Somos okupas. Jesteśmy dzikimi lokatorami – tak powitano nas w Roque Bermejo, osadzie położonej na północno-wschodnim, niedostępnym wybrzeżu Teneryfy. Członkowie tej małej wspólnoty znaleźli sposób na życie w harmonii.
Ja i mój mąż Andrzej wierzymy w alternatywne formy zamieszkiwania. Małe społeczności uważamy za jedną z trafniejszych odpowiedzi na wyzwania ekonomiczne i społeczne naszego stulecia: kryzys klimatyczny, przeludnienie miast i zwyczajne przeciążenie, jakiego doświadcza wiele osób żyjących w metropoliach. Od przeszło trzech lat prowadzimy badania i pracujemy nad stworzeniem wspólnoty intencjonalnej w Polsce. Nie podejrzewaliśmy jednak, że do jednej z ciekawszych wspólnot, jakie było nam dane odwiedzić, trafimy podczas podróży poślubnej.
***
Na szlak wchodzimy zdecydowanie za późno. Ruszamy, choć wiemy, że nie zdążymy wrócić przed zmrokiem. Jesteśmy w miejscowości Chamorga na północnym wschodzie Teneryfy. Tu kończy się asfalt, a zaczynają szlaki piesze po górach Anaga, odludnym i malowniczym zakątku Wysp Kanaryjskich, z unikatową przyrodą i zboczami schodzącymi wprost do oceanu. Zmierzamy w stronę ruin gospodarstwa, według mapy czeka nas około dwóch godzin marszu. Nie bierzemy ze sobą nawet portfela.
Po godzinnej wspinaczce docieramy do zrujnowanych budynków, dawniej służących pasterzom. Jedyne towarzystwo w tym miejscu to wszędobylskie kozy. Jeszcze pół godziny marszu i jesteśmy przy latarni morskiej Faro de Anaga, pierwszym zabudowaniu w tej okolicy wzniesionym w 1864 r. Z tego miejsca można już w dole dostrzec pozostałości dawnego gospodarstwa Hacienda de Anaga.
Jeszcze nie wiemy, że była to posiadłość szlacheckiej rodziny Ossuna z pobliskiej La Laguny i że prężne gospodarstwo rolne funkcjonowało tutaj do połowy XX w. Obecnie ziemia należy do biskupstwa Teneryfy. Póki co, schodząc w dół od Faro de Anaga, z oddali widzimy to, co pozostało z hacjendy: resztki kamiennych budynków gospodarczych z zapadającymi się dachami wpisane w ledwie widoczny zarys upraw tarasowych, kapliczkę zamkniętą na cztery spusty, poza tym kilka większych, opuszczonych zabudowań.
Przed kapliczką krótki odpoczynek. Obok, na betonowej ławce, przysiadł starszy człowiek. Zachodzi słońce, wszyscy troje bez słowa patrzymy w horyzont. Po kilku minutach mężczyzna odchodzi. Wokół nas żywego ducha.
Kilka