Przejrzyste sny
Pogoda ducha

Przejrzyste sny

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 4 minuty

Móc śnić sny, jakie tylko ma się ochotę. Robić w nocy, co się chce, i to w sposób absolutny. Nie spotykać się z żadnym ograniczeniem przestrzennym, czasowym, fizycznym, społecznym, fizjologicznym. Być poza swoim ciałem albo być zwierzęciem, albo bogiem – wszystko zależnie od kaprysu. Wszystko to perspektywy, jakie oferuje nam zjawisko świadomego śnienia.

Do XX w. na Zachodzie było ono znane wąskim gronom ezoterycznym. Doczekało się naukowego uznania po pomysłowym dowodzie przeprowadzonym przez Stephena LaBerge'a – badacz, zwracając uwagę na fakt, że gdy śpimy, jedynie źrenice są wolne od mięśniowej blokady, nauczył swoich uczniów przekazywać podczas snu ustalone komunikaty za pomocą ruchu źrenic, dowodząc tym samym, że zachowują świadomość.

To jednak, co nam wydaje się nowością i sensacją, dla Tybetańczyków jest elementem praktyki duchowej od tysiącleci. Książka Joga snu Michaela Katza stanowi znakomite wprowadzenie do tej problematyki, przedstawiając ten niesamowity fenomen w ujęciu buddyzmu tybetańskiego.

Joga snu porywa od samego początku, bo zawiera świetne wprowadzenie – autor zaznajamia czytelników z rozmaitymi typami snów: proroczych, leczniczych, wizyjnych, oczyszczających, snów objawień, opatrując je przykładami wziętymi z historii i mitologii, ale nie tylko Tybetu, bo również ze starożytnej Grecji, kabały, szamanizmu czy historii odkryć naukowych. Te przykłady, choć zawsze fascynujące, nie mogą jednak równać się z tymi wziętymi z własnego doświadczenia autora i doświadczeń ludzi, z którymi współpracował (Katz jest bowiem cenionym autorytetem w dziedzinie świadomego śnienia, podróżującym po świecie i organizującym warsztaty, kursy i odosobnienia poświęcone temu zjawisku).

Z jego książki poznajemy wiele technik, które ułatwiają pojawianie się świadomego snu. Jedną z podstawowych jest nieustanne zadawanie sobie na jawie pytania: Czy ja śnię? (Czytelniczko, Czytelniku, zadaj je sobie, czytając ten tekst). Rzecz polega na tym, by zacząć nieustannie myśleć, że nie istnieją znaczące różnice pomiędzy jawą a snem. Mogą nam w tym również pomóc noszone w ciągu dnia przeciwsłoneczne okulary (najlepiej z różowymi szkłami), które zwiększają wrażenie nierealności.

Osoby korzystające ze świadomego śnienia używają go w różnych celach. Popularne są na przykład cele erotyczne. Francuski reżyser Michel Gondry, zadeklarowany oneironauta, przyznał, że kiedy zdarza mu się taki sen, najczęściej kończy się on stosunkiem seksualnym z pierwszą napotkaną kobietą. Wydaje się to bardzo francuskie – pod tym względem podejście Francuza i Tybetańczyka różni się znacząco. Mowa tutaj wszak o „jodze” snu, czyli technice duchowej, metodzie odkrywania siebie, względnie metodzie terapeutycznej.

Przesypiamy jedną trzecią życia, dlaczego nie wykorzystać tego czasu na praktykę duchową? – pytają dalekowschodni mędrcy. Ponoć taka jednonocna praktyka ma wartość tygodniowego odosobnienia medytacyjnego (w świadomym śnieniu umysł jest bowiem uwolniony od ciała, przez co szybciej osiąga rezultaty). Mało tego, w trakcie takiego snu można się spotkać z duchowym mistrzem, ujrzeć bóstwo, zwiedzić niebo. Można próbować zmienić własne wzorce życiowe, wgrywając nowe, przez zmienianie zakończeń we własnych bolesnych wspomnieniach.

Zdaniem Michaela Katza dzięki świadomemu śnieniu jest również możliwa skuteczna walka z chorobą (wszystko to autor oczywiście dokumentuje). Kiedy uzyskujemy świadomość tego, że śnimy, niemożliwością jest, by dłużej przerażał nas koszmar, skoro znamy jego fikcyjną naturę.            

Ba, w perspektywie buddyzmu tybetańskiego dzięki praktyce jogi snu możemy przygotować się na decydujący moment, który następuje po śmierci, kiedy ponoć jesteśmy bombardowani rozmaitymi mamidłami kuszącymi nas do odrodzenia się w którymś ze światów; jeśli zachowując świadomość, zdamy sobie sprawę, że to tylko złudzenia, nie odrodzimy się na nowo i wreszcie wyzwolimy z koła życia i śmierci.

Trzeba więc przyznać, że możliwości, przed jakimi stawia nas książka Katza, są olśniewające. Całość została świetnie napisana. Jeśli mogę na koniec podzielić się własnym doświadczeniem, dodam, że w drugą noc po skończeniu lektury przydarzył mi się świadomy sen.

Czytaj również:

Nieporuszony jak Himalaje
i
Sandeep Pandey, fot. Agnieszka Rostkowska
Złap oddech

Nieporuszony jak Himalaje

Agnieszka Rostkowska

Jogini i osoby poszukujące duchowości od wieków zjeżdżają do Ryszikeś, niewielkiego miasta na północy Indii, z nadzieją, że odnajdą tam starożytną mądrość w najczystszej formie. Redaktorka „Przekroju” i joginka Agnieszka Rostkowska wyruszyła ich śladami, by porozmawiać z Sandeepem Pandeyem, jednym z najbardziej uznanych nauczycieli jogi himalajskiej.

Czy dałoby się zliczyć znajdujące się tu szkoły jogi i aśramy? – to pytanie zadaję sobie, lawirując pomiędzy świętymi krowami i rikszami w uliczkach Yog Nagari ‒ „miasta jogi”, jak w sanskrycie określa się Ryszikeś. Ściany domów, kawiarni i hoteli wyklejone są dziesiątkami plakatów z ofertą wszystkiego, czego współczesny jogin może potrzebować. Są codzienne sesje jogi w wielu stylach, podstawowe i zaawansowane warsztaty tematyczne, wyjazdy z jogą, kursy nauczycielskie, a także wszelkie medytacje, wspólne mantrowania, koncerty oraz kursy gry na gongach i misach tybetańskich, ajurwedyjskie masaże – ta lista zdaje się nie mieć końca. Przyleciałam tu jednak nie po to, by z tego korzystać, ale głównie dla Sandeepa Pandeya, eksperta jogi himalajskiej, czyli tej w najbardziej klasycznym, medytacyjnym wydaniu.

Czytaj dalej