Całkiem niezła zemsta
i
visuals, ilustracja: Carlos PX/Unsplash
Opowieści

Całkiem niezła zemsta

Aleksandra Lipczak
Czyta się 19 minut

Z Samantą Schweblin, argentyńską pisarką, autorką powieści Distancia de rescate i Kentuki rozmawiała Aleksandra Lipczak

Aleksandra Lipczak: W Polsce ukazała się właśnie twoja powieść Kentuki. Ale mówisz o sobie, że jesteś raczej autorką opowiadań, która czasami pisze powieści.

Samanta Schweblin: To prawda, moje pisanie zaczęło się od opowiadań. Kiedy mam pomysł na tekst, instynktownie zmierzam najpierw zawsze w kierunku formy opowiadania. Można powiedzieć, że to mój zwykły tryb działania i myślenia.

Nie wszystkie pomysły znoszą jednak dobrze zwięzłość i rygor, którego wymaga ta formuła i to właśnie wtedy pojawiają się powieści. Po każdej z nich wracam jednak do opowiadań. Teraz, po wydaniu Kentuki, też pracuję nad ich nowym tomem.

Kentuki też miało być opowiadaniem?

Tym razem od początku miałam świadomość, że będzie to coś dłuższego. W przypadku mojej poprzedniej powieści, Distancia de rescate (z hiszp. „Bezpieczna odległość”, jej tłumaczenie też ukaże się wkrótce po polsku – przyp. aut.), wszystko zaczęło się od opowiadania, które stopniowo robiło się coraz dłuższe. „Kentuki” były na samym początku szkicem, w którym troje bohaterów opowiada historię swojej relacji z kentuki…

…czyli elektronicznym pluszakiem sterowanym przez Internet przez innego, anonimowego użytkownika z innego kraju.

Pisząc opowiadanie, musiałabym się skoncentrować na jednej z tych historii, a tym razem interesowało mnie to, co globalne. Chciałam stworzyć chór głosów, opowiadających o doświadczeniu, które łączy wszystkich ze wszystkimi. O bardzo różnych od siebie ludziach i kulturach, które pod wpływem technologii zaczynają kroczyć po podobnych do siebie ścieżkach.

Tego wszystkiego nie dało się opowiedzieć jednym głosem, w jednym opowiadaniu. Potrzebowałam wielości i wielokulturowości.

Jak w ogóle wpadłaś na to, żeby napisać o skrzyżowaniu maskotki ze smartfonem?

Pomysł zaświtał mi w metrze w Buenos Aires, kiedy jechałam zjeść obiad z moim tatą. Zastanawiałam się nad popularnością dronów, które przeżywały wtedy prawdziwy boom i nagle naszła mnie pewna myśl. Jak to możliwe, że istnieje coś tak skomplikowanego jak dron, a nikt nie wpadł jeszcze na pomysł, żeby stworzyć coś tak prostego i oczywistego jak sterowane przez Internet domowe zwierzę czy maskotka?

Nie była to idea literacka, po prostu wydało mi się to dość dziwne. Kiedy opowiedziałam o tym tacie, bardzo się ucieszył i stwierdził, że muszę jak najszybciej opatentować swój „wynalazek” i że zarobię na tym mnóstwo pieniędzy.

Powiedziałam, że nie mam zamiaru, więc tylko westchnął głęboko i odparł rozczarowany: „W takim razie będziesz musiała napisać powieść”.

Szczerze mówiąc,

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Książki mówią do nas po imieniu
i
Jean-Baptiste-Camille Corot, „Kobieta czytająca w studiu”, 1868 r. National Gallery of Art, Washington, domena publiczna
Wiedza i niewiedza

Książki mówią do nas po imieniu

Tomasz Wiśniewski

Po cichu, na głos, samotnie lub w grupie. Na stojąco, siedząco czy leżąco. Znamy mnóstwo sposobów lektury, choć jako gatunek oddajemy się jej od niedawna. Argentyński eseista i bibliofil Alberto Manguel sięga do źródeł historii czytania.

Jak to możliwe, że wydrukowane na białej kartce czarne znaczki potrafią wywołać w naszych umysłach obrazy, sprawiając, że widzimy słyszymy wydarzenia, o których traktuje tekst, fizycznie w nich nie uczestnicząc? Przez nasze oczy śledzące zapisane słowa może wniknąć historia, która wzruszy, wzbudzi gniew, a nawet wywoła emocje, których nigdy nie zapomnimy. Czytający nie tylko odkodowuje pewien komunikat; lektura sprawia również, że treść staje się częścią jego tożsamości. Na ile też to, co dzieje się z nami podczas lektury, ma związek z „zewnętrznym” tekstem, a na ile z „wewnętrzną” wyobraźnią? Inaczej mówiąc: czy źródłem znaczeń jest tekst, czy jego odbiorca? Czy czytanie to nasza naturalna umiejętność, czy pewien „wynalazek”? Biorąc pod uwagę fakt, że pismo i jego rozumienie pojawiają się późno w historii naszego gatunku, wydawałoby się, że mamy do czynienia z czymś nienaturalnym. Ale jeśli tak, dlaczego nasz mózg to w ogóle potrafi? A skoro potrafi, to dlaczego ta umiejętność pojawiła się tak późno?

Czytaj dalej