Meduza
i
Hercules Assisting Atlas, Claude Mellan
Ziemia

Meduza

Julia Fiedorczuk
Czyta się 3 minuty

Przypomniała mi się przeczytana dawno temu anegdota: hinduski jezuita de Mello spacerował z przyjacielem brzegiem morza po plaży, gdzie fale akurat wyrzuciły na pewną śmierć tysiące meduz. Nie przerywając rozmowy, de Mello schylał się co moment, żeby podnosić pechowe stworzenia i wrzucać je z powrotem do wody. Rozmówca zauważył: „Nie uratujesz ich wszystkich, więc po co to robisz?”. De Mello odparł: „Spytaj tych, które wrzuciłem do morza”.

Nie wiem, czy należy ratować wyrzucone przez morze meduzy, ale też nie stanowi to dla mnie sedna tej przypowieści. Chodzi w niej raczej o wzięcie w obronę działania wypływającego z empatii – nawet jeśli jego zasięg miałby być ograniczony. Tak łatwo powiedzieć: „To nic nie da”. Ale komu nie da? Przytoczona historyjka przesuwa środek ciężkości z człowieka oraz wartości wyznawanych w naszej kulturze (działanie musi być wydajne, czyli w ten lub inny sposób opłacalne, aby było sensowne) na zwierzę: w tym wypadku bardzo niepozorne, galaretowate i z punktu widzenia ludzkiej ekonomii zapewne niepotrzebne. W tym przeniesieniu pojawia się zalążek środowiskowej etyki, która oczywiście nie uratuje naszej cywilizacji, być może jednak ocali coś innego, bez czego ta cywilizacja nie jest warta ocalenia.

Dużo się w ostatnim czasie mówiło i pisało o neoliberalnym przeniesieniu odpowiedzialności na indywidualnych konsumentów za kryzys ekologiczny. W tym za ten jego aspekt, który nas najbardziej przeraża, czyli rozpędzającą się coraz bardziej katastrofę klimatyczną. Obarczenie nas, zwykłych ludzi, winą za wyniszczenie ziemi, to jeszcze jeden manewr korporacji, które dzięki temu mogą kontynuować rujnowanie resztek naszych wspólnych zasobów. Ciekawie pisze o tym Maciej Rosiński, analizując metafory antropocenu, łącznie z metaforą „śladu węglowego” przypisującą pewną „porcję” szkody pojedynczym konsumentom. 

W dramatycznej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, musimy domagać się rozwiązań systemowych. Bez radykalnej przebudowy systemu ekonomicznego i społecznego, bez zakrojonych na szeroką skalę przemian polityczno-gospodarczych, po prostu nie przetrwamy – to już wiadomo.

Czy jednak wynika z tego, że indywidualny wysiłek – żeby ograniczyć ilość odpadów, zwłaszcza plastikowych, wspierać sprawiedliwy handel, wybierać ekologiczne środki transportu i produkty, oszczędzać wodę, ograniczyć spożycie mięsa – jest pozbawiony sensu? Przecież „To nic nie da”. Nie wiem, ile razy słyszałam w ostatnich miesiącach tę konstatację. Komu nie da? – pytam więc w odpowiedzi. Do uduszenia żółwia morskiego wystarczy jedna reklamówka. Jasne, segregując śmieci, nie uratujemy planety, ale przynajmniej ograniczymy nasz osobisty wkład w Szóste Wielkie Wymieranie. Bagatelizowanie indywidualnych działań jako mało wydajnych wydaje mi się niebezpiecznie zbiegać z logiką systemu, który odpowiada za katastrofę, bo to właśnie ten system stawia wydajność ponad wszystko.

Wobec postępującej katastrofy chciałabym niniejszym upomnieć się o jednego żółwia, jedną meduzę, skrawek lasu bez śmieci, jedną czystą plażę, osiedle, z którego nie wycięto drzew. Nie jesteśmy tu sami, a inne istoty to nie tylko liczby, „sztuki” oraz kilogramy, ale także pojedyncze byty. Brak szacunku dla niezależnego od nas i niekoniecznie nam służącego więcej-niż-ludzkiego życia na ziemi, nieumiejętność postrzegania tego życia w innych kategoriach niż ekonomiczne, to nie jakiś problem poboczny, tylko jedna z zasadniczych cech naszej samobójczej cywilizacji.

Poza tym, skąd weźmiemy ten nowy, zreformowany, ekologiczny, bardziej empatyczny świat, jeśli nie nauczymy się – wszyscy razem i każdy z osobna – większej empatii, dopóki nie opanujemy bardziej ekologicznego sposobu myślenia oraz działania? W jaki sposób, bez osobistej praktyki, mielibyśmy wymyślić, wyobrazić sobie, nową, lepszą rzeczywistość?

Walczmy z systemem. To teraz naprawdę najważniejsze. Działajmy, organizujmy się, żądajmy politycznych odpowiedzi i rozwiązań. A jednocześnie bądźmy odpowiedzialnymi konsumentami – presja konsumencka działa. Kupujmy mniej. Nakręcajmy modę na używane rzeczy. Nie marnujmy jedzenia oraz wody. Wybierajmy pociąg zamiast samolotu.

Liczy się nie tylko to, czy uratujemy planetę, ale też, w jaki sposób wspólnie przeżyjemy czas, który nam jeszcze pozostał, kim w tym czasie będziemy i dla kogo.

 

Czytaj również:

Co może Greta?
i
Greta Thunberg w Parlamencie Europejskim w marcu 2020 r.; zdjęcie: Parlament Europejski/flickr (CC BY 2.0)
Ziemia

Co może Greta?

Paulina Wilk

„Protestuję, bo to tak ważna kwestia, a nikt nic nie robi, nic się nie dzieje, więc ja muszę zrobić to, co mogę” – mówi młodziutka Szwedka, która odważyła się powiedzieć dorosłym, że fundują swoim dzieciom zagładę.

Jest nieduża jak na swój wiek. Kiedy spotyka się z dziennikarzami najważniejszych mediów, oni zawsze to odnotowują – zdziwienie, że ta drobna, nieskora do uśmiechu nastolatka wygłasza tak mocne, bezkompromisowe słowa. Wzywa władców świata na dywanik i daje im burę.

Czytaj dalej