Architektura procesów planetarnych
Przemyślenia

Architektura procesów planetarnych

Aleksandra Kędziorek
Czyta się 5 minut

W czasach, gdy oddaliliśmy się już od natury na tyle, by z powrotem za nią zatęsknić, architektura może nam pomóc dostrzec jej ukryte siły, umożliwić pełniejsze doświadczenie rządzących nią procesów, wzmocnić – amplifikować – zachodzące w niej zjawiska. O tym właśnie traktuje książka Amplifikacja natury. Wyobraźnia planetarna architektury w epoce antropocenu zredagowana przez Annę Ptak i wydana przez warszawską Zachętę.

W 2015 r. na japońskiej wyspie Hokkaido stanął „dom na opak”. Choć dom zwykle kojarzy się z przytulną przestrzenią, osłoniętą ścianami od wiatru i dachem od deszczu czy nadmiernego słońca, ten budynek został zaprojektowany na odwrót. Jego głównym celem było stworzenie jak najlepszych warunków… do rozkoszowania się siarczystym mrozem. W projekcie, stworzonym we współpracy z pracownią Kengo Kumy, studenci architektury z Oslo przewidzieli tylko niewielką ogrzewaną przestrzeń, pozostałą część domu otworzyli zaś na otoczenie. Stworzyli w ten sposób przestrzenie o różnych mikroklimatach pozwalające na wielowymiarowe doświadczenie ostrej północnojapońskiej zimy.

Ten przewrotny projekt świetnie pokazuje, o co chodzi z tytułową „amplifikacją natury”. Porzućmy myślenie o ścianach oddzielających nas od zewnętrznego świata. Wyobraźmy sobie architekturę działającą jako wzmacniacz dla naturalnych procesów, architekturę, dzięki której możemy zobaczyć działanie sił grawitacji, doświadczyć naturalnego obiegu wody i wsłuchać się w różne rodzaje deszczu, zwrócić uwagę na światło zmieniające się o różnych porach dnia. Widzimy to? O takiej właśnie architekturze mówi ta książka.

Osią narracji są tu projekty Małgorzaty Kuciewicz i Simone De Iacobisa z grupy Centrala oraz historyczne projekty Jacka Damięckiego, Oskara Hansena, Bohdana Lacherta i Jerzego Sołtana, które architekci z Centrali wzięli pod lupę i potraktowali jako materiał do własnych analiz. Nie jest to oczywiście wybór przypadkowy – publikacja powstała jako katalog do wystawy Centrali w pawilonie polskim na 16. Biennale Architektury w Wenecji. Niech jednak ani formuła katalogu, ani nieco zbyt akademicki tytuł książki nikogo nie speszą. I bez wizyty na wystawie (a nawet niezależnie od niej) przeczytać ją warto – powiedziałabym wręcz, że z całego tego przedsięwzięcia jest ona najmocniejszym elementem i szkoda byłoby, gdyby trafiła tylko do wąskiego grona bywalców międzynarodowych imprez architektonicznych.

materiały promocyjne
materiały promocyjne

 

W książce, zaprojektowanej przez Krzysztofa Pydę, znajdziemy rozmowy prowadzone przez Annę Ptak i Centralę z osobami, które z architekturą na pozór niewiele mają wspólnego: z geografem, pisarzem, geologiem, biolożką. Na pozór, bo gdy zaczynamy wiązać architekturę z procesami naturalnymi zachodzącymi w skali planety, głos geologa okazuje się mieć nagle kluczowe znaczenie.

I tak, z rozmowy z geologiem i paleobiologiem Janem Zalasiewiczem dowiemy się, że za kilka tysięcy lat z materii naszych miast utworzy się nowa warstwa geologiczna – urban strata. Jej zaczątków można się już chyba doszukiwać na warszawskim Muranowie, osiedlu-pomniku zaprojektowanym przez Lacherta, na którym tąpnięcia gruntu co i rusz ujawniają kryjące się pod budynkami ruiny przedwojennego miasta. Z rozmowy antropologa Kacpra Pobłockiego z Centralą wyciągniemy informację o zapomnianej już „trzeciej porze dnia” – porze przejściowej, w której dzień przechodzi powoli w noc, zmienia się percepcja przestrzeni, a która jest coraz mniej dostrzegalna z powodu globalnego zanieczyszczenia światłem.

Na przykładzie polichromii domu Zofii i Oskara Hansenów w Szuminie dowiemy się, jak zdaniem Centrali na tę porę reagowali architekci i w jaki sposób uwzględniali ją w swoich projektach. Biolożka Monika Słupecka-Ziemilska opowiada o uhonorowanym w zeszłym roku Nagrodą Nobla odkryciu zegara chronobiologicznego – wewnętrznego mechanizmu w ciele człowieka, który wyznacza dobowy rytm życia nawet na poziomie pojedynczej komórki. Centrala w odpowiedzi na to odkrycie przedstawia projekt Domu Cabrio – architektury, która zmienia się w rytm pór dnia i pór roku zgodnie z naszymi biologicznymi potrzebami.

Architekt Jacek Damięcki pochyla się natomiast nad kwestią skali i powiązania architektury z procesami planetarnymi. Mówi o swoich własnych projektach: „Wytwarzam nie tyle przedmioty, ile sytuacje, w których przestrzeń rezonuje z człowiekiem. […] Celem jest dotarcie do wrażliwości, wywołanie dreszczu. Jak obiekty są małe, to muszą być w wielkich zależnościach. […] Architektura to dyrygowanie kosmosem, a nie rozstawianie mebli w krajobrazie”. Po czym dodaje poetycko: „Kosmos to nie jest coś bardzo od nas oddalonego, bo gdy tu teraz siedzimy, jego fragment opiera się o nasze dłonie”.

Kiedy studiowałam historię sztuki, przy omawianiu powiązań architektury i natury przywoływało się zwykle dwa terminy stosowane przez XVII-wiecznego filozofa Barucha Spinozę: natura naturans określające naturę aktywną, która działa zgodnie z własnymi zasadami, i natura naturata, naturę bierną, stworzoną. Dziś Anna Ptak wraz z Centralą wprowadza trzecią kategorię i twierdzi: „Wszechświat mówi do nas językiem architektury”. Tego wymiaru Spinoza nie przewidział, ale skąd mógł przecież biedak wiedzieć, że żyje już w epoce antropocenu.
 

Czytaj również:

Żaden beton
i
Pałac Bursztynowy, Jaipur, Indie; zdjęcie: RealityImages/Adobe Stock
Marzenia o lepszym świecie

Żaden beton

Klaudia Khan

Tradycyjne domy w gorących rejonach świata – zbudowane z gliny, z małymi oknami, wewnętrznymi dziedzińcami czy wieżyczkami „łapiącymi wiatr” – nie potrzebowały klimatyzacji i wiatraków, aby użyczyć chłodnego schronienia mieszkańcom.

W Bannu, położonym w południowej części prowincji Khyber Pakhtunkhwa w Pakistanie, popołudniami życie spowalnia. Wyludniają się dziedzińce tradycyjnych domów. Mieszkańcy udają się na poobiednią drzemkę albo chronią przed słońcem na werandzie od wewnętrznej strony domu. Jest kwiecień i temperatura dochodzi do 30°C. Wysokie stropy, grube gliniane ściany i podłogi wyłożone płytkami z gliny oraz niewielkie otwory okienne znajdujące się niemal pod sufitem skutecznie chronią nas przed żarem dnia. W czerwcu i lipcu będzie jeszcze goręcej, nawet do 45°C. Werandy zostaną osłonięte kotarami albo trzcinowymi roletami, a gdy zabraknie prądu – czyli przez większą część doby – odrobinę chłodu zapewnią jaali, tzn. ażurowe łamacze światła zdobiące ściany.

Czytaj dalej