
W średniowiecznej Mekce spotykają się na pielgrzymce dwaj afrykańscy podróżnicy – jeden właśnie wrócił z Australii, drugi wyruszy wkrótce na poszukiwanie lądu, który dziś nazywamy Ameryką. Niemożliwe? Wcale nie, tylko trudne do wyobrażenia, szczególnie dla Europejczyka.
Nie jesteśmy centrum świata – to prawda, z którą coraz częściej musi konfrontować się dziś Zachód. Cóż, może dominacja naszej cywilizacji to nie historyczna konieczność, ale wynik przypadkowych zdarzeń. Wystarczy przecież cofnąć się kilkaset lat i ujrzymy glob, na którym Europa jest tylko jednym z wielu ośrodków, i to wcale nie tym najważniejszym, najbogatszym lub najbardziej wpływowym. Oto Ziemia w roku 1313.
Tysiąc i jedno królestwo
W XIV w. nikt nie zamierza imigrować z Afryki do Europy w poszukiwaniu lepszego życia. Afrykańczycy myślą raczej o podporządkowaniu sobie Starego Kontynentu. Na przykład w muzułmańskim Maroku dynastia Marynidów planuje ekspansję na Półwysep Iberyjski. W końcu przez dobrych kilkaset lat rządzili nim islamscy władcy, a chrześcijańskim wojskom opiera się jeszcze imponujący bogactwami Emirat Granady.
Lecz na tym styku dwóch kontynentów i cywilizacji kwitną też handel i kultura. Działają tu wybitni medycy, matematycy, architekci. W marokańskim Marrakeszu góruje nad miastem bajeczna wieża Meczetu Księgarzy (który zdaniem niejednego polskiego turysty przypomina Pałac Kultury i Nauki). A dorastający Muhammad Ibn Battuta marzy już o dalekich podróżach ku granicom znanego świata. Wkrótce jego sen się spełni: w ćwierć wieku przemierzy 120 tys. kilometrów przez Afrykę, Azję i Europę.
Z Marokiem sąsiaduje jeszcze potężniejsze muzułmańskie państwo mameluków – kontrolujących Egipt, część Libii i szmat Bliskiego Wschodu. Sułtani są bezwzględni dla wrogów i hojni dla rozrastających się sanktuariów w Mekce i Medynie. W ich surowo rządzonym państwie mieszkańcom przynoszą oddech Opowieści z tysiąca i jednej nocy – kompilacja liczących kilkaset lat baśniowych historii o pieniądzach, seksie