16 mln razy.

Wydawałoby się, że takie rzeczy są możliwe tylko w Ameryce. Kraju nieskończonych możliwości. Skądże znowu. Oto zjawiają się Polacy i mówią: „Potrzymaj mi piwo!”.

Czytaj dalej