Własnym językiem Własnym językiem
Przemyślenia

Własnym językiem

Jan Błaszczak
Czyta się 2 minuty

Na zdjęciu promującym album Nieumiarkowania Błażej Król pokazuje język. Łobuzerski, nieco infantylny gest kojarzy mi się z plakatami filmowymi, których ostatnio pełno w polskich miastach. Do tego stopnia, że w rankingu popularności język Króla musi zadowolić się drugim miejscem.

Ustępuje oczywiście Sebastianowi Fabijańskiemu z plakatu reklamującego Mowę ptaków. Podobieństwo pomiędzy tymi dwoma dziełami nie kończy się zresztą na poziomie materiałów prasowych. Mam wrażenie, że Błażej Król posługuje się podobnym językiem jak bohaterowie filmu Żuławskich. Idiolektem, w którym komunikowane sensy schodzą często na drugi plan, oddając pierwszeństwo Gombrowiczowskiej grze słów i skojarzeń.

Podobnie jest u Króla – jego teksty odbieram intuicyjnie lub podążając za emocjami, którymi przystraja je ich autor. A że wokalistą jest świetnym, bez problemu nadaje wszelkim niedopowiedzeniom, wieloznacznościom i grom słownym wagę pełnoprawnej poezji. A czy rzeczywiście za zwrotem, takim jak „druga pomoc”, stoi coś więcej niż dowcipna gra słów – trudno powiedzieć. Królowi jednak do twarzy z tą enigmatycznością, z tymi wszystkimi zwichniętymi sensami. Nie tylko dlatego, że zostawia słuchaczowi sporo miejsca na domysły. Również z tego powodu, że nawet najatrakcyjniejsze bon moty odciągają uwagę od kompozycji w mniejszym stopniu niż pełnoprawne, angażujące opowieści.

A piosenki zawarte na Nieumiarkowaniach są naprawdę godne uwagi: przebojowe, ale potrafiące zaskoczyć aranżacją (saksofon w Godzina piętnasta i ciemno), punkowym zrywem lub mówionymi partiami. Zarówno te ostatnie, jak i większe zaangażowanie Iwony Król jako wokalistki sprawiają, że Nieumiarkowania mogą w równym stopniu przypominać poboczny projekt małżeństwa – Kobietę z wydm – co wcześniejsze płyty Króla. Ta różnica zdaje się zresztą zacierać, bo – wbrew moim obawom – wraz z rosnącą popularnością artysta nie zaczął wcale nagrywać coraz bardziej radiowych płyt. Przeciwnie, od czasów Wija każdy jego następny album jest trochę bardziej ambitny i wielowymiarowy. Nie wiem tylko, czy to skutek zmiany wydawcy, czy czasu, którego potrzebował Król, by wypracować swój styl, w którym nowofalowo-karaibskie wpływy nie odbierają nic popowej przebojowości albumu. Trochę jak w przypadku grupy The Police, o której przypomniało mi zatopione w pogłosach zakończenie Czasu siedmiu prób.

"Druga pomoc", Błażej Król, reż. Marcin Podolec, 2019
„Druga pomoc”, Błażej Król, reż. Marcin Podolec, 2019

Wracając do Mowy ptaków – tym, co odróżnia od niej Nieumiarkowania, jest przede wszystkim rozmiar. Podczas gdy współcześni filmowcy unikają kręcenia filmów krótszych niż dwie godziny, Król trzyma się lapidarnej formy. W rezultacie udaje mu się wyeliminować jakiekolwiek wypełniacze. Oprócz dwóch świetnych singli (Te smaki i zapachy, Druga pomoc) są tu jeszcze punkowe Pierwszy i ostatni (z tekstem stanowiącym parafrazę głośnego refrenu CKOD), synthpopowe W dole miasta i eksperymentalna Gula. Przy czym ekspresja wokalna Króla i jego charakterystyczna poetyka nie pozwalają albumowi rozpaść się na kawałki.

Po kilku dniach słuchania Nieumiarkowań po raz pierwszy mam ochotę napisać, że Błażej Król jest lepszym kompozytorem niż tekściarzem. A umówmy się – tekściarzem jest naprawdę dobrym, nawet jeśli nie zawsze wiem, o co tak naprawdę mu chodzi.

 

Czytaj również:

Słuchać albo nie słuchać – 4/2019 Słuchać albo nie słuchać – 4/2019
Przemyślenia

Słuchać albo nie słuchać – 4/2019

Jan Błaszczak

U.F.O.F.
Big Thief

Brooklyński zespół wybrał sobie adekwatną nazwę, bo faktycznie w swoich piosenkach podkrada to i owo Joni Mitchell i Cat Power, Elliottowi Smithowi i Yo La Tengo. I jeszcze wielu innym, bo na polu trochę folkowych, trochę slowcore’owych ballad trudno o rewolucję. I ja, słuchając U.F.O.F., wcale o taką nie wnoszę – wystarczy wygodny fotel.

Czytaj dalej