Wściekłość i wrzask
Przemyślenia

Wściekłość i wrzask

Dariusz Kuźma
Czyta się 3 minuty

Gdy biały scenarzysta/producent odpowiedzialny za jedne z najczęściej dyskutowanych filmów i seriali XXI w. przerabia jedną z najsłynniejszych białych powieści graficznych w historii gatunku na dziewięcioodcinkową historię o tym, jak napięcia rasowe i podwójna moralność białych uczyniły z Ameryki karykaturę własnych ideałów, jest to przepis na projekt, o którym będzie mówiło się latami. Damon Lindelof, który był nie tylko głównym architektem niesławnego finału Zagubionych oraz ambiwalentnych Pozostawionych, ale też współtworzył scenariusze do Prometeusza czy W ciemność. Star Trek, nie zawiódł. Tym razem stworzył wielowymiarowy, szalenie ambitny, rewelacyjnie historiozoficzny serial, w którym może nie wszystko działa, jak należy, ale który angażuje emocje i intelekt w stopniu, o jakim konkurencja może pomarzyć, a zarazem oferuje rodzaj autorskiej, bezkompromisowej rozrywki dla dorosłych, doświadczanej zbyt rzadko w czasach seriali krojonych pod globalnego widza.

Watchmen to niejako kontynuacja napisanego w połowie lat 80. dzieła Alana Moore’a i Dave’a Gibbonsa, które w 2009 r. zekranizował Zack Snyder. Akcja rozgrywa się współcześnie, ale w alternatywnej wersji Ameryki, która po wygraniu w Wietnamie zyskała 51. stan i namaściła Nixona na kolejne kadencje. Było blisko trzeciej wojny światowej, ale pewien amoralny geniusz dokonał w 1986 r. ludobójstwa, zrzucił winę na kosmitów i sprawił, że świat zjednoczył się przeciwko wspólnemu wrogowi. Lindelof i jego scenarzyści poszli za ciosem, prezydenturę po Nixonie przejął liberał Robert Redford, który wyrównał szanse czarnoskórych Amerykanów, co spowodowało poczucie odrzucenia u wielu białych, nasiliło nastroje rasistowskie i zrodziło organizację będącą duchowym spadkobiercą Ku Klux Klanu. Na drugim planie pojawiają się też znane z powieści/filmu postacie oraz ich potomkowie, ale mimo fabularnej ciągłości serial przenosi punkt ciężkości i wykracza daleko poza ramy wytyczone przez opowieść źródłową.

Watchmen jest serialem o konsekwencjach budowania tożsamości – narodowej, grupowej, indywidualnej – na kłamstwie i zaprzeczeniu. Fabuła sięga pierwszej wojny światowej, pokazując czarnoskórych amerykańskich żołnierzy, którzy walczyli o wolność i równość, a po powrocie byli marginalizowani i mordowani, jak w pokazanej w prologu masakrze w Tulsie, o której przed premierą serialu mało kto w Ameryce pamiętał. Lindelof odczarowuje i przedefiniowuje sposób patrzenia na samozwańczych zamaskowanych stróżów prawa, którzy byli bohaterami i antybohaterami powieści oraz filmu. W jego wersji niektórzy herosi robili to dla poklasku, lecz zostali zmitologizowani w popularnym kiczowatym serialu, który wsiąknął w świadomość masową. Z drugiej strony, następcy KKK, Siódma Kawaleria, zakładają maski Rorschacha, jednego z dawnych herosów, myląc jego niezłomność z walką o czystość rasy. Cały serial jest zbudowany na błędnych wnioskach wyciąganych z przeszłości pełnej nieprzerobionych traum.

W centrum wydarzeń stoją policjanci, którzy zostali zmuszeni przez białych suprematystów do zakładania masek, by móc wymierzać sprawiedliwość, nie narażając życia bliskich. Z tym że wszyscy – stylizowana na wojowniczą zakonnicę Siostra Noc, skrywający się pod odbijającą wszystko maską Zwierciadło i inni – mają też prywatne powody. Przywdziewając efektowne tożsamości, uciekają od samych siebie, a ich przebrania wynikają bezpośrednio z dziecięcych czy młodzieńczych traum i są zarazem fizycznymi manifestacjami targających nimi wyrzutów sumienia. Nikt nie jest zresztą w tym serialu sobą, każdy coś udaje, z czymś się ukrywa, czegoś się wstydzi. Tak jak w dzisiejszym świecie, złamanym przez rzucane na prawo i lewo iluzje oraz niemożność odróżnienia prawdy od fałszu. Różnica polega na tym, że w dystopii Lindelofa jedni zakładają maski, żeby budować polityczny elektorat, inni dlatego, że nie radzą sobie ze światem, ale granice między dobrem a złem wyznaczają indywidualne decyzje.

Choć znajomość powieści graficznej i/lub filmu Snydera nie wydaje się konieczna do docenienia wizji Lindelofa, narracja serialu jest prowadzona klarownie, a najważniejsze trybiki zazębiają się w finałowym odcinku – oglądając Watchmen „na świeżo”, traci się wiele smaczków i kontekstów, które pogłębiają serialowe doświadczenie. Na przykład, gdy zna się pierwowzór, jeszcze bardziej bolesne stają się refleksje wybrzmiewające w poszczególnych odcinkach, jak ta z ujawnieniem, że jeden z oryginalnych zamaskowanych bohaterów był czarnoskóry, ale nie mógł wyznać prawdy, gdyż opinia publiczna żądała białych wybawców. Nie zmienia to faktu, że jest to opowieść dla wszystkich, a głównie dla uwielbiających serialowe puzzle widzów pragnących czegoś więcej. Watchmen oferuje zarówno umiejętnie wpisane w tkankę serialu zaskoczenia, jak i szereg przysłowiowych ciosów między oczy – po co mocniejszych scenach chciałoby się siąść i zapłakać, gdyby nie fakt, że to nie serial o Polsce, lecz o Ameryce. Prawda?

 

Czytaj również:

Wiedźmin nasz
i
ilustracja: Cyryl Lechowicz
Opowieści

Wiedźmin nasz

Tomasz Pindel

Skala sukcesu wiedźmińskiego cyklu Andrzeja Sapkowskiego – imponujące nakłady, dziesiątki przekładów, znana na całym świecie gra komputerowa, serie komiksów, a teraz jeszcze oczekiwany przez wielu z niecierpliwością serial Netfliksa – może przysłaniać nam pewną istotną prawdę: u źródeł tego wszystkiego wcale nie leży jakaś sprawna kampania marketingowa, zręcznie wygenerowany trend czy wielkie nakłady na promocję, tylko po prostu bardzo dobra literatura i dzieło jednego człowieka.

Droga

Sukces najpopularniejszego polskiego cyklu fantasy nie przyszedł od razu. I sam fakt, że ten sukces w ogóle osiągnął, może zakrawać na cud.

Czytaj dalej