Wszystkie jesteśmy Anastazją? Wszystkie jesteśmy Anastazją?
i
materiały promocyjne
Przemyślenia

Wszystkie jesteśmy Anastazją?

Łukasz Chmielewski
Czyta się 3 minuty

Łukasz Chmielewski: Anastazja to komiks inspirowany losami Natalie Wood, jednej z gwiazd Hollywood, która karierę rozpoczynała jako czterolatka, a grą w filmach utrzymywała całą niepracującą rodzinę. Choć mnóstwo jest podobnych, gotowych i wstrząsających historii ofiar przemysłu filmowego w USA, to zdecydowałaś się jednak na fikcyjną opowieść. Dlaczego?

Magdalena Lankosz: Stuletnia historia amerykańskiego przemysłu filmowego została bardzo dobrze udokumentowana. Powstało mnóstwo książek, od plotkarskich po rzetelne wspomnienia. Sytuacja wygląda podobnie w przypadku biografii aktorów. Pisząc kiedyś dla „Wysokich Obcasów” artykuł o Natalie Wood, przeczytałam 20 książek o niej samej. Zresztą to ten tekst na tyle zainspirował Joannę Karpowicz, krakowską malarkę i autorkę komiksów, że poprosiła mnie o napisanie historii dziejącej się w Złotej Erze Hollywood, która fascynuje ją także od strony plastycznej. Uznałam, że nie ma sensu powielać w formie komiksu gotowych i znanych historii. To nie tylko niezbyt ciekawe, ale także mało pobudzające twórczo. A fikcja daje ogromną radość i wolność tworzenia. Moja bohaterka ma z Natalie Wood tylko częściowo zbieżne dzieciństwo. Przede wszystkim jednak takiej historii, jaką chciałam opowiedzieć, nie było w formie gotowej. A chciałam opowiedzieć o relacji matki i córki.

„Anastazja”, scenariusz: Magdalena Lankosz, ilustracje: Joanna Karpowicz
„Anastazja”, scenariusz: Magdalena Lankosz, ilustracje: Joanna Karpowicz

W komiksie kilkuletnia dziewczynka zostaje wręcz wrzucona w opresyjne, zdegenerowane środowisko filmowe. Największym zagrożeniem okazuje się jednak jej matka, która zamiast chronić, stara się ją wykorzystać.

Akurat ten motyw jest prawdziwy. To właśnie matki, często na siłę, robiły z dzieci gwiazdy i udawały, że nie widzą negatywnych konsekwencji. Niestety nie zmieniło się to do dziś.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Relacje rodziców i dzieci zawsze są patologiczne, krzywdzące potomstwo? Może to warunek, żeby dziecko zostało gwiazdą?

Na pewno musi to być rodzic, który pilnuje i nadzoruje. Przecież dziecięce gwiazdy spędzają po 10 godzin dziennie, grając na pianinie, stepując czy przebierając się za kogoś. To nie jest normalne i łatwe dzieciństwo. Jeśli rodzice kierowali karierą syna czy córki, to później zwykle okazuje się, że w jakiś sposób żerowali na nich i ich krzywdzili. Wystarczy wspomnieć ojca Amy Winehouse, Joe Jacksona czy matkę Whitney Houston. Z drugiej strony, za trudne dzieciństwo najłatwiej winić po latach rodziców, choć prawda może być inna.

„Anastazja”, scenariusz: Magdalena Lankosz, ilustracje: Joanna Karpowicz
„Anastazja”, scenariusz: Magdalena Lankosz, ilustracje: Joanna Karpowicz

Ciebie jako matkę porusza to wyjątkowo?

Tak! Nie wyobrażam sobie, żebym mogła zrobić coś takiego swojemu dziecku. Zmuszasz je do konkurowania z innymi, co jest dla niego wielkim obciążeniem psychicznym, bo dziecko czuje, że musi być zawsze lepsze od innych. Jak wyglądają dziewczynki w konkursach piękności? Wymalowane i przebrane nie mają swojej tożsamości. Udają kogoś innego. Główna bohaterka komiksu, podobnie jak Natalie Wood, zostaje pozbawiona przez matkę swojego imienia. To symboliczne odarcie z tożsamości. Relacje w rodzinach wychowujących dziecięcą gwiazdę oparte są zwykle na zbliżonym mechanizmie. Najpierw rodzic wmawia dziecku, że to dla niego szansa, albo wprost każe zarobić na całą rodzinę. Później tłumaczy, że wszystkie negatywne konsekwencje są winą dziecka, które samo chciało grać na skrzypcach czy występować na scenie. Mamusia i tatuś tylko spełniali jego marzenia…

Bardziej interesuje Cię dziecko czy rodzic?

Nie umiem powiedzieć, kto mnie bardziej obchodzi. W komiksie matka i córka są tak samo istotne, zarówno jako element studium relacji rodzic–dziecko, jak i dla rozwoju fabuły. W pierwszej części Anastazji matka jest jednoznacznie zła, w drugiej już tak nie będzie.

A która z nich jest bardziej tragiczną postacią?

Obie są. Matka też miała zmarnowane życie. Mieszkała na wsi, gdzie po horyzont rosła tylko kukurydza. Nagle pojawił się tam facet z innego świata, z rosyjskim akcentem, może arystokrata, może oszust. Wydał jej się ciekawy. Potem był przygodny seks, dziecko i ślub. Ostatecznie kobieta została bez pieniędzy ze sfrustrowanym pijakiem, który miał skłonność do przemocy. A ona, najładniejsza we wsi, marzyła o życiu gwiazdy filmowej. W komiksie pokazuje to wyklejanka z gazet, jaką sobie robi. Jej się jednak nie udało i dlatego chciała swoje marzenia spełnić przez córkę, co doprowadziło do patologicznych relacji. Matka ma pokaleczone ciało, nie zrobi kariery. Dlatego swoją córkę pcha do aktorstwa. Oczywiście to jej nie usprawiedliwia, ale ona sama również nie doświadczyła niczego dobrego.

W komiksie pokazujesz dwa światy: w wersji makro jest to branża filmowa, w ujęciu mikro zaś rodzina głównej bohaterki. Oba są jednoznacznie złe. To specyfika Hollywood czy bardziej sugestia, że na świecie nie ma miejsca na dobro?

Ogromna konkurencja rodzi jeszcze większą presję. Dlatego nie tylko branża filmowa, ale cały przemysł rozrywkowy nie jest przyjaznym środowiskiem dla ludzi, niezależnie od miejsca w jego hierarchii. Nawet dla tych złych producentów, którzy wydają się drapieżnikami na szczycie łańcucha pokarmowego, a w rzeczywistości ich praca jest skrajnie obciążająca emocjonalnie. Nie można przecież przewidzieć, czy film spodoba się ludziom i zarobi. A to być albo nie być… Właśnie jako producentka skończyłam pracę nad filmem, który był trudny producencko: to niskobudżetowy projekt, arthouse’owy. Pod koniec byłam tak wyczerpana, że zupełnie jak moi fikcyjni bohaterowie myślałam, że zaraz komuś zrobię coś złego, bo nie wytrzymam.

Obracanie tak nieprzewidywalną machiną, jaką jest film, obciążone jest gigantyczną odpowiedzialnością i stresem. I chyba właśnie to napięcie wydobywa z ludzi zło.

„Anastazja”, scenariusz: Magdalena Lankosz, ilustracje: Joanna Karpowicz
„Anastazja”, scenariusz: Magdalena Lankosz, ilustracje: Joanna Karpowicz

Nie obchodziło mnie jednak szukanie i pokazywanie tego, co złe. Chciałam opisać zamknięty świat, z którego nie ma wyjścia, bo taki wówczas był Hollywood. W latach 20. XX w. grupie osób udało się w skali miasta stworzyć samowystarczalny przemysł, który nie musiał przejmować się niczym wokoło. Przecież oni sami wykładali pieniądze, sami produkowali i dystrybuowali. Nikt nie powtórzył tego fenomenu ekonomicznego, który polegał na wyjmowaniu z jednej kieszeni i wkładaniu do drugiej. W takim świecie można stworzyć własne prawa, których będą strzec rzesze prawników i lekarzy na twoje skinienie. Oczywiście może prowadzić to do nadużyć i wypaczeń.

Od strony plastycznej komiks jest wierną rekonstrukcją Złotej Ery Hollywood. Joanna Karpowicz, ilustratorka Anastazji korzystała z referencji, przeglądając gazety czy reklamy z epoki, by później namalować świat takim, jakim był w latach 20. XX w. Ty uciekasz od prawdy, ona do niej silnie dąży. Ten dualizm podejścia ma uprawdopodobniać opowiedzianą historię?

Absolutnie nie. To miała być bardzo dobra dekoracja. Fryzury, architektura, stroje, dosłownie każdy detal został odtworzony. Jeśli scenarzysta napisał fikcyjną historię wojenną, która dzieje się przykładowo w Rosji w 1944 r., to żaden scenograf nie ubierze aktorów w wymyślone stroje, tylko odtworzy mundury z epoki. Tak samo było w Anastazji. Joanna była scenografem, kostiumografem i charakteryzatorem. Za jej odtwarzaniem kryje się wiele miesięcy poszukiwań, wybierania gotowych elementów, przetwarzania ich przez siebie i składania od nowa. Podobnie jak w malarstwie Hoppera: widzisz niby-prawdziwe, niby-rozpoznane, a jednak kryje się w tym dziwność i napięcie.

Publikacja komiksu zbiegła się z aferą seksualną Harveya Weinsteina, jednego z najbardziej wpływowych producentów w Hollywood, i akcją #MeToo, w której gwiazdy amerykańskiego kina mówiły o molestowaniu na planie. Byłaś zaskoczona skalą problemu?

Prace nad komiksem trwały trzy lata. Nie przyjaźnię się z hollywoodzkimi gwiazdami, ale byłam przekonana, że molestowanie dzieci, wciskanie aktorom narkotyków, żeby pracowali dłużej na planie, czy seks za rolę, nie mają już miejsca i funkcjonują dziś w Hollywood jedynie jako wstydliwe świadectwo dawnych lat.

Dwa i pół roku mieszkałam w Los Angeles i nie zauważyłam niczego, co sugerowałoby, że ten świat tak wygląda. Nikt w USA nie powiedział mi żadnego komplementu, ponieważ tam po prostu nie wypada tego robić. Raz od znajomego, który zrobił się czerwony i spuścił głowę, usłyszałam, że powiedziałby mi, że mam ładną sukienkę, ale się boi, że będzie to niestosowne, bo taka uwaga jest zaczepianiem i nie należy komentować wyglądu. Natomiast syn naszych znajomych został wyrzucony ze szkoły w Los Angeles na specjalnym apelu za to, że podczas awantury na korytarzu powiedział do koleżanki „You bitch”. Skoro żyjesz w takim świecie, to nie spodziewasz się, że tuż obok dzieją się straszne rzeczy, które obnażyła afera Weinsteina.

Kiedy kilkuletnia Anastazja trafia na przyjęcie do bogatego producenta i gubi się w jego posiadłości, trafiając do sali BDSM, odłożyłem komiks, bo bałem się, co będzie dalej. To przypominało zstąpienie do piekieł…

Bo to było wejście do piekła. Anastazja jest bohaterką trochę rodem z Alicji w Krainie Czarów. Dlatego w komiksie producent Norman Furrman chodzi w białym króliczym futrze, a ona przechodzi przez jego norę do świata, którego nie zna, który okaże się straszny. Stąd też w komiksie pojawiają się dość perwersyjne sceny, ale nie są wytworem mojej chorej fantazji. Scena seksu z butelką jest autentyczna, w latach 20. XX w. wyszukane zestawy dildo były w USA reklamowane w gazetach jako środek leczniczy…

„Anastazja”, scenariusz: Magdalena Lankosz, ilustracje: Joanna Karpowicz
„Anastazja”, scenariusz: Magdalena Lankosz, ilustracje: Joanna Karpowicz

W komiksie pojawia się postać malarza, który lubuje się w perwersyjnych zabawkach. Reprezentuje on wysoką sztukę w odróżnieniu od głównej bohaterki, która grywa w głupiutkich komediach slapstickowych, gdzie szczytem artyzmu jest wiarygodny upadek z drabiny z podpiłowanymi szczeblami. Dorosła już Anastazja pyta go wprost „zrobisz ze mnie artystkę?” To autodestrukcyjne działanie jest skutkiem dziecięcej traumy czy raczej przepisem na prawdziwą sztukę, która wymaga przekroczenia siebie?

To chęć wzięcia sprawy w swoje ręce. Anastazja jest osobą, której nikt nigdy nie pozwolił podjąć żadnej decyzji. Najpierw decydowała za nią matka, a potem producent, z którym się związała… To jej pierwsza próba samodzielnego pokierowania swoim życiem. Dla mnie ta scena nie jest ani autodestrukcyjna, ani negacyjna. Anastazja nie skończyła żadnej szkoły. Jej recepcja rzeczywistości jest naiwna i ograniczona. A wykształcony i inteligentny malarz żartuje z niej, że jeśli chce być prawdziwą artystką, to musi cierpieć. Ona nie musi jednak przeżywać niczego ekstremalnego, ponieważ ma talent i potrafi zagrać wszystko. Całe życie musiała udawać i łatwo wchodzi w rolę. Poza tym, żeby być artystą, nie trzeba cierpieć ani przekraczać żadnego Rubikonu.

Ona nie chce się zatracić, tylko chce się wyrwać?

Dokładnie tak. Zasady świata są dla niej jasne: do łóżka trzeba pójść, ale być może da się to zrobić na własnych warunkach, a nie dlatego, że matka jej kazała, bo chciała z niej zrobić aktorkę slapstickową. Anastazja, już jako młoda kobieta, chce spróbować żyć własnym życiem. Mogę zdradzić, że trochę to jej się uda w drugiej części.

Czyli będzie happy end jak w prawdziwym filmie z Hollywood?

Zakończenie jest otwarte. Czytelnik sam będzie musiał zdecydować, czy bohaterce udało się.

W komiksie mężczyznom nie dzieje się nic złego, ofiarami są jedynie kobiety. Cierpią, żyjąc w opresyjnym społeczeństwie patriarchalnym, a kolejne pokolenia kobiet do pewnego stopnia same wpisują się w określone role i przemocowe schematy zależności. Nie da się przerwać tego kręgu?

Faktycznie, kobiety są przemocowe wobec siebie i nie mam pojęcia, dlaczego tak się dzieje. A równouprawnienie nie jest standardem nawet w największych metropoliach świata. Mieszkając w Los Angeles, spotykałam mnóstwo dobrze wykształconych kobiet, które mając dzieci, nie pracowały i nudziły się. Swoją energię przenosiły na potomstwo, wożąc je na lekcje chińskiego lub robiąc same coś, na co kompletnie nie miały ochoty. Musiały jednak czymś zapełnić dzień. W USA nie ma urlopu macierzyńskiego i jak nie zaczniesz pracować po miesiącu od porodu, to możesz zapomnieć o karierze.

„Anastazja”, scenariusz: Magdalena Lankosz, ilustracje: Joanna Karpowicz
„Anastazja”, scenariusz: Magdalena Lankosz, ilustracje: Joanna Karpowicz

Niedawno wróciłam z Japonii, gdzie pokazywałam film dokumentalny o Stanisławie Lemie zatytułowany Autor Solaris, który stworzyłam razem z mężem. Okazało się, że świetnie wykształcone młode Japonki są straszliwie zinfantylizowane kulturowo i w obecności mężczyzn mówią jedynie, że interesują się mangą i lubią pić kawę. To przykłady z dwóch najbardziej rozwiniętych krajów na świecie. To co dzieje się gdzie indziej?

Od kilku lat zajmuję się produkcją filmową, od czasu do czasu bywam pracodawcą. Przypominam sobie tylko jedną kobietę, która podjęła jakąkolwiek próbę negocjacji stawki, jaką jej zaproponowałam. Faceci wykłócają się natomiast o najmniejszą rzecz. Ja sama zresztą, bogatsza przecież o doświadczenie producenckie, nadal nie umiem się kłócić o warunki pracy, jakie się mi proponuje…

Może losy Anastazji są metaforą sytuacji kobiet w świecie?

Jeżeli ktoś odbierze ten komiks jako metaforę sytuacji kobiet, to będę się cieszyła, choć nie jestem pewna, czy pisałam go z taką intencją Jest to jednak odbiór, który bardzo mi odpowiada. Z Joanną Karpowicz mamy wyraziście feministyczne poglądy i siłą rzeczy nasze wspólne dzieło wynika z naszego postrzegania świata.

I jaki jest świat?

Nie ma w nim równouprawnienia.

„Anastazja”, scenariusz: Magdalena Lankosz, ilustracje: Joanna Karpowicz
„Anastazja”, scenariusz: Magdalena Lankosz, ilustracje: Joanna Karpowicz

Czytaj również:

Michał Śledziński: Nie potrzebujemy kolejnego Adasia Miauczyńskiego Michał Śledziński: Nie potrzebujemy kolejnego Adasia Miauczyńskiego
i
rys. Michał „Śledziu” Śledziński

Michał Śledziński: Nie potrzebujemy kolejnego Adasia Miauczyńskiego

Łukasz Chmielewski

Łukasz Chmielewski: Na szybko spisane (NSS) to trylogia, której poszczególne tomy opisują kolejne dekady z życia mężczyzny urodzonego w 1980 r. Na jej domknięcie trzeba było czekać 10 lat. Dlaczego ostatni tom, który traktuje o dorosłości i życiu w pierwszej dekadzie XXI w., był taki trudny do realizacji?

Michał Śledziński: Przede wszystkim historia musiała dojrzeć. Potrzebowałem dystansu, żeby móc przetworzyć rzeczywistość w komiks. Trzeba też pamiętać, że trylogię zacząłem wydawać w 2007 r. i drugi tom, który opisuje wchodzenie w dorosłość w latach 90. XX w., ukazał się rok później. Już chociażby więc ze względu na kalendarz nie mogłem od razu opisać lat 2000–2010, domykając tym samym całość. Sporo się też przeprowadzałem, zacząłem pracować przy animacjach, gdzie rysowałem bardzo, ale to bardzo dużo. Stworzyłem również inne komiksy – czterotomowe Wartości rodzinne i pierwsze tomy nowych cykli Czerwony Pingwin musi umrzećStrange Years: Jesień. Jakkolwiek paradoksalnie by to zabrzmiało – nie miałem czasu na Na szybko spisane. W końcu jednak zaszyłem się na półtora miesiąca i narysowałem cały trzeci tom. 

Czytaj dalej