Ekonomia troski – rozmowa z Marcelem Andino Velezem Ekonomia troski – rozmowa z Marcelem Andino Velezem
i
zdjęcie: Rafał Masłow
Opowieści

Ekonomia troski – rozmowa z Marcelem Andino Velezem

Agnieszka Drotkiewicz
Czyta się 10 minut

Dwa lata temu, ze względu na chorobę rodziców, Marcel Andino Velez, zrezygnował z bycia wicedyrektorem Muzeum Sztuki Nowoczesnej i został ich całodobowym opiekunem. Zaczął się uczyć nowego fachu i zauważać rzeczy, o których istnieniu dotąd nie miał pojęcia. Doświadczenie opieki nad rodzicami przekuł w powstanie firmy Młodszy brat, która nie tylko świadczy prywatne usługi opiekuńcze, ale też nagłaśnia problem braku systemowej opieki geriatrycznej w Polsce. O tym, jak wygląda u nas troska nad niepełnosprawnymi starszymi osobami, także tymi dotkniętymi demencją rozmawia z nim Agnieszka Drotkiewicz. 

Agnieszka Drotkiewicz: Prowadzisz firmę Młodszy brat, która zajmuje się rodzinną koordynacją opieki geriatrycznej. Kiedy powiedziałam kilku znajomym, że chcę z Tobą zrobić rozmowę na ten temat, usłyszałam: „O nie, to takie smutne i przygnębiające”. Szykując się do naszego spotkania, czytałam i słuchałam tego, co mówisz o Twojej pracy i mam wrażenie, że znajdujesz w niej całą paletę tonów – jasnych i ciemnych. Jakie jest Twoje emocjonalne podejście do tej pracy?

Marcel Andino Velez: Jak typowy współczesny człowiek mam naturę dość lękową, mierzę się z tym na co dzień. Ale wiedza i doświadczenie w mojej pracy dają mi też pewien spokój, poczucie, że jestem dobrze przygotowany. Usługi, które oferuję, to relacja na płaszczyźnie ekonomicznej, choć odwzorowuje ona relacje emocjonalne. Wszyscy, którzy się kimś opiekują, wykonują pracę afektywną, opartą na emocjach. Trzeba mieć tego świadomość i te emocje kontrolować. Ale to nie zmienia faktu, że przywiązuję się do moich podopiecznych i ich rodzin. W geriatrii zdrowie definiuje się nie jako „brak chorób”, tylko jako dobrostan, więc w opiece chodzi też o to, żeby przynieść kwiaty, porozmawiać przy herbacie. Bywa ciężko, bo nasi podopieczni to ludzie cierpiący, często samotni i konfrontujący się z bliskością śmierci, a także oddaleniem od bliskich. Zdarza się, że moi klienci mieszkają bardzo daleko – w Australii czy w Ameryce – opiekuję się ich rodzicami w ich imieniu, a równocześnie w jakimś

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Szwedzka teoria samotności – rozmowa z Katarzyną Tubylewicz Szwedzka teoria samotności – rozmowa z Katarzyną Tubylewicz
i
zdjęcie: Daniel Tubylewicz
Opowieści

Szwedzka teoria samotności – rozmowa z Katarzyną Tubylewicz

Agnieszka Drotkiewicz

Samotność bywa udręką, ale nieraz bywa też wybawieniem i furtką do metafizycznych przeżyć. „Bardzo często w życiu kierujemy się lękiem przed samotnością. Zwykle postrzegamy ją jako porażkę, dowód na to, że »nikt nas nie chce«. Z tego powodu uciekamy przed spotkaniem z samym sobą” – mówi Katarzyna Tubylewicz, autorka książki „Samotny jak Szwed?”, z którą rozmawia Agnieszka Drotkiewicz.

Agnieszka Drotkiewicz: Samotny jak Szwed? to książka-obraz. Składają się na nią Twoje teksty i wywiady oraz zdjęcia Twojego syna, Daniela. Kiedy ją czytam i oglądam, mam poczucie, że samotność można postrzegać jako kadr, w którym jest dużo przestrzeni, takie passe-partout. Pozwala nam ona lepiej zobaczyć nas samych, ale to, co zobaczymy, zależy od naszej samowiedzy.

Czytaj dalej