Żarty, których nie powiesz w Polsce, będąc błaznem
Przemyślenia

Żarty, których nie powiesz w Polsce, będąc błaznem

Jan Pelczar
Czyta się 7 minut

Wyobrażacie sobie chłopców z Make Life Harder, dziewczyny z Żelaznych Wagin lub ujawnionego Malcolma XD prowadzących rozdanie nagród w Gdyni? Opisujących, jak dama polskiego kina Krystyna Janda rozkłada się na dywanie, by się polizać? Ja też nie. Prędzej dożyję wegańskiego bufetu na kolejnym szczycie klimatycznym w stolicy polskiego węgla niż żartów, które dałyby do myślenia na święcie polskiego kina.

„Dziękuję Bogu, że jestem ateistą” – tak Ricky Gervais zakończył monolog, gdy po raz drugi prowadził Złote Globy. Aż do teraz, czyli do piątego występu, show z 2011 r. wzbudzało najwięcej kontrowersji. Robert Downey jun. nazwał wtedy komika podłym. Nietrudno więc zgadnąć, kogo Brytyjczyk miał na myśli, gdy zadawał na tegorocznej gali pytanie o nagrodę dla najbardziej pokłutego ćpuna. Szczególnie po uzasadnieniu, że taka statuetka przydałaby się, gdy w kinie dominują role wymagające wciskania się w obcisłe kostiumy superbohaterów, odwiedzania siłowni dwa razy dziennie i zażywania sterydów.

Jest ktoś odważny, by ze sceny w Gdyni poczynić boleśniejszy i przytomniejszy żart niż przaśne heheszki do wspólnego tygodnia chlania w Piekiełku?

Za personalne wycieczki dostawało się Ricky’emu wcześniej, gdy uderzał w Charliego Sheena i Mela Gibsona. Dziś, za fasadą słów, że Jeffrey Epstein nie popełnił samobójstwa, od razu wali w całe środowisko – „to wasz przyjaciel, nie mój”. A to nie był jedyny atak na hipokryzję hollywoodzkich gwiazd w sprawach dotyczących molestowania seksualnego. Zapowiedź Sandry Bullock brzmiała: „nasza następna prezenterka zagrała dla Netfliksa w Nie otwieraj oczu. To film, w którym ludzi ratuje udawanie, że nic nie widzą. Trochę jak przy pracy dla Harveya Weinsteina”.

Czy jest na polskiej sali ktoś, kto podczas wręczenia Orłów podsumuje nie tylko premiery, hity i międzynarodowe kariery, ale i włoży kij w mrowisko środowiskowych grzechów i grzeszków? Co roku w Gdyni ktoś upomina się o tantiemy dla charakteryzatorów, a ostatnio dla reżyserów obsady. Żaden prowadzący nie spytał, czy walka trwa między festiwalami i jak wygląda.

Występ Ricky’ego Gervaisa chwalą z lewa, bo zaliczył Dwóch papieży do listy „tegorocznych filmów o pedofilii”, i z prawa – za utarcie nosa liberalnym elitom. Sam prowadzący się zdziwił, bo poglądy ma progresywne, ale w końcu najgłośniejszym fragmentem tegorocznego monologu otwarcia stały się te piętnujące braki w etyce pracy: „gdyby ISIS jutro uruchomiło serwis streamingowy, od razu wydzwonilibyście swoich agentów” i wiedzy ogólnej: „nie powinniście robić wykładów, nic nie wiecie o prawdziwym świecie. Większość z was spędziła w szkole mniej czasu niż Greta Thunberg. Jeśli wygracie, wejdźcie na scenę po waszą nagródkę, podziękujcie agentom, waszemu Bogu i spieprzajcie”.

Jest ktoś, kto spyta ze sceny siedzące na widowni polskie sławy, dlaczego jednocześnie są postępowe i wrażliwe w okładkowych wywiadach oraz grają u Patryka Vegi? I nikt się na nikogo nie obrazi?

Szybciej doczekamy się w Hollywood zdywersyfikowanej rasowo sekcji In Memoriam (jeden z najcelniejszych w podtekście i gorzkich w wymowie żartów Gervaisa z tegorocznej gali) niż w Polsce prowadzących jakiekolwiek ceremonie z równym polotem i ostrością języka. Nie znajdzie się prędko miejsce na błazna, który nabija się z króla dla uciechy gminu. Ani na błaźnicę.

Polska ma tradycje kabaretu, tu nawet stand up to często skecze. Kiedy w Stanach Zjednoczonych komicy weszli w działkę opiniotwórczych wiadomości, Michała Ogórka już dawno nie było na pierwszej stronie sobotniej „Wyborczej”, a serwis informacyjny SNL Polska był wspomnieniem, jak cały Showmax. Różnice kulturowe niech pozostaną, byle się udało wypluć kij, który połknęli polscy organizatorzy. Żarty są spisywane, redagowane i cenzurowane wszędzie, ale u nas te grubsze wypadają. Bo co pomyślą prezydent, burmistrz, marszałek, co powiedzą w starostwie powiatowym i czy czasem państwo z firmy, która tak nam pomogła, nie zapowiadali się na gali z córką? Gervais jest Brytyjczykiem, więc żartuje z szefów. W Polsce prędzej szef zażartuje z pracowników na imprezie integracyjnej. Pamiętam jednego prezesa, którego bardzo bawiło, że może wtedy „zwolnić wszystkich”.

Festiwale i akademie też mają swoje hierarchie, zamiłowanie do „godnej ceremonii” zamienia kolejne gale w pogrzeby. Na polskich cmentarzach zdarzają się mowy śmieszniejsze i bardziej wyluzowane od scenariuszy gal wypełnionych okolicznościowymi przemówieniami patronów i strategicznych partnerów. Chyba że do gry wejdzie efekt niezamierzony: przed laty płakałem ze śmiechu, gdy jeden z polityków samorządowych witał spóźnioną „gwiazdę Hollywoodu”, zapomniawszy już konkretniejszych personaliów, a prowadząca wcielała się po godzinach w rolę kreatywnej tłumaczki-dyplomatki.

Cztery lata temu Ricky Gervais wyjaśniał swoją strategię prowadzącego w rozmowie z BBC – „znam wielu z nich, niemal wszystkich szanuję, ale nie mogę być ich kumplem, to przyprawiałoby o mdłości, muszę grać outsidera, widza sprzed telewizora, który nie wygrywa żadnej nagrody”. 

W Polsce nie myślimy nawet o widzach zgromadzonych w tej samej sali, czego na premierze Wiedźmina doświadczyli Marcin Gortat i kilkaset innych celebrytek i celebrytów o mniej lub bardziej globalnych i lokalnych zasięgach.

Na galach wręczenia Lwów czy Orłów prowadzący nie mają miliardowej widowni przed telewizorami, wybierają więc pokorę wobec kilkuset ważnych ego na sali. Widzowie są skazani na kolejne drętwe wieczory, z rzadka ożywiane barwniejszymi występami laureatów. Chociaż akurat moment odbierania nagrody niekoniecznie jest najwłaściwszym miejscem, by załatwiać prywatne spory. Kto jednak miał czelność skrytykować Dawida Ogrodnika za rant na Łukasza Adamskiego, z miejsca stawał się prawicowym trollem. To kolejny powód, dla którego trudno sobie wyobrazić polskiego Gervaisa: u nas każdy występ jest z miejsca polityczny. Maciej Stuhr śmieje się na Orłach z Denisa Urubki, który nie mógł wytrzymać w polskim obozie? Lewacka impreza i prywatna wojenka. Antoni Królikowski recytuje w Gdyni napisane miesiąc przed imprezą suchary o profesjach filmowych? Prawicowa akademia i TVP cenzurująca Smarzowskiego.

Wspomniany Stuhr dwa lata przed zdaniem o polskich obozach żartował na Orłach z tupolewa. Wytypowany do wręczenia jednej z nagród przygotował skecz i przyćmił prowadzącego galę Michała Sufina. Legenda Klubu Komediowego przegrała z nastawieniem sali. Na Facebooku krytykował nawet Michał Figurski: 

„Powinien dostać dożywocie za brukanie narodowego symbolu swoim prowadzeniem”.

Nietrafione na Orłach żarty mocno zabolały mężczyznę, który publicznie rechotał, że ukarze swoją Ukrainkę brakiem wypłaty, a gdyby była ładniejsza, toby ją zgwałcił. Znamienny żart, ukuty do spółki z Kubą Wojewódzkim, który w swoim popularnym show w TVN używał słów „i do tego pedał” w celu napiętnowania. Rozgłośnia, w której polscy showmani szydzili z ukraińskich pań sprzątających, zapłaciła 50 tys. złotych kary.

Dziś obaj pracują w innych stacjach: jeden w duecie z Karoliną Korwin-Piotrowską, drugi z Piotrem Kędzierskim. Być może oba duety żartują już subtelniej, ale wątpię, by uderzały we wpływowych. Publicznie najmocniejsi w gębie jesteśmy, gdy wyśmiewamy mniej uprzywilejowanych, biednych, słabszych albo innych. Wciąż na porządku dziennym są żarty z kobiet. Jeśli nie seksistowskie, to chociaż protekcjonalne. Przemysławowi Babiarzowi w TVP wymknęło się podczas ostatniego Turnieju Czterech Skoczni, że Bergisel jest: „kapryśna. Kapryśna jak kobieta”. Nie wiem, czy pamięta, że skocznię w Innsbrucku zaprojektowała Zaha Hadid. Żart na tle rasistowskim wygłosił w ubiegłym roku nawet prezydent. Obserwowanie reakcji dostojnych gości jubileuszu Akademii Górniczo-Hutniczej było porównywalne ze śledzeniem grymasów sław Hollywood w Beverly Hilton. Na o wiele niższym szczeblu próbowałem dać wyraz dezaprobaty wobec występu, który wbrew zamierzeniom nie był śmieszny. Żartownisie byli wrażliwi. Wrażliwi jak mężczyźni.

Widok wielu Gervaisów na tajmlajnie skłonił blogera Trystero do przywołania myśli, że „zachód jest jak późny PRL. Wszyscy wiedzą jak jest, ale publicznie mogą o tym mówić tylko komicy”. A jak jest dzisiaj? Gervais mógł sobie pozwolić przy dyrektorze Apple’a na przytyk do wyzyskiwania chińskich robotników. Polscy prowadzący bywają cenzurowani, gdy zażartują z firmy, która prowadzi z organizatorami rozmowy na temat sponsoringu kolejnej edycji. Sytuację komplikuje fakt, że wiele z zaangażowanych w kulturę biznesów to spółki skarbu państwa. Szopka bez hamulców pod szyldem KGHM? Tak, ale tylko pod ziemią, bo kiedy wszystko wyjdzie na powierzchnię, trzeba będzie wytrzeźwieć i wyciągnąć konsekwencje adekwatne do poziomu nadęcia godnościowego – przekonali się o tym po „combrze babskim” w głogowskiej hucie. Żarty z katastrofy smoleńskiej uznano za naruszenie norm etycznych, posypały się kary i dymisje.

Ricky w początkach swojej kariery z Globami mówił ze sceny, że organizatorzy przyjmują łapówki.

Dekadę wcześniej sam był na gali laureatem-outsiderem. Stowarzyszenie Dziennikarzy Zagranicznych Akredytowanych w Hollywood śmiało się i cieszyło, że kontrowersyjne dowcipy przysparzają popularności ich imprezie. Żarty z decyzji jurorów na polskim festiwalu? W żadnym wypadku. A komu to potrzebne?

Kiedyś trzeba spróbować. Może okazać się nieszkodliwe. W cytowanym wyżej wywiadzie Gervais wspomina, że najprzystojniejsi i najbardziej uprzywilejowani ludzie na planecie zrozumieli dopiero po trzeciej gali: „aaaaa, on tylko opowiada żarty”. W tym roku im o tym przypomniał. I jeszcze dodał na pocieszenie: „Wkrótce wszyscy umrzemy. I nie będzie kontynuacji”. 

*Autor prowadzi premiery filmowe i spotkania z twórcami, kilkakrotnie był prowadzącym gal Nowych Horyzontów i American Film Festival, na stałe współpracuje przy ceremoniach otwarcia i wręczenia nagród z Festiwalem Filmowym Spektrum.
Paul Hartland "Carnival. Composition with two masks", c.1934 r., Laszlo Moholy-Nagy; źródło: Muzeum Miejskie w Hadze
Paul Hartland „Carnival. Composition with two masks”, c.1934 r., Laszlo Moholy-Nagy; źródło: Muzeum Miejskie w Hadze

Czytaj również:

O czym się nie mówi
Doznania

O czym się nie mówi

Tomasz Stawiszyński

Najśmieszniejsze w legendarnej już przemowie Ricky’ego Gervaisa wygłoszonej podczas rozdania Złotych Globów jest to, że… nie ma w niej nic śmiesznego.

Oto cała tajemnica jej wielkiego komicznego potencjału.

Czytaj dalej