Słoneczne łzy
i
zdjęcie: James St. John, CC BY 2.0, Wikimedia Commons
Opowieści

Słoneczne łzy

Tomasz Wichrowski
Czyta się 12 minut

Ludzie zawsze kochali go za piękno, lecz przede wszystkim wierzyli w jego moc. Miał uzdrawiać chorych, a zmarłym zapewniać pomoc w zaświatach. Bursztyn, otoczony nimbem tajemnicy, wypełniał przestrzeń pomiędzy tym, co żywe, a nieożywionym.

Bursztyny zwykle mają barwę żółtopomarańczową, choć spotyka się też żółtobiałe i brązowe, rzadziej wiśniowe albo niemal czarne. Zdarzają się również okazy zielone oraz niebieskie – należy szukać ich w górskich kopalniach rozsianych wokół Santiago w Republice Dominikańskiej. Chociaż bursztyn wydobywany jest na całym świecie, to jego największe znane nam złoża znajdują się w rejonie Morza Bałtyckiego.

Ten, który można znaleźć na naszych plażach, nazywany jest sukcynitem – od łacińskiego succinum, gdyż już w czasach starożytnych (600 r. p.n.e.) domyślano się, że ów materiał to zastygły sok (łac. succus) drzewny. Dziś przypuszcza się, że pochodzi ze skamieniałej żywicy sosny bursztynowej (Pinus succinifera) lub modrzewnika (Pseudolarix wehri), ewentualnie jakiegoś wymarłego krewnego sośnicy japońskiej.

Wydostająca się z kanalików umiejscowionych pod korą żywica chroni rośliny przed atakami grzybów oraz owadów, zabezpiecza mechaniczne uszkodzenia i pomaga przetrzymać ekstremalne warunki. Przypuszcza się, że do znacznego jej wydzielania zmusiła bałtyckie drzewa nagła zmiana klimatu (zapewne na dużo bardziej wilgotny). Działo się to około 40 mln lat temu, w epoce nazywanej eocenem, gdy pradawne lasy porastały teren dziś częściowo zatopiony przez wody Bałtyku. Klimat tego rejonu był wówczas ciepły i wilgotny – bardziej przypominał tropikalną część dzisiejszej południowej Azji niż tak dobrze znany nam krajobraz lasów mieszanych i borów porastających nadmorskie wydmy.

W trakcie trwających miliony lat procesów fizykochemicznych bałtycka żywica była wystawiona na rozmaite warunki, wskutek czego zlepiła się z szeroką

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Pomarańczowa planeta
i
Most Golden Gate, zdjęcie: Justin W/Unsplash
Wiedza i niewiedza

Pomarańczowa planeta

Szymon Drobniak

Jaskrawość tej barwy sprawiła, że docenili ją zdobiący księgi średniowieczni mnisi i projektanci skafandrów dla NASA. Pomarańcz jest wszędzie, choć czasem się ukrywa.

O brzegi cieśniny Golden Gate opiera się doskonale wszystkim znany most. Na wielu zdjęciach uchwycono przelewającą się przez jego przęsła gęstą mgłę. Most Golden Gate wygląda wtedy niczym ujście jakiegoś potężnego syfonu wyrzucającego z siebie kłęby białej miękkości. Wówczas też najlepiej widać jego kolor: intensywny, zaskakująco dobrze zgrywający się z zielenią i złocistością pobliskich wzgórz, z głębokim granatem wód cieśniny, z bielą mgły. Jeśli kogokolwiek zapytamy o nazwę koloru, jaki ma most Golden Gate, w odpowiedzi dostaniemy pewnie różne wersje czerwieni. Szybko jednak przychodzi refleksja: czy aby na pewno most jest czerwony? Przecież ma w nazwie słowo golden. Może postrzegana barwa konstrukcji to tylko wynik optycznego złudzenia lub niecodziennego kontrastu z jaskrawością kalifornijskiego krajobrazu?

Czytaj dalej