
Na życie w nieustającym hałasie skazali nas starożytni, porzucając żywot łowców i zbieraczy, a potem zakładając miasta. Jesteśmy do nich podobni: z jednej strony za ciszą tęsknimy, z drugiej – panicznie się jej boimy.
Człowiek to nadzwyczaj hałaśliwa istota. Szczególnie głośne stało się w dziejach naszego gatunku przejście od wędrownych łowiecko-zbierackich wspólnot do życia w trwałych osadach. Powstanie zaś na przełomie IV i III tysiąclecia p.n.e. wielkich cywilizacji Mezopotamii i Egiptu, a potem Syrii i Palestyny oraz budowa pierwszych dużych ośrodków miejskich oznaczały przejście do życia w nieustającym rozgardiaszu. Odpowiada za to wiele dość oczywistych czynników: skupienie ludności na niewielkim, zamkniętym obszarze; wielopokoleniowe rodziny z dużą liczbą małych dzieci; współzamieszkiwanie ze zwierzętami (drób, świnie, psy, osły, muły itd.); działające w miastach liczne targowiska, sklepy i warsztaty rzemieślnicze. Dochodzą do tego pałace oraz przybytki bogów z ich głośnymi świętami, procesjami połączonymi z muzyką i tańcem. Innymi słowy: im więcej zwartych osad i miast oraz im większe one są, tym głośniej. Ateny, Korynt, Argos, Teby – klasyczne greckie poleis nie były oazami ciszy i spokoju. Życie w wielkich metropoliach Cesarstwa Rzymskiego jawiło się zaś jako prawdziwa zmora. Blisko milionowy Rzym to nigdy niemilknące monstrum. Jeden z rzymskich poetów pisał, że nawet w nocy trudno było tam zmrużyć oko, bo gdy zapadał zmrok, liczne w stolicy imperium wiedźmy i czarownice odprawiały posępne rytuały, tłukąc zawzięcie w wykonane z brązu dzbany i półmiski. Istny koszmar.
Kto więc mógł, starał się kupić choćby najskromniejszą posiadłość poza Rzymem i tam spędzał wolny czas. Cesarz