W świecie sztuki może się zdarzyć wszystko i jednocześnie nic zdarzyć się nie musi. Holografia to technika nieco przez artystów zapomniana. A szkoda.
Holografia to spełnienie marzeń, które artyści snuli od stuleci. Kiedy na przełomie lat 60. i 70. XX w. rozwój techniki umożliwił tworzenie holograficznych trójwymiarowych obrazów, zapachniało rewolucją w sztuce – największą od wynalezienia fotografii w XIX w. Rewolucja jednak nie nastąpiła. Dlaczego?
Wszyscy na co dzień nosimy hologramy. W każdym razie na pewno ci z nas, którzy korzystają z kart płatniczych – mały holograficzny obrazek należy do ich podstawowych zabezpieczeń. Technika holograficzna służy również do czytania kodów kreskowych w sklepach. Istnieje nawet holograficzna teoria wszechświata, według której nasze uniwersum to… jeden wielki hologram. Fizyka nie jest moją mocną stroną, więc nie pytajcie mnie, na czym ten koncept dokładnie polega. Istotne jest, że podobno teoria holograficzna pomaga przezwyciężyć sprzeczności między naszymi naukowymi wyobrażeniami na temat natury wszechświata na poziomie mikro i makro. Inaczej mówiąc, umożliwia pogodzenie teorii względności i mechaniki kwantowej – a to przecież nie byle co!
Jeżeli wszechświat jest jednym wielkim hologramem, dlaczego tak rzadko spotykamy hologramy w galeriach i zamiast podziwiać je w muzeach, oglądamy te niezwykłe obrazy na kartach kredytowych?
Przedmiot w bursztynie
Klasyczny hologram przypomina przedmiot zatopiony w bursztynie – tyle że nie ma tu ani bursztynu, ani przedmiotu. Jest jedynie jego trójwymiarowy fantom: idealne odwzorowanie przestrzennej rzeczy zapisane na płaskiej powierzchni. Spośród mechanicznych technik kreowania obrazu holografia jest najbardziej magiczna i najbliższa idei wywoływania duchów.
Holografia niesie ze sobą ideę obrazu totalnego, bez żadnych kompromisów. Nazwa mówi sama za siebie – holos to po grecku całość, grapho odnosi się do pisania i rysowania. Narysować wszystko! – oto obietnica tej dziedziny. Na czym polega „rysowanie wszystkiego”? Naukowe wyjaśnienie zasady działania holografii wymaga aparatu pojęciowego z zakresu fizyki fal, do którego posiadania nie roszczę pretensji, a zatem oddam na chwilę głos Wikipedii: „Holografia polega na trójwymiarowym zapisie obrazu przedmiotu (obiektu). Jest techniką doskonalszą niż fotografia. O ile tradycyjna fotografia zapisuje jedynie modulację amplitudy, to holografia odnotowuje także zmiany fazy fali świetlnej. Dzięki temu możemy o fotografowanym przedmiocie uzyskać znacznie więcej informacji. […] Uzyskanie hologramu polega na zapisie (np. na kliszy fotograficznej) interferencji fali rozproszonej przez przedmiot z falą niezaburzoną (tzw. wiązką odniesienia). […] Aby uzyskać hologram, należy podzielić wiązkę światła laserowego na dwie części za pomocą płytki szklanej. Pierwsza (wiązka przedmiotowa) oświetla przedmiot, po odbiciu od którego pada na kliszę fotograficzną, natomiast druga (wiązka odniesienia) pada na kliszę bezpośrednio lub po odbiciu od płaskiego zwierciadła kierującego ją na kliszę”.
Można też opowiedzieć naturę holografii innymi, nieco bardziej przyjaznymi słowami. Tworzenie obrazów rzeczywistości to jeden z fundamentów kultury. Prehistoryczne jaskinie dostarczają na to niezbitych dowodów; od zarania dziejów obrazowanie rzeczywistości należy do podstawowych procedur używanych przez człowieka do konceptualizowania, rozumienia i opanowywania świata. W imię zaspokojenia tej potrzeby należy przezwyciężyć zasadniczą sprzeczność: świat jest trójwymiarowy, a obrazy mają dwa wymiary. Jeżeli nie zmierzylibyśmy się z tym problemem, musielibyśmy wszystko rzeźbić, a z tym – jak wiadomo – jest kłopot. Rzeźby są ciężkie, zajmują miejsce w przestrzeni, do tego materia stawia fizyczny opór wyobraźni. Poza tym pragniemy przecież tworzyć obraz rzeczywistości, a nie budować ją od nowa jako reprezentację w glinie, kamieniu czy drewnie, prawda?
Od nauki do sztuki
Z pomocą w przekroczeniu przepaści między trójwymiarową rzeczywistością a dwuwymiarowym obrazem od tysiącleci przychodzą artyści. Pamiętamy historię Greka Zeuksisa – perspektywa, światłocień, trompe l’oeil, zbieżne i powietrzne perspektywy to tylko niektóre sposoby opowiadania o trzech wymiarach na płaszczyźnie.
Wszystkie malarskie metody pracy z trójwymiarowością mają wspólny mianownik: opierają się na złudzeniach optycznych. Rewelacja holografii polega na tym, że w ścisłym sensie nie jest ona złudzeniem. Owszem, przedstawianego przedmiotu oczywiście w hologramie nie ma, ale w tej technice światło zapisywane jest w trzech wymiarach naprawdę. Inaczej mówiąc, patrząc na hologram, nie wydaje nam się, że widzimy przestrzenny obraz; te wizerunki rzeczywiście są trójwymiarowe.
Ktoś powie, że mamy przecież fotografię. Różnica pomiędzy nią a holografią – na pozór subtelna – okazuje się jednak fundamentalna. Aparat fotograficzny nie jest w gruncie rzeczy niczym więcej niż mechanicznym sobowtórem ludzkiego oka. Światło wpadające przez soczewkę rysuje cienie rzeczywistości na kliszy na tej samej zasadzie, na jakiej czyni to na siatkówce naszych oczu. W holografii nie używa się żadnej soczewki ani obiektywów. Technika ta nie zajmuje się również cieniami, lecz zamrażaniem fal świetlnych na płaskiej powierzchni.
Okiełznanie fal świetlnych i zaprzęgnięcie ich do obrazowania trójwymiarowych rzeczy na płaskiej powierzchni – oto jedno z największych osiągnięć ludzkości w dziedzinie tworzenia wizerunków. W niemałym stopniu zawdzięczamy je polskiemu fizykowi, Mieczysławowi Wolfkemu. Należał on do pokolenia geniuszy, którzy w pierwszej połowie XX w. rewolucjonizowali naukę i kładli podwaliny pod futurystyczny świat, w którym żyjemy dzisiaj. Urodzony w 1883 r. w Łasku Wolfke w wieku 12 lat napisał rozprawę o podróżach międzyplanetarnych z użyciem napędu odrzutowego (który w tamtym czasie oczywiście jeszcze nie istniał). Gdy miał 17 lat, wynalazł telektroskop – maszynę do przesyłania obrazów na odległość, prototyp telewizji. Jego rozprawę habilitacyjną recenzował sam Albert Einstein. Przed 1920 r. Wolfke opracował założenia sporządzania hologramów. Ponieważ stan technologii nie umożliwił w jego czasach przekucia tej teorii w praktykę, zajął się innymi problemami, tworzenie hologramów stało się zaś możliwe dopiero w latach 60. – i to dzięki rozwojowi techniki laserowej. Jednym ze spadkobierców myśli Wolfkego został węgierski fizyk Dennis Gabor, który w 1971 r. za swoje dokonania w dziedzinie holografii otrzymał Nagrodę Nobla.
Przełom lat 60. i 70. XX w. to także moment, w którym holografia trafia do świata sztuki. Pierwszym artystycznym gigantem, który podejmuje wyzwanie nowego medium, jest sędziwy Salvador Dalí. Legenda surrealizmu już w 1972 r. pokazuje w Nowym Jorku wystawę hologramów, wśród nich trójwymiarowy portret skandalizującego rockmana, Alice’a Coopera. Z holografią eksperymentują również takie sławy, jak wicekról popartu Roy Lichtenstein, konceptualista John Baldessari, mistrz sztuki światła James Turrell czy charyzmatyczna rzeźbiarka Louise Bourgeois. Żadne z nich nie zatrzymuje się jednak przy tej technice na dłużej.
Poważniejszą karierę niż w galeriach hologramy robią na rynku komercyjnych gadżetów. Jeszcze większym powodzeniem cieszą się w filmach science fiction – wszyscy pamiętamy wyświetlany przez R2-D2 animowany hologram księżniczki Leii wzywającej na pomoc Obi-Wana Kenobiego w Nowej nadziei, czwartej części Gwiezdnych wojen. Najbardziej cenione są jednak przez naukę – znajdują zastosowanie w medycynie, fizyce cząstek elementarnych, w technice mikroskopowej i, last but not least, w przechowywaniu danych: liczba informacji możliwych do zapisania w hologramie jest trudna do przebicia. Znamienne, że choć na świecie istnieją niszowe galerie specjalizujące się w holografii, jej największą i najlepszą kolekcję ma dziś Massachusetts Institute of Technology – globalna świątynia nauk ścisłych.
Kreowanie prawdy
Dlaczego artyści tak wstrzemięźliwie korzystają z cudu, który uczeni włożyli im w ręce? Miałem okazję oglądać pracownię holograficzną na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Maszyneria wyglądała trochę jak mały zderzacz hadronów. Tworzenie hologramów jest technologicznym wyzwaniem, ale te trudności nie tłumaczą wszystkiego. Artyści są skłonni angażować się w żmudniejsze i bardziej skomplikowane przedsięwzięcia – wspomnijmy choćby duet Christo i Jeanne-Claude, którzy potrafili opakowywać w tkaniny całe wyspy i kilometry wybrzeży. Rozwiązania zagadki szukać można też w rozwoju innych technologii. Zanim artyści zdążyli zgłębić możliwości oferowane przez holografię, dostali inne nowe, ekscytujące i często łatwiejsze w użyciu „zabawki” oferujące klucze do świata trójwymiaru, takie jak animacje cyfrowe 3D, rzeczywistość wirtualną czy augmented reality (rozszerzoną rzeczywistość, którą jest w stanie obsługiwać przeciętny smartfon).
Istnieje jednak jeszcze inna hipoteza. Hologramy wyglądają jak zjawy, ale paradoksalnie niosą ze sobą realne i niepodważalne dane o świetle wydobywającym przedmiot w konkretnym momencie czasoprzestrzeni – bez złudzeń, bez soczewek i bez pola do manipulacji. W hologramach zaklęta jest prawda. Dlatego budzą one taki entuzjazm nauki – i niewykluczone, że z tego samego powodu traktowane są z rezerwą przez świat artystyczny. Dziedziną sztuki jest bowiem raczej kreowanie prawdy niż jej odkrywanie.