Spóźnieni w kosmosie
Przemyślenia

Spóźnieni w kosmosie

Dariusz Kuźma
Czyta się 3 minuty

Obserwujemy, jak w sytuacji przegranego wyścigu kosmicznego próbuje odnaleźć się NASA, jak na tę globalną porażkę reagują astronauci, jak ich żony radzą sobie z powstałą presją, jak rząd stawia na tworzenie kolejnych PR-owych iluzji, którymi chce odwracać uwagę opinii publicznej od rosnącej sowieckiej przewagi. Ale napięcie siada. Czyli o genialnym pomyśle na serial „For All Mankind” i o tym, co z niego wyszło.

Science fiction, to literackie, i to filmowe, nauczyły nas, żeby sięgać tam, gdzie wzrok nie sięga, myśleć kategoriami, które dopiero może przynieść przyszłość, wyobrażać sobie, co niewyobrażalnego znajduje się na krańcach Układu Słonecznego lub poza nim. Kultura popularna przeżywa od lat zachwyt nad wszystkim, co związane z Marsem, oswajając ludzkość z planami Elona Muska i innych marzycieli. Eksploracja Księżyca, która pół wieku temu wywoływała na całym świecie przyspieszone bicie serca, blednie w porównaniu z tymi projektowanymi dziś ekscytującymi wyzwaniami. Srebrny Glob miał być pierwszym przystankiem na drodze do spełnienia snów o kosmosie. Ale pierwszy ludzki krok został tam postawiony już kilka dekad temu, a tymczasem Księżyc wciąż znajduje się poza naszym zasięgiem. Przełom ma przynieść dopiero przygotowywany przez NASA Program Artemis.

Założenie fabularne jest genialne w swej prostocie. Akcja serialu rozpoczyna się 26 czerwca 1969 r. Z perspektywy amerykańskich knajpek, domów i siedziby NASA oglądamy nadawane na żywo pierwsze kroki człowieka na Księżycu. Astronauta schodzi na powierzchnię, odwraca się do kamery i… mówi coś po rosyjsku. Oto Aleksiej Leonow dokonał tego, co wydawało się zgoła niemożliwe – zawstydził konkurencyjne supermocarstwo. Ameryka jest w szoku, Nixon szaleje, NASA trafia pod lupę CIA i Kongresu. Rozpoczyna się nowy wyścig kosmiczny, którego wyniku nie da się przewidzieć.

Po starcie jednak napięcie, niestety, siada. Obserwujemy, jak w nowej sytuacji próbuje odnaleźć się NASA, jak na tę globalną porażkę reagują astronauci, jak ich żony radzą sobie z powstałą presją, jak rząd stawia na tworzenie kolejnych PR-owych iluzji, którymi chce odwracać uwagę opinii publicznej od rosnącej sowieckiej przewagi. Bohaterowie rozmawiają ze sobą w knajpkach, krzyczą na siebie w pomieszczeniach NASA, wymieniają się uwagami w domowym zaciszu. Słowa, słowa i jeszcze więcej słów, tylko raz na jakiś czas przeplatanych iście ekscytującą sekwencją kosmiczną, jak spóźnione o kilka tygodni lądowanie Armstronga i Aldrina na Księżycu.

Warto jednak przeczekać dwa nierówne odcinki, by zobaczyć, w jaki sposób procentują obrane przez twórców strategie narracyjne. Wyścig supermocarstw nabiera bowiem tempa, odbywają się kolejne loty na Księżyc, i dokonane zostają odkrycia, które pozwalają myśleć o nim jako o bazie wypadowej do dalszych części Układu Słonecznego. Między słowami czai się gorzka refleksja dotycząca zmian obyczajowych, które są napędzane nie postępem, lecz potrzebą manipulowania nastrojami społecznymi. Dość nadmienić, że w rzeczywistości serialu kobieta staje na Księżycu niedługo po pierwszych mężczyznach. Wątki „przyziemne” również stają się coraz ciekawsze. Bohaterowie zaskakują: odsłaniają długo wypierane traumy, uprzedzenia obyczajowe i rasowe. Wrażenie robi też banalna konkluzja, że za wszystkimi wielkimi wydarzeniami w historii ludzkości stoją setki anonimowych ludzi i niepamiętnych dokonań, co nabiera nowego znaczenia.

For All Mankind podróż w nieznane została potraktowana i dosłownie, i metaforycznie. Astronauci wyruszają poznawać Układ Słoneczny, czym zmuszają tych, którzy pozostali na Ziemi do sięgania w głąb siebie i odkrywania siebie na nowo. Gdy wszystkie te fabularne elementy zostają uruchomione, serial okazuje się porywającą opowieścią o granicach i możliwościach człowieczeństwa. Sęk jednak we wspomnianej już nierówności. Scenariusz ewidentnie przyczynia się do „rozcieńczenia” pomysłu wyjściowego – tak, żeby w pierwszym sezonie nie opowiedzieć za dużo. W rezultacie momenty ekscytacji eksploracją kosmosu rodem z najlepszej fantastyki naukowej tracą na wartości, a społeczno-obyczajowe komentarze nie mogą należycie wybrzmieć. Pozostaje ciekawy, dość oryginalny serial, który w kolejnych sezonach może jeszcze wywołać wiele zachwytów, jednak na razie twórcy nie potrafią zdecydować, o czym powinien być.

Czytaj również:

Wściekłość i wrzask
Przemyślenia

Wściekłość i wrzask

Dariusz Kuźma

Gdy biały scenarzysta/producent odpowiedzialny za jedne z najczęściej dyskutowanych filmów i seriali XXI w. przerabia jedną z najsłynniejszych białych powieści graficznych w historii gatunku na dziewięcioodcinkową historię o tym, jak napięcia rasowe i podwójna moralność białych uczyniły z Ameryki karykaturę własnych ideałów, jest to przepis na projekt, o którym będzie mówiło się latami. Damon Lindelof, który był nie tylko głównym architektem niesławnego finału Zagubionych oraz ambiwalentnych Pozostawionych, ale też współtworzył scenariusze do Prometeusza czy W ciemność. Star Trek, nie zawiódł. Tym razem stworzył wielowymiarowy, szalenie ambitny, rewelacyjnie historiozoficzny serial, w którym może nie wszystko działa, jak należy, ale który angażuje emocje i intelekt w stopniu, o jakim konkurencja może pomarzyć, a zarazem oferuje rodzaj autorskiej, bezkompromisowej rozrywki dla dorosłych, doświadczanej zbyt rzadko w czasach seriali krojonych pod globalnego widza.

Watchmen to niejako kontynuacja napisanego w połowie lat 80. dzieła Alana Moore’a i Dave’a Gibbonsa, które w 2009 r. zekranizował Zack Snyder. Akcja rozgrywa się współcześnie, ale w alternatywnej wersji Ameryki, która po wygraniu w Wietnamie zyskała 51. stan i namaściła Nixona na kolejne kadencje. Było blisko trzeciej wojny światowej, ale pewien amoralny geniusz dokonał w 1986 r. ludobójstwa, zrzucił winę na kosmitów i sprawił, że świat zjednoczył się przeciwko wspólnemu wrogowi. Lindelof i jego scenarzyści poszli za ciosem, prezydenturę po Nixonie przejął liberał Robert Redford, który wyrównał szanse czarnoskórych Amerykanów, co spowodowało poczucie odrzucenia u wielu białych, nasiliło nastroje rasistowskie i zrodziło organizację będącą duchowym spadkobiercą Ku Klux Klanu. Na drugim planie pojawiają się też znane z powieści/filmu postacie oraz ich potomkowie, ale mimo fabularnej ciągłości serial przenosi punkt ciężkości i wykracza daleko poza ramy wytyczone przez opowieść źródłową.

Czytaj dalej