I w końcu zobaczę pokrzydowskie stare odmiany zbóż w pełnym rozkwicie. Co ja mówię? Nie zobaczę, tylko wejdę w nie, dotknę i poczuję ich zapach.
Samochód podskakuje na piaszczystej drodze, przez otwarte okna wpada łagodne, ciepłe powietrze. Mijamy zarośnięty sad i parkujemy. Byłam pewna, że moim oczom ukażą się równe złote łany zbóż. Tymczasem widzę łąkę pełną kwiatów. Mieczysław Babalski wysiada z auta i od razu kieruje się ku strzelistym zielonym i żółtym łodygom płaskurki, owsa i samopszy, ku niebieskim chabrom i drobnym białym kwiatom gryki. Biegnę za nim, ale na skraju pola przystaję i wołam:
– Panie Mietku, ale jak ja tu wejdę, to jeszcze kleszcza złapię!
Jedyne, co słyszę w odpowiedzi, to głośny śmiech, więc trudno, daję susa w sam